Filip Frąckowiak: Ryszard Kukliński i Józef Szaniawski zostali zlekceważeni przez III RP

Jakub Szczepański
Filip Frąckowiak jest synem piosenkarki Haliny Frąckowiak i dziennikarza oraz opozycjonisty PRL Józefa Szaniawskiego. W pojedynkę prowadzi Izbę Pamięci Ryszarda Kuklińskiego, która mieści się na warszawskim Starym Mieście przy ul. Kanonia 20/22. Więcej informacji odnośnie do placówki można znaleźć pod adresem: www.kuklinski.org.pl oraz na Facebooku
Filip Frąckowiak jest synem piosenkarki Haliny Frąckowiak i dziennikarza oraz opozycjonisty PRL Józefa Szaniawskiego. W pojedynkę prowadzi Izbę Pamięci Ryszarda Kuklińskiego, która mieści się na warszawskim Starym Mieście przy ul. Kanonia 20/22. Więcej informacji odnośnie do placówki można znaleźć pod adresem: www.kuklinski.org.pl oraz na Facebooku
- David Forden z CIA jednoznacznie dał mi do zrozumienia, że tata zmarł za wcześnie. Chodziło mu o pracę ojca na rzecz Kuklińskiego - opowiada Filip Frąckowiak, syn Józefa Szaniawskiego, dyrektor Izby Pamięci Ryszarda Kuklińskiego.

Każdy, kto próbuje zwiedzić Izbę Pamięci Ryszarda Kuklińskiego, musi się zderzyć z... kontenerem. To element dekoracji czy złośliwość władz miasta?
Stoi tu od kilku tygodni. Wcześniej trwał remont nawierzchni chodnika, który rozpoczął się jeszcze w maju. Do dzisiaj nie skończono prac, ale przez trzy miesiące było tu klepisko. Nie wiem, czy to jest złośliwość, ale tak wygląda. (śmiech) Nawet jeśli nią nie jest, to po prostu złe zarządzanie tą częścią miasta. Dziwne, że akurat to miejsce jest zasłonięte. Nie sprawia najlepszego wrażenia, ale sytuacja w całej Warszawie jest podobna. Mógłbym oczywiście powiedzieć, że to złośliwość ratusza. Ale jeśli włodarze miasta nie przestaną prowadzić tak bezmyślnej polityki, trzeba to tak traktować, bo zasłonięto wejście do instytucji kultury i lokalu użytkowego miasta.

Jeżeli ktoś nie ma pojęcia o Izbie Pamięci Ryszarda Kuklińskiego, nie ma szans tu trafić.
Wystąpiłem o dwa miejsca na stojak informacyjny czy baner: jedno przy katedrze, drugie tuż za rogiem. Zgody nie dostałem, bo moja propozycja nie spełniała norm unijnych. Gdybym chciał nowy, potrzeba było kolejnego wniosku. Do tego siedem załączników i mapa ruchu pieszego. Ponieważ to fundacja non profit, nie stać mnie na jakiś szczególny znak informacyjny. To była zwykła sztaluga malarska. Chciałem na niej postawić wydruk - kopię tablicy miejskiej.

Oczywiście niczego nie insynuujemy, ale gdybyśmy już mieli to zrobić... Myśli Pan, że utrudnienia powstają bardziej ze względu na Pana czy tatę?
Chociaż tata już nie żyje, to na pewno ze względu na niego. Do tej pory przetrwaliśmy dwie próby zamknięcia Izby przez podwyższanie czynszu. Opłatę próbowano zwiększyć nawet o 300 proc. Pamiętajmy, że Izba Pamięci zawsze działała bez wsparcia finansowego, więc taka kwota była niemożliwa do udźwignięcia. W każdym razie ja tylko kontynuuję to, co robił tata. W sumie sądzę, że nie chodzi ani o tatę, ani o mnie, a o Kuklińskiego. Bo w miejscu, gdzie siedzimy, pokazuje się, czym była rosyjska polityka imperialna kiedyś i czym jest dzisiaj.

Nie czuje się Pan osamotniony w swoich działaniach?
Czuję wsparcie duchowe wielu ludzi. Gdyby tak nie było, pewnie już dawno opadłbym z sił. Przychodzi tu bardzo wiele osób, wstęp jest wolny. Ci ludzie chcą zapoznawać się z wiedzą o Kuklińskim. 300 nowych osób w tygodniu! Zainteresowanie potwierdza fanpage na Facebooku. Odwiedzający identyfikują się z tym miejscem. Zresztą nie przychodzą tu tylko ci, którzy wiedzą więcej o Kuklińskim. Ludzie są pod wrażeniem, że nie mamy instalacji multimedialnych, tego całego show. Jest za to treść. Nie chcę, żeby to była reklama albo antyreklama, ale stało się tradycją, że przed comiesięcznymi mszami na 10 kwietnia wierni przychodzą wcześniej do Izby. Przez godzinę, dwie rozmawiają o aktualnej kondycji kraju.

Ojciec był medialnym taranem, który nie bał się opieprzyć lewicowego dziennikarza za głupie pytania

To nie jest upolitycznianie sprawy?
Kukliński nie jest prywatnym bohaterem ludzi o poglądach konserwatywno-prawicowych. Bez względu na to, na kogo ktoś głosuje, pułkownik dobrze zasłużył się Polsce. Był uczestnikiem walki o upadek komunizmu. Tylko ktoś, kto chciałby podtrzymania tamtego ustroju, może uważać, że Kukliński nie działał w interesie kraju.

Pan nosi nazwisko mamy, ale kontynuuje pracę taty. Nie chcę pytać o prywatność, ale to dość zastanawiające.
Rodzice zmienili mi nazwisko za obopólną zgodą, kiedy ojciec trafił do więzienia. Miałem cztery i pół roku. Kiedy zamknęli tatę, głupi Urban powiedział podczas konferencji prasowej, że po ucieczce na Zachód Ryszarda Kuklińskiego i Zdzisława Najdera w mieszkaniu pana Szaniawskiego zamknięto ostatnią redutę CIA w Polsce. Dzisiaj to brzmi śmiesznie, ale wtedy to wydarzenie przesądziło o decyzji co do mojego nazwiska. Potem sytuacja wyglądała źle. Ale nie wchodźmy w szczegóły, bo to właśnie sfera mojej prywatności. Co wcale nie zmienia faktu, że z tatą byłem zawsze bardzo blisko. Kiedy wyszedł z więzienia, miałem dziewięć lat i musiałem się go uczyć na nowo. Ojciec rzucił się w wir walki o dekomunizację Polski, został pełnomocnikiem Kuklińskiego. To pochłaniało go w stu procentach. A ja, jako zbuntowany nastolatek, miałem do taty pretensje. Podczas moich studiów też się sprzeczaliśmy. W każdym razie dla niego każdy temat był rozmową o kraju.
Po śmierci taty wiedział Pan, że Izba Pamięci Ryszarda Kuklińskiego będzie działać dalej, ale nie miał Pan pojęcia o swojej przyszłej roli?
Nie od razu wyklarowała się wizja tego, co się stanie z tym miejscem, że powołam fundację, udostępnię materiały. Kiedy tata zmarł, nie było mnie w Warszawie. Najpierw pojechałem do stolicy, potem do Zakopanego. Cały czas myślałem o ratowaniu muzeum. To chyba najpiękniejsze, co mogłem otrzymać po ojcu - spuścizna intelektualna i patriotyczna. Dla mnie to kwestia honoru, trochę rodzinna tradycja. Mama śpiewała na pogrzebie Kuklińskiego, ojciec był jego pełnomocnikiem, a ja czuwam nad muzeum.

Pan miał kontakt z pułkownikiem Kuklińskim?
Poznałem go w 1998 r. Skłamałbym, gdybym powiedział, że rozmawiałem z nim wtedy o tajnikach zimnej wojny. Na rok przed śmiercią pułkownika, w marcu 2003 r., mieszkałem u państwa Kuklińskich. Byłem akurat na stażu w Stanach. Oni sami wtedy przygotowywali się, żeby wrócić do kraju. Z tatą doglądaliśmy spraw ich przyszłego mieszkania na Żoliborzu, ojciec miał odpowiednie pełnomocnictwo.

Jakiego Ryszarda Kuklińskiego Pan pamięta?
Na pewno człowiek, którego znałem, był kimś zupełnie innym niż Kukliński znany przez mojego ojca. Oni się bardzo przyjaźnili, bo poznali się jako dojrzali, dorośli faceci po przejściach. Jeden uciekał przed karą śmierci, drugi dostał 10 lat odsiadki za przesyłanie dokumentów do RWE. Obaj mieszkali na Starym Mieście i obaj byli celowo zlekceważeni przez III RP. Ojciec wyszedł z więzienia dopiero 19 grudnia 1989 r., śledztwo w sprawie Kuklińskiego umorzono osiem lat później. Razem podróżowali dużo po Stanach i wiele rozmawiali. Kiedy ojciec opowiadał o pułkowniku, wiedziałem, że to dwaj doskonali kumple. Poruszali kwestie bezpieczeństwa, życia i śmierci, konspiracji. Tata zdradzał trochę rozmów, ale jest za wcześnie, żeby o tym mówić...

... ani słowa?
Wiele rozmawiali o kobietach. Pułkownik miał zaskakująco duże zaufanie do ojca, aczkolwiek był zupełnie innym człowiekiem. Tak naprawdę bał się kampanii medialnej stworzonej przez Józefa Szaniawskiego. A ojciec był medialnym taranem, który nie bał się opieprzyć lewicowego dziennikarza za zadawanie głupich pytań. Tata bywał nerwowy i dawał temu wyraz. Chociażby w rozmowach z policją czy UOP. Był na tyle waleczny, że wyjmował ludziom mandaty zza wycieraczek. Po prostu nie znosił opresyjnej władzy. (cisza)

Wróćmy do Kuklińskiego, którego Pan poznał.
Nawet w wieku 23 lat nie miałem odwagi rozmawiać z nim o walce z komunizmem. Może chodziło o respekt wobec ojca? Gdyby tato usłyszał takie słowa teraz, pewnie by je wyśmiał. Dla mnie Kukliński był dobrym wujkiem. Byłem za młody, więc nie chciałem przekraczać pewnej granicy. Porozmawiałem za to z Davidem Fordenem w lutym, przy okazji premiery "Jacka Stronga". Wiedział o śmierci mojego ojca i powiedział: "Your father was a fighter". I oni wszyscy go tak traktowali - jak szaleńca, wariata. Z drugiej strony - Amerykanie nie rozumieli polskiej sytuacji w latach 90. W każdym razie Forden jednoznacznie dał do zrozumienia, że tata zmarł za wcześnie. Chodziło mu o pracę ojca na rzecz Kuklińskiego.

Przekazał coś Panu?
Nie mam żadnych nowych dokumentów, informacji. Słowem: nie dostałem nic od CIA. Jestem politologiem, a nie historykiem grzebiącym w dokumentach. Ale ojcu zginęło trochę papierów dotyczących pułkownika. Tylko nie mówił jakich, nie dzielił się ze mną taką wiedzą. W każdym razie on cały czas walczył, był w konspiracji. Proszę zauważyć, ilu ludzi z okresu stanu wojennego ciągle wojuje.

Pan też walczy?
Trochę tak. Uważam, że bardzo wielu bohaterów zapomniano i zlekceważono. Nie zgadzam się z wizją Polski, gdzie grobu Jaruzelskiego pilnuje kamera, a w praktyce BOR. Żeby kraj zachował tożsamość, trzeba jasno mówić, kto szkodził dzisiejszej Rzeczypospolitej, a kto chciał nowoczesności. Uważam, że brak wyroków na autorów stanu wojennego, masakry 1970 r. czy zabójstwa księży to skandal. Sąd zna stan faktyczny, ale rządzi kompromis. I ja się na to nie zgadzam. Bo najgorsze jest zapomnienie.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

b
białogwardzista
PRL-bis zwana dumnie iii RP po ćwierćwieczu "funkcjonowania", nadal straszy i ludzie o czystych sercach bijących dla Polski mają pod górkę - ujmując to oględnie.
Wróć na i.pl Portal i.pl