Cena za wybrankę

Rafał Romaniuk
Polskapresse
Podróże kształcą. Nawet te do Soweto. Polski przewodnik, z którym się tam wybrałem, robił wszystko, by przekonać mnie, że nie jedziemy do najniebezpieczniejszego miejsca na ziemi. Częściowo mu się udało, choć po zmroku i tak nie odważyłbym się otworzyć tam nawet okna w samochodzie.

Przy okazji wycieczki poznałem kilka ciekawych historii na temat obyczajów w RPA. Jak choćby ta. Co musi zrobić Siphiwe Tshabalala, nowy gwiazdor reprezentacji RPA, by poślubić czarnoskórą kobietę? Zapłacić. Nie, to żaden rasistowski dowcip, w których lubuje się biała ludność, tylko miejscowa rzeczywistość.

Okazuje się, że obrazu spełnionego mężczyzny nie tworzą tu trzy wydarzenia: budowa domu, posadzenie drzewa i narodziny syna. Marzeniem jest przyjście na świat córki. Najlepiej kilku, bo narodziny niewiasty to zapowiedź błogosławieństwa i dobrobytu. W rozumieniu materialnym.

Młody mężczyzna, który uderza w konkury, a potem prosi o rękę swoją wybrankę, nie tylko musi klęknąć przed jej rodziną, ale też sięgnąć do kieszeni i wykupić narzeczoną z rodzinnego domu. Odwrotnie jak niegdyś w Polsce, gdy kandydaci na mężów byli solidnie prześwietlani, zanim przejęli posag żony. Dowiedziałem się przy okazji, że w RPA zamożność ocenia się nie po wysokości domu, tylko po wielkości działki. Przed laty, i mowa wcale nie o czasach odległych, drugim czynnikiem świadczącym o majątku było bydło. Ale wróćmy do procesu wykupu żony. Jej cena rośnie w zależności od wykształcenia. Pytam przewodnika o kwoty.

Odpowiada: "Nie wie, ile trzeba wyłożyć dzisiaj, ale kiedyś najbardziej w cenie były pielęgniarki czy nauczycielki". Dopytuję dalej o konkrety. "Konkrety? Trzeba się było liczyć z kosztami. Za wykształconą kobietę, na przykład pielęgniarkę, należało oddać... dwadzieścia krów".

Więcej na Fotoblogu z RPA oraz w serwsie Mundial na Ekstraklasa.net - jakbyś tam był!

Wróć na i.pl Portal i.pl