Mężczyzna na własny koszt pojechał do szpitala w Poznaniu. Tam stwierdzono, że przeszedł zapaść krążeniową (popularnie zwaną zapaścią serca), a także ma niedrożne żyły. Teraz będzie żądał od wrocławskiego pogotowia zwrotu kosztów leczenia, które jego zdaniem należało przeprowadzić w publicznym szpitalu.
Dlaczego ratownik medyczny odmówił zabrania Adama Kowalskiego, który przed przyjazdem karetki stracił przytomność?
- Ratownik ma prawo pozostawić pacjenta w miejscu wezwania, jeżeli po zbadaniu stwierdzi, że nie występują objawy nagłego zagrożenia zdrowia, nie musi podejmować czynności ratunkowych, a pacjent nie wymaga kontynuacji leczenia w szpitalu - mówi Andrzej Czyrek, zastępca dyrektora ds. lecznictwa wrocławskiego pogotowia ratunkowego. - Po przejrzeniu karty medycznych czynności ratunkowych z tego wyjazdu uważam, że decyzja mojego pracownika była słuszna i schorzenie nie wymagało bezpośredniej kontynuacji leczenia w szpitalu. Państwowe ratownictwo medyczne służy przecież ratowaniu życia, a nie diagnozowaniu i leczeniu - dodaje.
Adam Kowalski nie zgadza się z takim postawieniem sprawy.
- Powiedziałem ratownikowi, że na kilka minut straciłem przytomność. Jemu nawet nie przyszło do głowy, by mnie o to spytać. Nie umieścił mojej odpowiedzi na karcie. Mało tego, później chciał mnie zmusić do podpisania odmowy zabrania do szpitala, na co się oczywiście nie zgodziłem - twierdzi Adam Kowalski.
Dyrektor wrocławskiego pogotowia zapowiedział, że przeprowadzi postępowanie w tej sprawie. Jego wyniki poznamy w ciągu 30 dni.
W myśl przepisów, pacjent nie może domagać się od zespołu medycznego przetransportowania go do szpitala. Decyzja ratownika bądź lekarza jest nieodwołalna.
- Dlatego tak ważne jest, żeby do ciężkich przypadków zawsze wysyłać karetkę z lekarzem, a nie ratownikiem - zauważa prof. Juliusz Jakubaszko, były krajowy konsultant w dziedzinie medycyny ratunkowej.
Problemu mogłoby nie być, gdyby w mieście było więcej specjalistycznych karetek z lekarzami.
CZYTAJ WIĘCEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Po zmianach, jakie zaszły w październiku, na terenie Wrocławia i powiatu wrocławskiego jest 6 karetek specjalistycznych, a więc takich, w których w załodze jest lekarz. Wcześniej było ich 11.
- Zmiany zwiększyły ogólną liczbę karetek we Wrocławiu, więc nie pogorszyły, a poprawiły sytuację - twierdzi Andrzej Czyrek. - Poza tym, jeśli będziemy traktować ratownictwo medyczne w myśl ustawy, to ratownicy będą idealnie przygotowanymi osobami do pełnienia tej funkcji - kontynuuje.
Od 2019 r. karetki specjalistyczne w ogóle przestaną istnieć. To jedna ze zmian, która figuruje w projekcie nowelizacji ustawy o państwowym ratownictwie medycznym.
- Mieliśmy jeden z nowocześniejszych systemów ratownictwa medycznego w tej części Europy, a teraz go niszczymy. Te wszystkie działania obniżają jakość usług i skuteczność systemu. Poszkodowani będą oczywiście pacjenci - uważa prof. Jakubaszko.
Jego zdaniem, funkcja ratownika medycznego została stworzona po to, by pomagał lekarzowi, a nie decydował w ciężkich przypadkach.
- Owszem, ratownicy są przygotowywani do ratowania życia, ale nie do tego, aby podejmować samodzielne decyzje w ciężkich przypadkach. Mają dłuższe studia niż paramedycy w innych krajach, ale trzyletnia nauka to zbyt krótki czas, aby posiąść wiedzę, jaką mają lekarze - tłumaczy prof. Juliusz Jakubaszko.