Bard "Solidarności" Przemysław Gintrowski miał zostać inżynierem. Wybrał muzykę

Lucjan Strzyga
Piotr Kosela/CC-SA-BY
Nigdy nie stracił wiary w ideały "Solidarności". Stąd jego przywiązanie do środowisk niepodległościowych, niechęć do politycznego mainstreamu, konsekwentne opowiadanie się po stronie nieprzejednanej opozycji. Bycie w opozycji zajęło mu połowę dorosłego życia.

Zaczął konspirować jeszcze jako uczeń warszawskiego Liceum Tadeusza Reytana, zakładając szkolny zespół "Między niebem z ziemią". Oficjalnie zadebiutował w 1976 roku na przeglądzie w warszawskiej Riwierze piosenką "Epitafium dla Sergiusza Jesienina". Wygrał w cuglach.

Miał wtedy 26 lat, skończone studia na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa Politechniki i perspektywę życiowej stabilizacji. Wybrał muzykę i rolę barda rodzącej się właśnie opozycji.

Gdy muzycznie związał się z Jackiem Kaczmarskim, był już dość sławny w środowiskach kontestujących oficjalną kulturę.
To właśnie z Kaczmarskim oraz dokooptowanym pianistą Zbigniewem Łapińskim stworzyli muzyczne trio, które odmieniło polską poezję śpiewaną. Ich program "Mury" stał się obowiązkową wykładnią artystyczną dla każdego ówczesnego kontestatora. A pochodząca z programu piosenka o tym samym tytule - hymnem przyszłej "Solidarności" i symbolem walki z reżimem.
Potem były równie legendarne i równie popularne programy "Raj" i "Muzeum", a gdy w 1981 roku wystąpili na XIX Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, nikt nie dziwił się, że jedna z głównych nagród powędrowała do nich. Wykonali wtedy "Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego" - poetyckie nawiązanie do życia i twórczości rosyjskiego barda. Wirtuozerska gra na gitarze Kaczmarskiego i słynna chrypka akompaniującego mu Gintrowskiego porwały publikę. Mieli rację krytycy, że amfiteatr opolski nie słyszał jeszcze takiej muzyki.

"Wokół trwał solidarnościowy karnawał i czułem, że drugiego takiego czasu już nie będzie" - wspominał po latach w wywiadzie dla "Tygodnika Solidarność".

Miał rację, niebawem gen. Jaruzelski wprowadził stan wojenny, a trio Kaczmarski-Gintrowski-Łapiński przeszło do historii.
Dla Gintrowskiego zaczął się czas samotnej pracy i koncertów, głównie w podziemiach warszawskiego Muzeum Archidiecezji.
Przez dziesięć lat artysta napisał muzykę do ponad dwudziestu filmów fabularnych i seriali (najsłynniejszy z nich to oczywiście "Zmiennicy" Stanisława Barei). Ale nagrywał także autorskie programy poetyckie, m.in. słynny "raport z oblężonego miasta", inspirowany przede wszystkim poezją Zbigniewa Herberta.

Anegdota powiada, że program "Pamiątki" Gintrowski nagrał konspiracyjnie, korzystając ze studia państwowej telewizji przy okazji realizacji muzyki do filmu "Matka Królów". Historia kołem się toczy - po przełomie 1989 roku Gintrowski wrócił na trasy koncertowe z Kaczmarskim i Łapińskim.

Nagrali wtedy "Mury w Muzeum raju" oraz "Wojnę postu z karnawałem". Szło jednak nowe, czasy nie sprzyjały patriotyczno-poetyckim uniesieniom.

Po kilkuletniej współpracy, przerwanej ostatecznie w 1993 roku, artysta imał się różnych zajęć: pisał muzykę do telewizyjnych przedstawień, podjął wykłady w Warszawskiej Szkole Filmowej, okazjonalnie koncertował. Ostatnią płytę nagrał w 2009 roku. Nosiła tytuł "Kanapka z człowiekiem i trzy zapomniane piosenki". Można na niej usłyszeć m.in. muzykę Cohena i słowa Andrzeja Bursy i Antoniego Słonimskiego.

Mimo rozstania z Kaczmarskim ich przyjaźń przetrwała próbę czasu. Kiedy Kaczmarski dowiedział się o swojej strasznej chorobie: rak mięśnia, na którym z jednej strony wspiera się przełyk, a z drugiej krtań, Gintrowski bez wahania wziął udział w koncertach charytatywnych.

Kaczmarski zmarł w kwietniu 2004 roku. "Był po prostu świetnym poetą. Kochał koncerty i lubił, gdy go słuchano. Jeszcze parę lat temu potrafił przejechać maluchem na drugi koniec Polski, kiedy wiedział, że czekają na jego występ. Podczas jednego z koncertów w Harendzie pobił rekord świata, śpiewał przez pięć godzin. Jeszcze przed chorobą Jacka mieliśmy wspólne plany"- wspominał Gintrowski przyjaciela w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".

Nikt nie pokusił się o wyczerpującą biografię artysty. A przecież na jego życiu można uczyć się współczesnej historii Polski. Nieprzypadkowo, gdy w 2001 roku szef IPN-u otwierał w Gdańsku wystawę "Stan wojenny - spojrzenie po 20 latach", muzyczną oprawę uroczystości stanowiły piosenki Przemysława Gintrowskiego. Z kolei innych zdziwi zapewne informacja, że artysta był świadkiem na ślubie Bogusława Lindy. Rzecz działa się dwanaście lat temu w gdańskim kościele św. Jana.

Ostatniej walki, toczonej z nieuleczalną chorobą, Przemysław Gintrowski nie wygrał. W grudniu skończyłby 61 lat.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Śmiertelny wypadek w Bydlinie. Dwie osoby roztrzaskały się na drzewie [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Bard "Solidarności" Przemysław Gintrowski miał zostać inżynierem. Wybrał muzykę - Gazeta Krakowska

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

r
rafał ryś
był pochodnią podczas najczarniejszej nocy
Wróć na i.pl Portal i.pl