- Kicak pogryzł mi rękę, wnuczkę ugryzł w ramię, rzucił się na nas bez powodu. Nie chcemy już go, boimy się, niech go uśpią - żali się Halina W. Kobieta trafiła do szpitala.
Starsza pani broniła się przed oszalałym kotem. Wezwała na pomoc Straż Miejską. Agresywne zwierzę próbowali obezwładnić także sąsiedzi. Słysząc wołania o pomoc pani Haliny wyważyli nawet drzwi do jej mieszkania i uzbrojeni w kołdrę usiłowali spacyfikować Kicaka.
- Mąż wywiercił zamek w drzwiach wejściowych wiertarką, ale ten kot zachowywał się jak ryś, syczał, warczał, kolega chciał go złapać w kołdrę, ale nie udało się - mówi Gabriela Płoszaj, sąsiadka z pierwszego piętra.
- Babcia stała w pokoju, kiedy nagle, bez powodu, kot się na nią rzucił. Zaczął ją gryźć i drapać, a kiedy pośpieszyłam babci na ratunek, zaatakował także mnie - opowiada pani Renata, wnuczka. - Zamknęłyśmy się z babcią w pokoju i przez kilka godzin przez telefon prosiłyśmy o ratunek policję, schronisko dla bezdomnych zwierząt, straż pożarną, nawet weterynarzy. W końcu przyjechała Straż Miejska.
- Miał u nas jak król, jadł co najlepsze. Lubił poszaleć, drapał ściany, gryzł naszego psa, ale nie domowników, stawiał się też na obcych - dodaje wnuczka.
Kiedy przyjechała Straż Miejska, zwierzak sycząc uciekł do kuchni. Gdy funkcjonariusze próbowali go schwytać, obezwładniając gazem, wyskoczył z okna. Został schwytany do pudełka, kilka bloków dalej. - To jedna z najbardziej nietypowych interwencji - twierdzi Artur Kucharski ze Straży Miejskiej. - Nie przypominam sobie, abyśmy w ostatnim czasie śpieszyli z taką pomocą.
Agresywny dachowiec, uznany przez strażników miejskich jako niebezpieczny przypadek, trafił do schroniska dla bezdomnych zwierząt przy ul. Gilowej.
- Kot jest u nas spokojny - twierdzi Katarzyna Grzyb, kierownik schroniska. - Być może zdenerwował się i zaatakował. Może ta pani go przewróciła albo przycisnęła i dlatego tak się stało. Koty to indywidualiści, mają swój charakter. Nie lubią się podporządkowywać. Straż Miejska wystraszyła się i przywiozła nam tego kota, ale tego nie powinna robić. Bowiem obowiązkiem właściciela jest zapewnienie zwierzęciu opieki, ta pani powinna pokryć koszty zatrzymania kota.
Pani Halina i jej wnuczka nie chcą już Kicaka pod swoim dachem. - On przecież mógł zagryźć jakieś dziecko w tym ataku szału - dodają obie zgodnie. Podobnie reagują sąsiedzi. - Ten kot jest niebezpieczny, nie może tu wrócić - twierdzą.
*Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera