Ostatnie sondaże wskazywały, że w drugiej gospodarce zjednoczonej Europy wygrają narodowcy Marine La Pen. Pytanie, czy zdobędą wystarczającą ilość głosów, by stworzyć rząd.
Prawica mocno na czele
Według sondaży, Zjednoczenie Narodowe, na czele którego stoi 28-letni Jordan Bardella, może liczyć w rozpoczętych w niedzielę dwustopniowych wyborach na 37 proc. głosów. Koalicja lewicowych ugrupowań z ponad 27 procentami byłaby wiceliderem pojedynku, a obóz Emmanuela Macrona, z zaledwie 20 proc., zająłby trzecie miejsce.
Od samego początku, kiedy Macron ogłosił przedterminowe wybory mówiono, że popełnił błąd. Liczył na odzyskanie możliwości sprawnego rządzenia, ale Francuzi nie kryją, że mają dość już jego polityki.
Była to najkrótsza od dekad kampania wyborcza. Ocenia się, że frekwencja może wynieść nawet 70 procent. W debacie najczęściej przewijały się takie tematy, jak imigracja, antysemityzm i zadłużenia kraju. Jeśli po drugiej turze głosowania, która odbędzie się 7 lipca, żadne ugrupowanie nie zdobędzie większości, finałem może być stworzenie rządu technicznego.
Francuzi gotowi na zmiany?
Ugrupowanie Merine Le Pen liczy, że do tego nie dojdzie i to skrajna prawica będzie rozdawać karty we Francji. Premierem miałby zostać zaledwie 28-letni Jordan Bardella. Zapowiada, że „Francuzi są gotowi na zmiany”. Dodaje, że obywatele chcą „zerwać z siedmioletnim makronizmem, który był brutalny w sposobie rządzenia”.
A sam zapowiada „walkę z islamizmem” i zobowiązał się do zmniejszenia wpłat Francji do budżetu UE o 2 miliardy euro. „Chcę dostać rabat” - podkreśla.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!