Likwidacja Jerzego Wojnowskiego (Milejowice, 28 stycznia 1944 r.)
Jedną z podstawowych zasad konspiracji było budowanie struktur na sprawdzonych, godnych zaufania ludziach. Oczywiście wśród członków podziemia także zdarzały się jednostki z oględnie mówiąc „zbyt długim językiem”. O wiele gorsza w skutkach była jednakże działalność konfidentów oraz agentów gestapo, którzy wniknęli lub wyrodzili się z organizacji. Jednym z najjaskrawszych przykładów niemieckiego szpiega w szeregach AK był oficer Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury”, ppor. Jerzy Wojnowski „Motor.
Jerzy Franciszek Wojnowski urodził się 17 września 1915 r. w osadzie Kamienna (obecnie Skarżysko-Kamienna). Ukończył technikum kolejowe w Kielcach oraz klasę skrzypiec kieleckiej szkoły muzycznej. Następnie kształcił się w Szkole Podchorążych Rezerwy Saperów w Centrum Wyszkolenia Saperów w Twierdzy Modlin, którą ukończył z tytułem kaprala podchorążego rezerwy. W połowie lat 30. przeniósł się wraz z rodzicami oraz żoną Tamarą (z domu Lambrosso) do Brześcia nad Bugiem. Pracował tam jako szofer w Nadleśnictwie Brześć. Podczas wojny obronnej 1939 r. na ochotnika walczył w rejonie Brześcia i Żabinki.
CZYTAJ TAKŻE: Rozbicie więzienia w Pińsku i zajęcie Końskich. Zuchwałe akcje cichociemnych
Kiedy opadły pyły wrześniowych bitew, związał się z utworzoną przez ppor. Zbigniewa Słonczyńskiego „Żbika” vel „Jastrzębia” konspiracyjną organizacją o charakterze narodowym. Na początku 1942 r. grupa ta została podporządkowana cichociemnego kpt. Alfredowi Paczkowskiemu „Wani”, dowódcy III odcinka wydzielonej organizacji dywersyjnej „Wachlarz”. Wojnowski po przejściu pod dowództwo „Wani” przyjął pseudonim „Motor”, który wziął się od jego zamiłowania do wszelkiego rodzaju pojazdów. Jako szofer w brzeskim nadleśnictwie miał dostęp do samochodów, co skrzętnie wykorzystywał na potrzeby podziemia.
W styczniu 1943 r. wziął udział w akcji uwolnienia członków „Wachlarza”, w tym Paczkowskiego z więzienia w Pińsku. Akcja dowodzona przez cichociemnego por. Jana Piwnika „Donata” vel „Ponurego” stała się słynna w całej okupowanej Polsce, a Wojnowski jako jeden z głównych bohaterów został uhonorowany Krzyżem Walecznych. Po rozwiązaniu „Wachlarza” „Ponury” zaproponował mu przejście na Kielecczyznę, gdzie planował zorganizować oddział partyzancki. W czerwcu 1943 r. wraz z grupą kilkudziesięciu konspiratorów wyjechał z Warszawy w Góry Świętokrzyskie. W utworzonych przez Piwnika Zgrupowaniach Partyzanckich AK „Ponury” początkowo dowodził plutonem saperskim, następnie pełnił funkcję oficera broni w II Zgrupowaniu, a ostatecznie został łącznikiem z KG AK6.
CZYTAJ TAKŻE: Jak „K-22” został „Jerzym”. Gestapowski szpicel na usługach UB
W tym czasie był już jednak na usługach innego pana. Pod pseudonimami „Garibaldi” i „Mercedes” pracował bowiem dla radomskiego gestapo. Nie wiadomo kiedy ta współpraca się zaczęła i co ją powodowało. Według niektórych źródeł mógł na to wpłynąć brak zgody przełożonych na odbicie z rąk niemieckich jego matki aresztowanej w Brześciu. Według innych przekazów Wojnowski poczuł się skrzywdzony tym, że Piwnik dostał za Pińsk Order Wojenny Virtuti Militari, a on jedynie Krzyż Walecznych i chciał się w ten sposób zemścić.
Co by nie było powodem agenturalnej działalności Wojnowskiego, należy przyznać, że dobrze się maskował wśród braci partyzanckiej. Jak podkreślał żołnierz II Zgrupowania Jan Zbigniew Wroniszewski „Znicz”: On miał cholerne walory towarzyskie. Sypał dowcipami. On był błyskotliwy. Mało tego. On był odrażający fizycznie, a miał cholerne powodzenie u babek. Tu w tym się tłumaczy, ta jego długa kariera szpiclowska przy boku „Ponurego”. Na skutek meldunków „Garibaldiego” Niemcy przeprowadzili szereg działań antypartyzanckich, m.in.: spacyfikowali wspomagającą Zgrupowania wieś Michniów, mordując 204 jej mieszkańców, przeprowadzili 3 potężne obławy na całość Zgrupowań w miejscu ich stacjonowania na wzgórzu Wykus między Wąchockiem a Bodzentynem, w zasadce pod Wielką Wsią koło Końskich zastrzelili cichociemnego ppor. Waldemara Szwieca „Robota” oraz 4 jego żołnierzy.
Mimo, że w otoczeniu Piwnika dość szybko zaczęto mówić o niemieckiej wtyczce ulokowanej blisko dowództwa, przysłowiowe nitki pajęczyny zostały połączone dopiero przez kontrwywiad KG AK. Dzięki informacjom przekazanym przez adiutanta „Ponurego” ppor. Leszka Popiel de Choszczak „Antoniewicza” oraz ppor. Stanisława Wierzyńskiego „Klary”, oficera werbunkowego i ewidencji personalnej w „Wachlarzu”, a następnie „Kedywie”, podejrzenia padły na Wojnowskiego.
CZYTAJ TAKŻE: Rozbicie więzienia w Pińsku i zajęcie Końskich. Zuchwałe akcje cichociemnych
Na początku stycznia 1944 r. Piwnik otrzymał rozkaz odwołujący go z dowództwa Zgrupowań. Wynikało to z jednej strony z konfliktu z dowódcą okręgu płk. Stanisławem Dworzakiem „Danielem”, który zarzucał mu zbytnie dynamizowanie terenu, z drugiej wiązało się z ustaleniami kontrwywiadu. Kilka dni po rozkazie „Antoniewicz” spotkał się z dowódcą Kedywu płk. Emilem Fieldorfem „Nilem”, który kazał przekazać Piwnikowi, że przed przybyciem do KG musi zatrzymać „Motora” w oddziale do czasu upewnienia się, czy jest agentem.
Kiedy jednak na Kielecczyznę został wysłany rozkaz likwidacji „Motora”, Piwnik przesłał swemu następcy na stanowisku dowódcy Zgrupowań, cichociemnemu por. Eugeniuszowi Kaszyńskiego „Nurtowi”, polecenie pochwycenia i zastrzelenia zdrajcy. Nie było to zbyt trudne, bowiem Wojnowski 27 stycznia zgłosił się we wskazanym miejscu, skąd pod nieobecność „Ponurego”, został przewieziony saniami do Milejowic, gdzie stacjonował „Nurt”. Mimo że miał być od razu zastrzelony, został poddany kilkugodzinnemu przesłuchaniu. Przebywający na miejscu Zdzisław Rachtan „Halny” wspominał: Raz go „Nurt” uderzył w twarz, gdy powiedział, że „Robota” wydał. Siedział na krześle, ręce miał z tyłu związane. „Nurt” tak spacerował i Leszek zadał pytanie: „Czyś ty sprzedał „Robota”?”. On mówi „tak”. Wtedy tak dostał na odlew. (…). Potem dostawał po dwadzieścia razy w dupę gumą. Nie jest opisane, ale pobrudził ręce „Batowi”. Bo on siedział na nogach, „Motor” leżał na twarzy, tyłek miał wypięty. Ja siedziałem mu na plecach i ręce mu trzymałem. Oni bili w tyłek, po dwadzieścia razy za każdą wymienioną obławę i przy którymś razie puścił taką kichę temu na ręce. Ty sobie wyobrażasz jak „Bat” się wściekł.
28 stycznia Wojnowski został wyprowadzony na drogę wiodącą na Przełęcz Witosławską i zastrzelony przez jednego z najstarszych żołnierzy Zgrupowań chor. Tomasza Wagę „Szorta” Ciało zakopano przy drodze twarzą do dołu.
W wyniku agenturalnej roboty Wojnowskiego z pełnionej funkcji odwołani zostali „Ponury”, „Daniel” oraz szef sztabu okręgu ppłk Jan Stencel „Jan”, jako całkowicie rozpracowani przez gestapo. Największą stratą były jednakże setki cywilów zamordowanych w Michniowie oraz dziesiątki partyzantów poległych w obławach kierowanych przez zdrajcę.
Likwidacja Mieczysława Darmaszka (Warszawa, 15 marca 1944 r.)
Gdyby nie ofiarność polskich kobiet dzieje AK byłyby o wiele uboższe. Ich poświęcenie w walce o wyzwolenie Polski nigdy nie zostało dostatecznie docenione. W większości publikacji stanowią jedynie tło dla działań wykonywanych przez mężczyzn, a przecież stanowiły aż 10 procent wszystkich członków organizacji i służyły niemal w każdej strukturze podziemia. Najliczniej reprezentowane były sanitariuszki i łączniczki. Wiele kobiet pracowało w wywiadzie oraz służyło w oddziałach dyspozycyjnych Kedywu. Zdarzały się nawet przypadki pań walczących z bronią w ręku w grupach partyzanckich oraz uczestniczących w wykonywaniu wyroków śmierci. Do niecodziennego zdarzenia doszło 15 marca 1944 r. w Warszawie, kiedy to 2 członkinie AK zlikwidowały jednego z warszawskich konfidentów.
Akcja była następstwem wydarzeń, do których doszło pod koniec 1943 r. w stolicy. Kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia w mieszkaniu przy ul. Emilii Plater 20 wynajmowanym przez Marię Łozińską ps. „Dobrochna” vel „Nike” oraz Wandę Twarowską (Twarowską-Bułhak) „Myszkę” odbywał się opłatek kobiecych patroli minerskich Kedywu AK Warszawa. Jedną z uczestniczek była Jadwiga Kuberska „Mea”. Po zakończeniu zajęć, mimo zbliżającej się godziny policyjnej, Kuberska zdecydowała się wracać do domu. Niestety w bramie kamienicy przy ulicy Miodowej 23, w którym mieściło się jej mieszkanie została aresztowana przez funkcjonariuszy gestapo.
Do zatrzymań doszło także w mieszkaniu Kuberskiej. Wpadli tam kolejni członkowie podziemia: Irena Kalinowska „Ludka” - podkomendna „Mei” z oddziału oraz dwóch oficerów Kedywu KG AK: por. Jerzy Kleczkowski „Jurek” oraz por. Edward Madej „Felek”. Aresztowany został także ojciec i dwie siostry Kuberskiej Halina i Maria. Zatrzymane osoby zostały przewiezione na Pawiak. „Mea” wkrótce zdołała przesłać gryps, w którym wskazała, że za wpadkę odpowiada niejaki Mieczysław Darmaszek, który znał obie konspiratorki z Ośrodka Pomocy Społecznej Zarządu Miejskiego, gdzie w różnych okresach pracowały. Podczas zatrzymania w bramie oprócz gestapowców zauważyła właśnie tego mężczyznę, który zidentyfikował ją przed funkcjonariuszami. W kolejnych grypsach przekazała informację, że jak wynika z przesłuchań, była obserwowana przez ostatnie 2 miesiące, a konfident wpadł na jej trop właśnie w ośrodku. Do sztabu okręgu warszawskiego AK wpłynął ponadto meldunek od koleżanki Kuberskiej pracującej w ośrodku, że brat Darmaszka, również tam zatrudniony, zadał jej pytanie czy i ona nie boi się aresztowania.
CZYTAJ TAKŻE: Od kombryga Armii Czerwonej do ciechociemnego. Losy Bolesława Żmudzina-Kontryma
Wywiad okręgu przeprowadził śledztwo w kierunku konfidencjonalnej działalności 27-letniego Darmaszka, które potwierdziło jego winę. Dowódca sztabu okręgu mjr Stanisław Weber „Chirurg” przekazał akt oskarżenia do prokuratora Stefana Robaka „Grabca”, z prośbą o skierowanie sprawy do rozpatrzenia przez sąd podziemny. W dokumencie było wskazane, że oprócz grypsów „Mei” oraz zeznań jej znajomej z ośrodka, za współpracą oskarżonego z wrogiem przemawia fakt zwolnienia go przez Niemców po przypadkowym zagarnięciu podczas jednej z łapanek. W zakończeniu oskarżenia można przeczytać: Zważywszy powyższe oskarżam p. M.D. [Mieczysława Darmaszka - W.K.], ze jest on konfidentem G-po [Gestapo - W.K.] i jest winny aresztowania Mei (wraz z domownikami) i Ludki, a możliwe że również i aresztowania innych urzędników Ośrodka. Według ostatnich Wiadomości Mea wraz z rodziną i Ludka już nie żyją.

Wydarzenia opisane w akcie oskarżenia dotyczyły okresu do 7 lutego. 10 lutego Niemcy zamordowali także Kleczkowskiego oraz Madeja. Wskutek zebranego materiału Cywilny Sąd Specjalny, za konfidencką współpracę z policją niemiecką, skazał Darmaszka na karę śmierci. Sprawa została przekazana do realizacji okręgowemu Kedywowi. Wkrótce okazało się, że do wykonania wyroku na ochotnika zgłosiły się 2 członkinie oddziału kobiecego, które chciały pomścić zamordowane koleżanki. Były to Irena Bredel „Alina” oraz Leta Elżbieta Ostrowska „Justyna”.

Konfident był obserwowany przez jakiś czas przed likwidacją. Jeden z punktów obserwacyjnych został założony w mieszkaniu Alicji Pniewskiej „Alki”, która po latach wspominała: Potem Irena [Bredel - W.K.] do mnie przyszła i mówi: „Słuchaj, on chodzi po Miodowej i będzie zamach na Miodowej. Potrzebujemy lokalu, więc czy można w twoim mieszkaniu się ulokować i polować na niego?”. Powiedziałam: „Naturalnie”. Moja matka nic nie wiedziała, przypuszczała, ale nic nie wiedziała. Moja siostra w ogóle nie należała do konspiracji.
CZYTAJ TAKŻE: Oko za oko, ząb za ząb. Żydowscy egzekutorzy z Armii Krajowej
Mieczysław Darmaszek został zastrzelony w Warszawie 15 marca kilka minut po godz. 15 na ulicy Miodowej nieopodal skrzyżowania z ulicą Kapitulną. „Alina” i „Justyna” były ubezpieczane przez 4 inne członkinie oddziału: Irenę Grabowską „Hankę”, Wandę Kinstler „Bogumiłę”, Kwietę Kurkowską „Kwietkę” oraz Wandę Maciejowską „Izę”. Sama likwidacja przebiegła sprawnie, jednak na miejscu akcji pojawił się samochód z umundurowanymi Niemcami. Jak wspominała Kurkowska: Kiedy Darmaszek wyszedł od fryzjera nie opodal ul. Kapitulnej, „Alina” i „Justyna” oddały dwa strzały i konfident padł martwy. W tym czasie nadjechała od Krakowskiego Przedmieścia ciężarówka, wioząca Niemców. Jeden z nich wyskoczył z samochodu i zaczął strzelać z karabinu. „Alina” i „Justyna” wycofały się ul. Kapitulną do Podwala. Na nie skierował ogień Niemiec z ciężarówki. Kule jednak nie dosięgły żadnej z nich. Ja z „Izą” i „Hanką” wycofałyśmy się do Długiej i dalej do Podwala.
Likwidacja Franza Kutschery (Warszawa, 1 lutego 1944 r.)
Początek 1944 r. był dla akowskich likwidatorów niezbyt pomyślnym okresem. Po styczniowych nieudanych próbach zgładzenie Ludwiga Fischera pod Warszawą, a następnie Hansa Franka koło Krakowa, atmosfera w dowództwie AK nie była najlepsza. Dopiero likwidacja dowódcy SS i policji na dystrykt warszawski Generalnego Gubernatorstwa Franza Kutschery, przeprowadzona 1 lutego przez żołnierzy „Pegaza”, poprawiła nastroje w Komendzie Głównej. Niestety sukces okupiony znacznymi stratami.
Franz Kutschera pod koniec września 1943 r. przybył do Warszawy z Mohylewa na rozkaz Heinricha Himmlera. Zastąpił na stanowisku dowódcy SS i policji „kata getta warszawskiego” SS-Gruppenführera (generała dywizji) Jürgena Stroopa. Objęcie nowej funkcji zbiegło się z rozporządzeniem gubernatora Hansa Franka o zwalczaniu zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie. Warszawę zalała fala egzekucji ulicznych, a mury oblepione były obwieszczeniami informującymi o kolejnych mordach. Niemal każde tego typu ogłoszenie podpisywał dowódca SS i policji na dystrykt warszawski.

Jednak Kutschera był równocześnie „bohaterem” prasy podziemnej. 16 grudnia 1943 r. na łamach „Biuletynu Informacyjnego” ukazał się tekst w którym informowano: Plakaty podpisane przez dowódcę SS i Policji (morderca tysięcy Polaków Kutschera nie podpisuje ich nazwiskiem) przyniosły wiadomość o 3 nowych egzekucjach „publicznych” dokonanych pod pozorem odwetu. Stracono osób 50, 20 (w Pruszkowie) i 30 (przy ul. Leszno). Ogółem w 24 egzekucjach oficjalnych zginęło dotąd 621 Polaków.
CZYTAJ TAKŻE: Śmierć Lachom! Piąta kolumna na Kresach we wrześniu 1939 r.
Już w listopadzie 1943 r. Kierownictwo Walki Podziemnej wydało wyrok śmierci na komendanta policji i SS. Pojawił się jednak zasadniczy problem. Brak było zdjęcia, lub chociażby rysopisu skazanego. Zadanie jego wytropienia tradycyjnie otrzymał szef wywiadu „Agatu” chor. Aleksander Kunicki „Rayski”, który dość szybko poczynił pierwsze ustalenia. Jak wspominał: Już w pierwszym dniu obserwacji spostrzegłem, że na dziedziniec gmachu dowództwa SS wjechał samochód, który mógł być samochodem Kutschery. Była to duża, ciemnostalowa limuzyna marki Opel „Admirał”. Obok kierowcy siedział jakiś wyższy oficer w skórzanym płaszczu. Nazajutrz znów tę limuzynę zobaczyłem. Udało mi się zapamiętać jej numer rejestracyjny: SS-207956.
W kolejnych dniach wielokrotnie widywał tego mężczyznę. Niestety za każdym razem ubranego w płaszcz, przez co nie mógł dostrzec jego dystynkcji. Zdołał natomiast ustalić, że mieszka przy Al. Róż pod numerem 2. Dzięki zdobyciu księgi meldunkowej wskazanego domu ustalił, że zameldowany jest tam generał o nazwisku Kutschera. Nadal nie wiedział jednak czy śledzona osoba to właśnie on. Dopiero zaangażowany do pomocy wywiadowca „Żak” zaobserwował u wskazanego osobnika mundur generalski. Dodatkowo, dzięki pracy w Kripo zdołał przeprowadzić wywiad i ocenić siły niemieckie w siedzibie SS i policji. W jego wspomnieniach czytamy: Będąc na wartowni Alei Ujazdowskich 23, która mieściła się w suterenie gmachu zorientowałem się, że okna z wartowni wychodzą na Aleje, wejście na wartownię po kilku schodkach z bramy. Wewnątrz wartowni znajdowały się prycze, załoga wartowni składała się z 7-miu żandarmów. Uzbrojenie: broń automatyczna oraz granaty ręczne.
Dalsze prace polegały na ustalaniu rozkładu godzinowego generała oraz tras przejazdu z mieszkania do miejsca urzędowania. Po kilku tygodniach żmudnych obserwacji wszystko było gotowe. Na miejsce planowanej akcji wyznaczono odcinek Alei Ujazdowskich w pobliżu komendantury. Dowództwo powierzono niespełna 21-letniemu Bronisławowi Pietraszewiczowi „Lotowi”, stojącemu na czele I plutonu „Agatu”. Miał do swej dyspozycji 8 żołnierzy, w tym 3 szoferów oraz 3 łączniczki, których zadaniem było sygnalizowanie zbliżającego się samochodu.
CZYTAJ TAKŻE: Ognia! Jak KOP walczył z Armią Czerwoną na Kresach
Pierwszą próbę likwidacji Kutschery podjęto 28 stycznia 1944 r. Jednak ze względu na wyjazd komendanta za miasto, trzeba było odwołać grupę gotową do ataku. Rankiem 1 lutego żołnierze ponownie byli na pozycjach. Jeden z konspiratorów, Zdzisław Poradzki „Kruszynka” w swym pamiętniku zanotował: Dzień ciepły. Słońce, lekki wietrzyk przypominały dzień wiosenny. Ani śladu śniegu. O umówionej godzinie wszyscy przychodzą. (…). Z wolna, krok za krokiem posuwają się na miejsce przeznaczenia. Magazynki od pistoletów maszynowych kręcą się między nogami, opóźniając szybkość marszu.
Kilka minut po godz. 9 Maria Stypułkowska „Kama” przeszła przez ulicę, dając znak, że Kutschera opuścił mieszkanie. Dwie kolejne łączniczki Elżbieta Dziębowska „Dewajtis” oraz Anna Szarzyńska-Rewska „Hanka” ustalonymi znakami przekazały informację Pietraszewiczowi stojącemu w Alejach Ujazdowskich. Dowódca zdjął kapelusz, co było sygnałem do rozpoczęcia akcji. Około 9.07 w miejscu zasadzki pojawiła się oczekiwana limuzyna. Naprzeciw niej jechała osobówka kierowana przez Michała Issajewicza „Misia”. Kierowca Kutschery sygnalizował światłami, że daje wolny przejazd. Mimo to „Miś” zajechał drogę i zablokował limuzynę.
Dalej akcja rozegrała się błyskawicznie. „Lot” doskoczył do auta i oddał serię z pistoletu maszynowego do generała. „Kruszynka” przybiegł zaraz za nim i celnymi strzałami dobił szofera, który próbował wydostać się z samochodu. Obserwująca akcję z pewnej odległości Dziębowska wspominała: Widzę „Lota” jak biegnie, wtedy go ostatni raz widziałam, w swoim płaszczyku. Rozdziera to i ze stena, z pistoletu maszynowego, kieruje pierwszą salwę. Z drugiej strony, z przystanku, cała grupa się odrywa. Po drugiej stronie przystanek był naprzeciw pałacyku. Na ukos, jak byśmy powiedzieli. Na przystanku, „Kruszynka” biegnie. Mnie zamurowało. Stanęłam i zamurowało mnie. To są wszystko sekundy.

Żeby nie było żadnych wątpliwości „Kruszynka” wspomagany przez „Misia”, wywlókł Kutscherę z samochodu i wpakował w niego resztę magazynku. Grupa ubezpieczająca w tym samym czasie blokowała ogniem komendanturę SS oraz inne kierunki. Niestety niemieckie kule również dosięgły celu. Zaraz po pierwszych strzałach groźny postrzał w brzuch otrzymał „Lot” i wycofał się do auta Kazimierza Sotta „Sokoła”, ochranianego przez Zbigniewa Gęsickiego „Juno”. Ranny był również „Miś” oraz dwóch żołnierzy osłony Marian Senger „Cichy” oraz Henryk Humięcki „Olbrzym”. Cała trójka zdołała załadować się do samochodu ewakuacyjnego „Sokoła”. Do drugiego auta, kierowanego przez Bronisława Hellwiga „Bruna”, ewakuowali się „Kruszynka” oraz zastępca „Lota”, Stanisław Huskowski „Ali”, który podczas akcji nie mógł otworzyć felernej teczki z granatami i osłaniał kolegów znalezionym pistoletem.
Główny cel operacji został osiągnięty. Kutschera zginął. Oprócz niego akowskie kule zabiły 3 Niemców, a kolejnych 4 odniosło rany. Jednak sukces został okupiony dotkliwymi stratami. Kilka godzin po akcji w niemiecką zasadzkę na moście Kierbedzia wpadli „Juno” oraz „Sokół”, gdy jechali porzucić postrzelany samochód. Ostrzelali Niemców, a następnie ratowali się skokiem do Wisły. Zostali jednak dobici strzałami z broni maszynowej. Po stronie niemieckiej 1 osoba zginęła, a 5 odniosło rany.
CZYTAJ TAKŻE: Rozbicie więzienia w Pińsku i zajęcie Końskich. Zuchwałe akcje cichociemnych
Tego samego dnia o godz. 17.40 żołnierze „Pegaza” zmuszeni byli wykonać ewakuację „Lota” i „Cichego” ze Szpitala Przemienienia Pańskiego. Dowódca oddziału kpt. „Pług” otrzymał bowiem informację, że gestapo niebawem może dowiedzieć się kim są ranni mężczyźni przebywający w placówce. Niestety, wskutek odniesionych ran 4 lutego zmarł Pietraszewicz, a dwa dni później na wieczną wartę odszedł Senger
O niezaprzeczalnym sukcesie jakim była likwidacja „Kata Warszawy” 24 lutego informował „Biuletyn Informacyjny”: W dn. 1 lutego 1944 r. o g. 9,15 w Warszawie, na podstawie wyroku, został zabity silnie strzeżony i zakonspirowany gen. SS i policji Kutschera, Szef SS, Policji i Gestapo na Dystrykt Warszawski, główny organizator trwającego od kilku miesięcy wzmożonego terroru. W starciu z konwojem zginęło kilku innych oficerów i żandarmów.
