W kwestii religijnych teogonii trudno być optymistą. Teza, którą przed laty popularna religioznawczyni Emma Brunner-Traut zawarła w książce "Pięć wielkich religii świata", a która sprowadzała się do przesłania, że "zamiast rywalizować wyznawcy różnych religii powinni uczyć się wzajemnie i wspólnie szukać dróg prowadzących wszak do jednego Boga", niezauważalnie odeszła do lamusa. Podobnie jak echa międzywyznaniowego spotkania modlitewnego w Asyżu w 1986 roku zorganizowanego przez Jana Pawła II.
Powód jest prosty: Boga różnych religii trudno przykroić do jednego wzorca. Mimo starań teologów takie wyzwanie - w coraz bardziej skonfliktowanym religijnie świecie - wciąż okazuje się niewykonalne. Dlaczego? Przyjrzyjmy się koncepcjom Boga w pięciu największych religiach świata.
Jaki Bóg?
O Boga ludzkość spiera się od niepamiętnych czasów. A Bóg jak dotąd ma się dobrze i spogląda na nas z pobłażaniem
Już z pobieżnego przeglądu w powyższej galerii widać, że niełatwo dyskutować o Bogu. Tradycyjni teologowie twierdzą, że boskość musi charakteryzować się określonymi atrybutami, m.in. wszechobecnością, wszechmocą i wszechwiedzą, ci nastawieni modernistycznie skłonni są nazywać bogami każdy wytwór ludzkiej myśli. Spór toczy się od tysiącleci. Nad definicją Boga głowili się Platon (bezosobowy Absolut) i Arystoteles (Samomyśląca się Myśl), św. Tomasz z Akwinu (Samoistne Istnienie), Feuerbach (ludzka projekcja), Marks (opium dla mas), a dziś Christopher Hitchens (Bóg jako utopia) i Richard Dawkins (nonsens).
Ci ostatni nie biorą najwyraźniej pod uwagę, że na siedem miliardów ludzi żyjących dziś na świecie, większość odwołuje się do jakiejś religii. Czasy bez Boga - marzenie ateistów wszystkich czasów - jeszcze długo nam nie grożą.