Ośrodek Lebensborn w niemieckim Bad Polzin, obecnym Połczynie-Zdroju, to jedna z najczarniejszych kart historii tego miasta. Historyczne źródła wskazują na to, że ośrodek powstał w pierwszej połowie 1938 roku w budynku sanatorium Luisenbad (dzisiejsze senatorium Borkowo) i działał do końca lutego 1944 roku. Początkowo miał być miejscem opieki nad ciężarnymi, które miały rodzić esesmanom dzieci o idealnych nordyckich rysach.
Szybko jednak rozszerzono jego działalność. Przywożono tu dzieci, głównie polskich rodziców. Tu je germanizowano, odbierano im polską tożsamość i oddawano do adopcji niemieckim rodzicom. Ofiary tego rabunku żyją, niektóre w nieświadomości, inne, głównie dzięki determinacji polskich rodzin, są dowodem na okrucieństwo wojny. Wielu nie chce pamiętać o swojej przeszłości, nie dzieli się z nią nawet z bliskimi, trudno namówić ich do zwierzeń.
Nam ta sztuka, z pomocą trzech połczyńskich nauczycielek: Bożeny Łukomskiej, Zofii Smolarek i Małgorzacie Michalskiej oraz Bogdanowi Reszce, prezesowi połczyńskiego koła Stowarzyszenia Dzieci Wojny w Polsce, którym równie mocno zależy na historycznej prawdzie, na pamięci o tamtych wydarzeniach i miejscach, się udała. - Tak byłem w podpołczyńskim Lebensborn. Byłem jednym z tych zrabowanych dzieci przez hitlerowców. Na moje szczęście wojna zbliżała się do końca, a matka wiedziała, gdzie jestem. Wykradła mnie. Powiedziała mi po latach, jak to ze mną było i i dlaczego regularnie zapala znicze w kapliczce postawionej tuż po wojnie między Borkowem a dzisiejszym pensjonatem Skaut. Ja już nie rozmawiałem o tej mojej historii z żoną, dziećmi i wnukami. Z nikim o tym nie rozmawiałem - mówi nam pan Jan, któremu na jego prośbę zmieniamy imię i nie ujawniamy nazwy podpołczyńskiej miejscowości, w której mieszka z najbliższą rodziną. - Matka mówiła, że gdzieś w pobliżu grzebane były dzieci z Lebensborn.
Te, które nie trafiły do adopcji, które zmarły po chorobie, ale i te, na których eksperymentowano. Te badania miano robić w przedwojennym ośrodku szkoleniowym dla sportowców przygotowujących się do igrzysk olimpijskich, właśnie w obecnym Skaucie.
Tę samą historię słyszał już lata temu od robotników przymusowych, którzy po wojnie pozostali na połczyńskiej ziemi, Bogdan Reszko. Jednocześnie władze miasta przekonują, że, gdy budowany był zalew i właśnie w okolicy stojącej od 70 lat kapliczki prowadzone były liczne prace ziemne, nikt nie natknął się na szczątki ludzkie, tym bardziej na zbiorową mogiłę. - Zdajemy sobie jednak sprawę, że ta sprawa nie została ostatecznie zamknięta - mówi Mirosław Pierz, zastępca burmistrza Połczyna-Zdroju.
Szerzej o sprawie piszemy w Głosie Szczecinka.
Popularne na gk24:
- Wypadek pod Połczynem-Zdrojem. Nie żyje 16-latek [zdjęcia, wideo]
- Wybuch butli z gazem pod Świdwinem. Dom poważnie uszkodzony
- Woda i ścieki ostro w górę? Nowe prawo jak sprężyna
- Za usługi medyczne płaci sam pacjent, a nie NFZ
- Dwa martwe dusiciele w śmietniku w Koszalinie
- Festiwal Na Fali w Koszalinie za nami [wideo, nowe zdjęcia]
- Pogoda nad morzem, atrakcje turystyczne, imprezy - gk24.pl/turystyka
Zobacz także: Zostań Małym Powstańcem - spotkanie z historią w Koszalinie