Pierwsza dziewczyna - Maria (jak się wtedy mówiło - Mańka) Dzierwa-Zawadzka wystartowała ze zwierzynieckiej ulicy Krowiej (dziś Senatorskiej), pracowała w Cygarfabryce (na Dolnych Młynów), a swą urodą potrafiła doprowadzić dziennikarza Konstantego Krumłowskiego do utraty rozumu. Szalał, płakał, wył, pił, z bukietem kwiatów wystawał godzinami przed Cygarfabryką, a w końcu zapewnił Mańce nieśmiertelność, czyniąc ją bohaterką wodewilu „Królowa przedmieścia”.
Drugie dziewczę pochodziło prawdopodobnie z Krowodrzy, choć niektórzy biografowie upierają się przy Bronowicach. Miała na imię Danusia.
Z Kielc i Warszawy do Krakowa
Proszę jednak pozwolić, że najpierw przedstawimy człowieka, który - jak Krumłowski Mańkę - uczynił Danusię nieśmiertelną i pożądaną na wszy-stkich kontynentach.
Owym człowiekiem był Adam Antoni Piasecki, który urodził się w 1873 roku w Bie-ganowie pod Nagłowicami jako syn dworskiego agronoma.
Był najpierw poddanym Romanowów, potem Habsburgów, a jeszcze potem wolnym obywatelem Rzeczypospolitej.
Oddany do praktyki cukierniczej w Kielcach, a następnie w Warszawie, pracował od dziecka po 18-20 godzin na dobę. Ciułał grosz do grosza. Spał na drewnianych pryczach. Nie walczył z bronią w ręku z żadnym zaborcą. Nie szukał śmierci w nierównej walce na polu bitwy. Nie pisał patriotycznych wierszy. Nie wygłaszał płomiennych deklaracji. Nie ma więc dziś szans na zostanie patronem którejś ze szkół...
Adam Piasecki, którego słowo znaczyło więcej niż weksel, jeden z najwybitniejszych polskich self-made-manów lat dwudziestych, produkował w Krakowie czekoladę. Wspaniałą, pożeraną przez wszystkie ziemie polskie czekoladę, na której zrobił bardzo, bardzo duże pieniądze. Spora część z nich poszła na wspomożenie Legionów Piłsudskiego i powstańców śląskich.
Krakowską firmę rozwijał stopniowo - od skromnej pracowni przy ulicy Długiej przez fabryczkę na Szlaku aż do wielkiej, jak na owe czasy, fabryki wyrobów cukierniczych przy ulicy Wrocławskiej. Rekord produkcji padł w roku 1929: 1 mln 758 tys .331 kilogramów.
Na pięknych, projektowanych przez najwybitniejszych artystów opakowaniach prezentował najczęściej (w ramach porozbiorowej integracji) miasta polskie.
Praca u niego jak marzenie
Bezdzietny, od 1926 roku mieszkał wraz z małżonką, ale gros czasu spędzał w fabryce. Nie chodził do restauracji i kawiarni. Wieczorami można go było spotkać w Rynku, gdzie podpierając się laską lustrował wystawy swych dwóch firmowych sklepów, porównując je z wystawami konkurencji.
Dobra, uczciwie płatna praca u Piaseckiego była marzeniem wielu dziewcząt z przedmieść. Wkrótce kobiety stanowiły 70 procent załogi słodkiej fabryki. Zabronione było palenie tytoniu, wszelkie rozmowy, przyjmowanie wizyt i chodzenie po innych działach firmy.
Tygodniówki pan Adam wypłacał osobiście w każdą sobotę o godzinie 17, celebrując tę czynność zgodnie z najlepszymi tradycjami rzemieślniczymi. Na wypłatę czekały w kolejce pracownice cukierni, wykańczalni czy zawijalni, magazynu surowców, opakowań i wyrobów gotowych.
Biografowie nie są zgodni czy piorun (jak mówią na Sycylii) poraził pewnego dnia Króla Czekolady w czasie wypłacania kasy, czy w trakcie rutynowej kontroli stanowisk pracy. Najważniejsze, że poraził, a sprawczynią była dziewczyna piękna jak opakowania wyrobów Piaseckiego: zawijaczka karmelków, kruczowłosa panna Danusia.
Stało się to, gdy pan Adam właśnie przekraczał czterdziestkę, czyli osiągał wiek tradycyjnie niebezpieczny dla mężczyzny, osobliwie dla tych, którym niespecjalnie układa się pożycie małżeńskie. Jego fascynacja urodą karmelarki musiała być ogromna, skoro, chyba po raz pierwszy w życiu, dał się ponieść emocjom i nie zważając na biznesplan, zakupił we włoskiej firmie Carlemontanori linię do produkcji i formowania nowych batoników.
Kroniki będące w posiadaniu spadkobiercy tradycji firmy „A. Piasecki”, czyli dzisiejszego „Wawelu”, piszą: „Chcąc dać pięknej dziewczynie dowód swej miłości, opracował oryginalną recepturę czekoladowego batonika nadziewanego masą grylażową. Oprócz wyjątkowego smaku odzwierciedlającego nieskończoną siłę uczucia nadał mu nazwę - na cześć swojej ukochanej: Danusia. Umieszczając na opakowaniu jej portret, nie zostawił żadnej wątpliwości, że w słodkiej czekoladzie zamknął magię miłości, uniesień i towarzyszących uczuciu emocji”.
Nie znamy nazwiska pięknej zawijaczki karmelków. Wiemy jak wyglądała. Na plakacie promującym czekoladki paraduje w zawiązanej na sposób małopolski chustce, w białej bluzce, gorsecie i sznurach czerwonych korali. Ma piękne zęby, piękne rumieńce, w ręce trzyma batonik Danusia.
Na etykiecie, która pojawiła się przed stu laty i przetrwała do dziś (najstarszy w Polsce wyrób tak wierny tradycji), Danusia prezentuje tylko buzię, ale jaką! Czarne włosy zaplecione w kosę, czyli dziewiczy warkocz, wesołe czarne oczy, okrągła buzia, po której błąka się uśmiech obiecujący podniebienne (?) rozkosze, podniecający męską wyobraźnię głęboki dekolt, na nim pięć sznurów korali.
By nie musieć na okrągło wpatrywać się w etykietę własnego produktu, Król Czekolady kazał sporządzić portret Danusi i zawiesił go sobie w mieszkaniu. Kraków huczał od plotek: szeptano, że portret zawijarki karmelków wisiał w sypialni pp. Piaseckich! Gdy potem przeniesiono go na korytarz, „miasto” było podzielone.
Do dziś dnia pozostaje nierozwiązaną tajemnicą, jaka była reakcja pani Michaliny Piaseckiej na czekoladowo-portretowe szaleństwo małżonka. Można tylko przypuszczać, że nowy batonik nigdy jej nie smakował. Są w tej całej historii i inne tajemnice z dzieckiem w tle, ale skądinąd bardzo sympatyczna rodzina, z oczywistych powodów, do dziś mówi o tym niechętnie albo w ogóle… Portret Danusi podobno widział ktoś w Kielcach, próbowałem szukać, bez skutku…
Od swego medialnego debiutu w 1918 roku piękna zawijaczka karmelków przyciągała swym „tajemniczym uśmiechem Mony Lisy” kolejne tysiące miłośników „prawdziwych kobiet” napełnionych grylażowym nadzieniem. Wieczna młodość, kondycja i smak Danusi stały się ambicją kontynuatorów tradycji firmy „A. Piasecki”, czyli „Wawelu SA”.
12 Danut i ta jedna
W fabryce zakładu pracuje aktualnie aż 12 Danut, jedna bardziej urocza od drugiej. Szkoda, że miejsce na obwolucie legendarnego batonika będzie zajęte chyba do końca świata, bo wyłowiona z tłumu przez Adama Piaseckiego piękna karmelarka, mimo upływu lat, przy pomocy grafików, nadal zachowuje swój pierwotny czar. Zgodnie z wymogami mody straciła tylko na wadze, zmieniła suknię i uczesanie, ale nadal jest ponętna i kusząca, oszałamia smakiem czekolady i gorzkiej czerwonej pomarańczy, przypomina, że grzech jest jedyną barwną plamą na karcie naszego życia, i że nie wolno odmawiać sobie osobliwie drobnych przyjemności...