Sekcja zwłok trwała od rana w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej UJ w Krakowie. - Stwierdzono, że są to zwłoki kobiety, niewykluczone, że Grażyny K. - powiedział „Krakowskiej” prokurator Mieczysław Sienicki, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
W poniedziałek dojdzie do oględzin ciała przez członków rodziny zaginionej 35-latki. Gdyby krewni jej nie rozpoznali, tarnowscy śledczy biorą pod uwagę przeprowadzenie badań genetycznych. Na razie nie ma oficjalnych informacji, czy to Grażyna Kuliszewska. Śledczy nie wypowiadają się też na temat przyczyn śmierci osoby, której ciało odnaleziono w stanie daleko idącego rozkładu. Jest to o tyle ważne, że chodzi o ustalenie, czy padła ofiarą morderstwa. - Biegli zastrzegli, że wydadzą opinię finalną po uzyskaniu wyników badań laboratoryjnych tkanek pobranych w trakcie sekcji zwłok - dodaje prokurator.
Zaginięcie Grażyny Kuliszewskiej. Z rzeki Uszwica wyłowiono ...
Zwłoki w Uszwicy
Ciało kobiety wyłowiono z koryta rzeki Uszwicy w czwartek w godzinach południowych w Bielczy. Leżało w wodzie nieco poniżej mostu. Znaleziono je w trakcie akcji poszukiwawczej funkcjonariuszy Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie i strażaków z Państwowej Straży Pożarnej. - Zwłoki znajdowały się przez kilka tygodni w wodzie, były zamulone, dlatego nie dało się ich wizualnie zidentyfikować - wyjaśnia prokurator Sienicki.
Nieoficjalnie wiadomo, że na ciele była kurtka. Śledczy tego nie potwierdzają. - Nie udzielamy informacji na temat rzeczy znalezionych przy zwłokach - zastrzega mł. insp. Sebastian Gleń, rzecznik małopolskiej policji.
Wczoraj w miejscu wydobycia ciała paliły się znicze, ktoś postawił również drewniany krzyż. Mieszkańcy przypuszczają, że jeśli zwłoki należały do Grażyny Kuliszewskiej, to musiały zostać zrzucone z mostu powyżej miejsca ich znalezienia. Na pewno nie przypłynęły tam z Borzęcina, bo rzeka płynie w przeciwnym kierunku. Ktoś musiał je przewieźć kilka kilometrów.
Cała wieś czeka na wyjaśnienie
Mieszkańcy Borzęcina powściągliwie wypowiadają się na temat tragedii. - Chciałbym, żeby to się wyjaśniło. Pan Bóg kiedyś wszystkich osądzi - mówi Jarosław Fasula z Borzęcina, znajomy małżeństwa Kuliszewskich.
Wiele osób nie wierzy w scenariusz, jaki podawał detektyw wynajęty przez męża zaginionej kobiety, jakoby chciała uciec ona do Kurda, z którym miała romans w Londynie, dokąd wyemigrowała jakiś czas temu z rodziną.
- Po co miałaby to robić? - dziwi się pani Maria, która niegdyś mieszkała obok domu zaginionej w Borzęcinie.
Lista osób zaginionych z Małopolski 2019. Możesz pomóc w ich...
W internecie działa grupa osób zaangażowanych w poszukiwania Grażyny Kuliszewskiej lub po prostu nimi zainteresowanych. Liczy ponad 1700 członków. Administratorem jest Marlena Czechowska. Chociaż mieszka ona około 200 km od Borzęcina, żyje sprawą tak jak mieszkańcy 4-tysięcznej wioski. - Z tego, co mi wiadomo, żadnych zaginięć w tej okolicy nie było, więc bardzo prawdopodobne, że to ciało pani Grażyny - mówi.
Mąż 35-latki nie komentuje odnalezienia zwłok w Uszwicy. Wcześniej odrzucał jakiekolwiek sugestie, że może być zamieszany w jej zaginięcie na początku stycznia, gdy przyjechała do Borzęcina z Londynu.
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Autor: Joanna Urbaniec