Kiedy zapowiadano fotograficzne safari, nie bardzo było wiadomo, co się za tym kryje. W Chorwacji nie ma pustyń, a jednak safari jest możliwe i coraz więcej turystów korzysta z tej atrakcji.
Przejażdżka SUV-em po południowym Velebicie, pokazała, że są miejsca na świecie, gdzie widoki wydają się nierealne.
Najpierw spotkanie w Maslenicy. Pan Bruno pokaże nam i przekonamy się na własne oczy jak wygląda safari po górach.
Ekscytująca podróż po bezdrożach
Ruszamy 20-letnim SUV-em w ekscytującą podróż. Kiedy jedzie się coraz wyżej i wyżej wąskimi dróżkami bez żadnych zabezpieczeń, serce zaczyna bić mocniej, bo wyobraźnia pracuje. Nie ma co ze strachem patrzeć w przepaść, Bruno jest doświadczonym kierowcą i zarazem przewodnikiem, który z werwą opowiada o miejscowych atrakcjach..
Jak choćby o nielicznych ludziach, który pustkowie wybrali na siedlisko, gdzie żyją bez telewizji i innych wygód.
Gdy pytam Bruno,jak przeżyć w takich warunkach, mówi: jeden kocha miasto, innego ciągnie do natury.
Od początku safari na Velebicie to przeżycie z dreszczykiem emocji. Jedziemy po takich bezdrożach i wzniesieniach, które zapierają dech w piersi nie tylko z zachwytu, ale także ze strachu.
Takie widoki tylko tutaj
Co jakiś zatrzymujemy się, by nacieszyć oczy widokami, jakich trudno gdziekolwiek indziej doświadczyć.
Skąpa roślinność, nieliczne dziki zwierzęta, jeszcze mniej ludzi, a mimo to jest w tym środowisku coś fascynującego. Krajobraz pełen kolorowych barw. Piękno dzikiej przyrody sprawiło, że coraz więcej turystów chce odwiedzać ten księżycowe krajobraz.
Kolejne kilometry po górzystych bezdrożach i docieramy do naszego przystanku. Na stole przed domem czeka proste, smaczne jedzenie (pyszne wędliny, sery, jako główne danie gulasz). Do tego piwo, wino, zimne napoje. Niemcy raczą się piwem, przybysze z innych krajów wybierają wodę i kawę.
Jeden z trzech SUV-ów, które zaparkowały przed domem prowadził tata Bruno. Po nabraniu sił ruszamy już razem w dalszą drogę. Co jakiś czas przystanki, by podziwiać krajobraz lub skały białego koloru, które puszczą się w słońcu.
Widzimy miejsce, w którym kręcono scenę do filmu "Parada", a trochę dalej kręcono też do "Co to za człowiek bez wąsów". Teren okazał się atrakcyjny do kręcenia filmów i reklam. Nawet producenci „Gry o tron” myśleli o popracowaniu na Velebicie.
Westerny z Winnetou
Mijamy wreszcie miejsca, z których południowy Velebit jest znany na świecie. Mowa o terenach, na którym kręcono słynne westerny z Winnetou, Indianinem stworzonym przez Karla Maya.
Bruno pokazuje miejsce, gdzie zbudowano Pueblo, rodzinną wioskę Winnetou i tu miały miejsce niektóre z najważniejszych scen serialu. Wiedzą o tym szczególnie Niemcy, którzy są najczęstszymi gośćmi na wycieczkach i to tylko dzięki Winnetou .
Młodsze pokolenia prawdopodobnie nie wiedzą, kim był Indianin, który mówił po niemiecku, ale ich rodzice, którzy dorastali na jego przygodach, wiedzą.
Bruno mówi, że najlepiej porównać to tak: Tym, czym Harry Potter jest dla młodszych pokoleń, Winnetou jest dla ich rodziców.
Jedziemy dalej, już prawdziwą drogą. Po trasie wioska Modrići, miejsce narodzin jednego z najlepszych piłkarzy świata, Luki Modrića. Po mundialu w Rosji zdjęcie młodego Luki pasącego owce swoich dziadków wśród gruzów i kamieni obiegło światowe media.
Dziś w Modrići nie ma wielu ludzi. Tylko kilka domów zamieszkanych, resztę zniszczył czas. Jedną z „ofiar” jest dawny zajazd, w którym mieszkał dziadek Luki. Choć pozostały po nim tylko kamienie, pamięć jednak żyje.
Przeciwatomowe schrony
I pomyśleć tylko, że nie tak daleko od miejsca safari ludzie spędzają czas z jeszcze większą adrenaliną. Mowa o urokliwym Parku Narodowym Paklenica, do którego ściągają m. in. miłośnicy wdrapywania się na skały z pomocą lin. Przewodnik zapewniał, że to bezpieczne, ale patrząc ile wysiłku wkładali śmiałkowie, trzeba przyznać, że to zajęcie dla odważnych.
Kogo nie stać na taki wysiłek, mógł spędzić czas w oglądając wyżłobione groty, w których w czasie zimnej wojny była schrony przeciwatomowe. Miały chronić towarzysza Broz Tito i jego przybocznych. Przechadzając się po salach zamienionych w ekspozycje poświęcone przyrodzie i życiu minionych pokoleń, wypada się cieszyć, że nikt nie musiał się tam chować przed atakiem jądrowym...
