– Często pojawiają się pytania „co wyniósł_byś z domu, gdyby wybuchł pożar?”. Zawsze wydawało mi się, że wezmę torebkę z portfelem, komputer itd. Kiedy jednak pożar rzeczywiście wybuchł, założyłam kurtkę i buty i wzięłam tylko to, co miałam przy sobie, czyli telefon – dodaje Natasza.
Pożar wybuchł właśnie w pokoju, w którym spała licealistka. To ona zaalarmowała i wyprowadziła znajdującego się za ścianą pana Piotra.
– Strażacy mówili, że jeszcze dziesięć minut i byłoby po nich, więc cieszymy się, że uszli z życiem – mówi pani Olga. Dom jednak spłonął niemal doszczętnie. – Był po dziadkach mojego partnera. Stary drewniany budynek z lat 50., miał być do rozbiórki, ale go uratowaliśmy. Wszystko w środku robiliśmy własnymi rękami, a jego powstanie to było spełnienie marzeń. Naszym ulubionym miejscem był kominek, przy którym się wszyscy zbieraliśmy, a który niestety stał się przyczyną pożaru – opisuje pani Olga.
Potwierdza to straż pożarna.
– Przyczyną zdarzenia była nieszczelność przewodu spalinowego kominka na paliwo stałe. Straty oszacowano na 550 tysięcy złotych Akcja gaśnicza trwała trzy i pół godziny, brało w niej udział 24 strażaków w siedmiu zastępach – wyjaśnia aspirant sztabowy Krzysztof Muszyński z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie.
Wymarzony dom był nie tylko miejscem życia rodziny, ale również warsztatem pani Olgi, która zajmuje się rękodziełem i tworzy świece sojowe. Święta miały pachnieć właśnie jak one – jabłkiem i cynamonem, świątecznym piernikiem i pomarańczą z czekoladą, ale również z pracowni nic nie zostało.
Rodzina po pożarze przeniosła się do mieszkania pani Olgi w Kamionce.
– W środku nie uratowało się absolutnie nic. Zostaliśmy bez ubrań, bez sprzętu, bez niczego – mówi pani Olga. Jej tragedią zainteresowali się jednak inni rękodzielnicy i znajomi. –Doświadczyliśmy ogromu ludzkiej życzliwości. Znajomi twórcy świec sojowych zaoferowali, że przyślą mi za darmo materiały, żebym mogła wrócić do pracy. Z kolei dzień po pożarze kupowałam pierogi na święta i jej właściciel wręczył mi torbę uszek i pierogów. Jesteśmy tym zszokowani, bo zawsze myśleliśmy, że to my będziemy pomagać innym – podsumowuje.
W pomieszczeniu, w którym wybuchł pożar, nie udało się uratować ani jednego przedmiotu.
– Wszystko zwęglone, leżą tylko szczątki mebli. W rogu stało królestwo mojego syna: otwarty regal z grami, książkami, klockami Lego, wszystko poszło z dymem – relacjonuje pan Piotr. – Stała tam też ceramiczna skarbonka z pieniędzmi na komputer, udało mu się uzbierać dwa, może dwa i pół tysiąca. Czekaliśmy na jego zakup, aż wykończę górę domu, w której miał być pokój syna, a on dalej zbierał. Ale skarbonka też się spaliła, nie ma po niej śladu.
Rodzina państwa Olgi i Piotra założyła zbiórkę. Cel: 25 tysięcy złotych na najpotrzebniejsze wydatki. Do momentu zamknięcia tego wydania „Kuriera” udało się zebrać ponad 9 tysięcy.
– Zawsze uważaliśmy się za twardych ludzi, których nie złamią przeciwności. Myślę, że teraz będzie tak samo: pokonamy to i wyjdziemy na prostą, tylko potrzeba czasu – deklaruje pani Olga.
Do zbiórki można dorzucić się na stronie zbiórki.
- Ci celebryci pochodzą z naszego regionu. Sprawdź jak spędzali święta!
- Świąteczne iluminacje z całego kraju. Jak Lublin prezentuje się na tle innych miast?
- Najpiękniejsze bożonarodzeniowe szopki prosto z Lublina. Zobacz zdjęcia
- Pasterka w archikatedrze lubelskiej. Zobacz zdjęcia!
- Wigilia dla osób bezdomnych i ubogich
- Za świnie do aresztu. Bo nie zapłacił mandatu
