Człowiek z lasu. Codziennie pali ognisko
Co ciekawe, dzień pana Zdzisława niewiele różni się od dnia przeciętnego człowieka. - Rano wychodzę „ do pracy” i przynoszę do mojego namiotu to, co udało mi się znaleźć - mówi bezdomny, po czym otwiera swoje, skryte pod czarną folią, „szafy”, w których faktycznie jest wiele owoców, wiele bułek i kilka butelek piwa.
Pan Zdzisław nieco przypomina człowieka prehistorycznego. Codziennie popołudniu rozpala ognisko w specjalnym palenisku wykonanym obok swojego namiotu, tutaj sobie coś „pichci”, suszy tytoń na papierosy oraz grzeje wodę, którą potem się myje. Trzeba przyznać, że odporność musi mieć niezwykłą, bo można się domyśleć, jakby czuła się „zwykła” osoba, która umyłaby głowę na 10 - stopniowym mrozie. A dla pana Zdzisława nie jest to niczym dziwnym. - Proszę dotknąć, jakie mam miękkie i czyste włosy. Brodę też golę trzy razy w tygodniu, bo to, że mieszkam w lesie, nie znaczy, że o siebie nie dbam - mówi bezdomny. Na pytanie czy mu nie zimno odpowiada, że nie i chyba nie powinno nas to dziwić, bo przecież widzimy, że „siedzi sobie w samym sweterku i rozsuniętej kurtce”.
Nie chce od nikogo pomocy
Bezdomny nie chce zbyt wiele o sobie mówić, choć absolutnie nie brakuje mu dobrego humoru. Zdradził nam tylko, że kiedyś mieszkał w „bidulu” w Solcu - Zdroju, nigdy nie miał żony i sam wybrał sobie takie życie. - Mi jest tu po prostu dobrze, nikomu nie przeszkadzam, nikt też nie burzy mojego spokoju - mówi „człowiek z lasu”. Przyznaje, że codziennie odwiedzają go strażnicy miejscy, ale on nie chce od nikogo pomocy i w życiu nie da się „zaciągnąć” do przytuliska dla bezdomnych.