Lewandowski przyleciał na pożegnanie Grosickiego. Ale po co przerwał urlop nasz kapitan?

Jacek Kmiecik
PAP/Michał Meissner
Robert Lewandowski nagle przyleciał do Chorzowa na towarzyski mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, a w zasadzie na pożegnanie z drużyną narodową Kamila Grosickiego, partnera z Biało-Czerwonych, z którego podań „Lewy” zdobył całkiem sporo bramek. Taka jest wersja oficjalna sprzedawana na potrzebę polskich mediów dla fanów piłki nożnej. Ale prawda jest zupełnie inna...

Robercik postanowił wypiąć się na reprezentację Polski, kolegów z drużyny narodowej, kibiców Biało-Czerwonych i całe środowisko piłkarskie. Rozpieszczony do granic wytrzymałości „Lewusek” uznał, że po piekielnie trudnym sezonie w Barcelonie, w którym razem z „Dumą Katalonii” sięgnął po mistrzostwo Hiszpanii, Puchar Króla i Superpuchar Hiszpanii, należy mu się chwila oddechu i świat piłkarski z pewnością to zrozumie. Tym bardziej, że 36 lat na karku robi swoje i zregenerować się wcale nie jest łatwo.

Nasze dobro narodowe, drugie obok, toczka w toczkę, podobnej Igi Świątek, postanowiło więc wziąć po wyczerpującym sezonie należny urlop, nie zwracając (a może nie zawracając sobie w ogóle głowy) narodową reprezentacją. Świątek też postanowiła sobie wziąć wolne od barw narodowych i wycofała się z Pucharu Billie Jean King w Radomiu przed polską publicznością, ponieważ uznała, że lepiej sobie odpocząć przed meczami o kolejny model najnowszego Porsche i wielką kasę w turniejach w Stuttgarcie, Madrycie, Rzymie i Paryżu.

Robercik więc zabrał cztery litery w troki, żonę Anię i wspaniałe córki, na zasłużony relaks na jachcie na Morzu Śródziemnym (zdjęcia muskularnego „Lewego” prężącego się na pokładzie żaglówki doprawdy robią wrażenie). Co w Polsce wywołało zrozumiałą burzę – no, bo jak to? Kadra szykuje się do rozpoczęcia kwalifikacji mistrzostw świata 2026 w USA, Kanadzie i Meksyku, a kapitan korzysta z uciech nadchodzącego lata reprezentację kompletnie zlewając.

Na takie faux pas rzeczonego kapitana zareagował jego menedżer, nie w ciemię bity agent, Pini Zahavi. Zdzwonił się ze swoim zawodnikiem i wygarnął mu, że chyba na łeb z jachtu skoczył lekceważąc swoich kibiców i całe polskie środowisko piłkarskie. Pini zjechał Robercika od stóp do głów, że nie ma nawet krztyny szacunku do swoich wiernych sympatyków i natychmiast ma lecieć do Polski, ratować ostatnie resztki zszarganego wizerunku.

Magazyn Gol24: Kadra pod lupą, przed meczem z Mołdawią

Dalszy ciąg artykułu pod wideo ↓
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Robercik przyjął zje... radę Piniego (bądź co bądź, to tylko dzięki bliskim kontaktom agenta z prezesem „Blaugrany” Joanem Laportą, może zagrać w Barcelonie w przyszłym sezonie) i postanowił przylecieć w piątek do Chorzowa.

Problem wynikł tylko z zorganizowaniem prywatnego Jeta. Robercik bowiem, mimo że zarabia 20 milionów euro rocznie w Barcelonie, nie był zbytnio wyrywny na opłacenie przelotu (wiadomo, pieniądze trzymają się tych, którzy ich nie wydają).

W końcu jednak „Lewemu” udało się dolecieć na pożegnanie swojego dogrywającego „Grosika”, z którego od początku współpracy w kadrze darł łacha (pamiętny tekst o liczeniu pieniędzy z kontraktu brutto, zamiast netto). Robercik po wylądowaniu na ziemi ojczystej, z miejsca pouczył dziennikarzy, że on w zasadzie już nic nie musi...

Czyli ma się rozumieć przyleciał do Chorzowa z łaski, a w zasadzie przymusu Piniego Zahaviego.

Z mocy Robercika w meczu z Finlandią na początek eliminacji nie skorzystamy. Mecz o pietruchę z Bilbao na zakończenie LaLiga był przecież o niebo ważniejszy... Sto bramek dla Barcelony przecież więcej znaczy niż jakiś gol w Helsinkach.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera

Wybrane dla Ciebie

Burze, deszcze, wiatr. Groźnie może być w całym kraju

Burze, deszcze, wiatr. Groźnie może być w całym kraju

Czy kłótnia Muska z Trumpem zniweczy lot Polaka w kosmos?

Czy kłótnia Muska z Trumpem zniweczy lot Polaka w kosmos?

Wróć na i.pl Portal i.pl