- Ani ja, ani nikt spośród moich piszących kolegów takich rzeczy nie robi. Piszemy książki reporterskie, powstają wywiady rzeki, gdzie zwykle jest autor i jego rozmówca. Ghostwriter zaś to ktoś, kto się na okładce nie ujawnia. Ghostwriterzy w Polsce istnieją śladowo - uważa Iza Michalewicz, dziennikarka, współautorka wraz z Jerzym Danilewiczem głośnej biograficznej książki o Wiollettcie Villas, „Villas. Nic przecież nie mam do ukrycia”. Jej zdaniem, jeśli dziennikarz zabiera się już za pisanie książki, to rzadko kiedy pozwoli na to, aby sam się narobił, a kto inny spijał przysłowiową śmietankę. No i zabierał pieniądze, bo przecież zwykle ghostwritter pisze za określoną sumę, raczej nie dostaje już pieniędzy za sprzedane egzemplarze. A sumy te, w porównaniu do Stanów Zjednoczonych, wciąż nie są w Polsce oszałamiające: wystarczy na samochód, dobre wakacje. Ale na co dzień trudno by się było utrzymać.
To nie to samo, co w Ameryce, gdzie utalentowany anonimowy twórca jest świetnie opłacony. Jak wieść niesie, autor pamiętnika Hilary Clinton miał zainwestować pół miliona dolarów. Bezimienny bohater filmu Romana Polańskiego (który filmem „The Ghost Writer” wybitnie spopularyzował figurę autora widmo), za napisanie biografii premiera miał zainkasować ćwierć miliona dolarów. Film jest wierną adaptacją sensacyjnej książki Roberta Harrisa „Ghostwriter”, ale, jak wiedzą ci, którzy film oglądali - bohater na końcu ponosi klęskę.
Jak pisał Janusz Wróblewski, recenzując kilka lat temu głośny film Romana Polańskiego, jego bohater nie miał na tyle talentu, aby zostać ambitnym pisarzem, ani zawodowej uczciwości, aby pisać prawdę. „Jest doskonałym przykładem dziennikarskiej beztroski. Jak to zgrabnie ujął Robert Harris, czerpiąc ze swego pisania niemałe korzyści, współtworzy globalny kult idioty. Tworząc autobiografie telewizyjnych iluzjonistów, piłkarzy, aktorek z wielkim biustem wynosi na ołtarze debila” - skomentował Wróblewski.
W rzeczy samej ghostwriterzy wynajmowani do pisania biografii znanych postaci, mniejszą wagę przykładają do faktów i prawdy, pisząc w istocie panegiryk na cześć swojego zleceniodawcy.
- Celebryci w Polsce również nie piszą swoich książek sami, tylko wynajmują autora widmo - mówi Iza Michalewicz. I dodaje: - Tyle, że ghostwriter musi chodzić na pasku zleceniodawcy, pisze na życzenie tego, kto daje swoje nazwisko. Dla reporterów to jest słaba gratka, bo reporter zawsze szuka drugiego dna. Ale oczywiście są dziennikarze, którzy to robią dla kasy - mówi Michalewicz. W środowisku ludzi aktywnie piszących, które nie jest znów tak wielkie, znane są nazwiska tych, którzy „dopomogli” tej czy owej gwiazdce”, politykowi, sportowcowi, wypromować się za pomocą wydanej przez nich historii.
- Nie korzystam z ghostwriterów - mówi Krzysztof Genczelewski, szef wydawnictwa „Melanż”. Przyznaje jednak, że korzysta z fachowców, którzy pomagają pisać biografie. Tak było w przypadku książek Emila Karewicza czy Stanisława Mikulskiego - w pracę nad tymi biografiami Genczelewski zaangażował Pawła Oksanowicza, dziennikarza radiowego, telewizyjnego, jak i autora książek. - Z tym, że w książce wyraźnie jest to zaznaczone, Że opracowanie literackie stworzył Paweł Oksanowicz - zaznacza Krzysztof Genczelewski, dodając: - Oksanowicz był tym, który koordynował powstającą biografię, przepytywał obu aktorów. Inną rolę wydawca widzi też dla redaktorów - w odróżnieniu od wydawnictw, gdzie zdarza się, że to redaktorzy od początku do końca nie tylko czuwają nad powstającą książką, ale wręcz to oni odpowiadają za kształt dzieła, jakie z wydawnictwa pójdzie do drukarni, w „Melanżu” redaktor książkę redaguje, czyli pracuje już na gotowym tekście. - Redaktor może autorowi doradzić, co powinien poprawić, aby książka ładniej brzmiała - mówi Genczelewski.
Redaktorzy, z którymi rozmawiałam, nie ukrywają, że zdarzało im się praktycznie napisać i nadać atrakcyjną formę książkom znanych osób, które to książki odnosiły następnie spektakularne sukcesy na rynku wydawniczym. Tyle, że rzekomi autorzy nigdy się nie pochwalili tym, że ktoś im pomógł. - Są tacy, którzy po wydaniu książki z własnym nazwiskiem na okładce naprawdę wierzą, że to oni są autorami - śmieje się jedna z dziennikarek, a zarazem autorka książek, która miała swój udział w tych spektakularnych - nie swoich - sukcesach. - Co ciekawe, kiedy redaktor rezygnuje z pracy nad kolejnymi książkami takiej osoby, okazuje się, że wena autora czy autorki nagle spada - dopowiada.
Krzysztof Genczelewski stawia więc pytanie, czy korzystanie z ghostwritera jest uczciwe, jeżeli celebryta zamawia książkę, którą pisze ktoś w jego imieniu i później faktyczny autor książki zostaje niejako wygumkowany ze świadomości celebryty. - Dla mnie to nie fair. Nie ma się czego wstydzić. Jak ktoś jest świetnym aktorem, czy politykiem, osobą publiczną, ale nie ma ani czasu, ani talentu, aby samemu napisać, współpracuje z kimś, kto pomoże mu jego historię merytorycznie i stylistycznie poukładać, ale ta osoba występuje jako współautor, albo redaktor prowadzący książkę - mówi szef wydawnictwa „Melanż”.
Na tym tle wyróżnia się Karolina Szostak, prezenterka sportowa Polsatu, której poradnik pod tytułem „Moja spektakularna metamorfoza”, o tym, jak w rok schudła prawie 30 kilogramów, święci właśnie tryumfy. - Karolina nie udaje, że sama napisała tę książkę, nie ukrywa, że pomogła jej dziennikarka, copywriterka i scenarzystka Marta Kordyl - mówi rozmówczyni „Polski”.
Niemniej na ghostwriterów w Polsce jest i będzie zapotrzebowanie, bo niestety - a może i dobrze - nie wszyscy, którym marzy się własna książka w witrynie księgarni, potrafią pisać, za to żyjemy w czasach, w których umiejętność wypromowania siebie, sprzedaży własnej marki, nazwiska, historii jest strategicznym planem biznesowym. I wcale nie chodzi o to, że te osoby nie są obdarzone intelektualnym potencjałem. Najczęściej chodzi o brak czasu - osoby publiczne, na stanowiskach, w nawale spotkań, zebrań, opracowywania strategii biznesowych, nie mają go zbyt wiele.
Osobnym wątkiem są propozycje od osób, które są przekonane, że ich życie jest tak interesujące, że nadaje się na bestseller, a jeśli nawet nie osiągną pierwszych miejsc na listach księgarskich, to i tak świetnie się sprzedadzą.
- Miałam kilka takich propozycji - zdradza jedna z wziętych dziennikarek. - Pan był przekonany o wyjątkowości swojego życia. Sprzedawał palety. Pani, która uważała, że jej historia jest niezwykła, bo wyszła za mąż za Marokańczyka. Proponowali nawet spore sumy - dwadzieścia tysięcy złotych za napisanie książki, ale nie podjęłam się tego - opowiada. O niecodziennej propozycji opowiedział mi jeden z młodych dziennikarzy, któremu pewna bizneswoman zaproponowała, że podyktuje mu książkę, bo całą ma już w głowie. - Na pytanie, dlaczego sama jej nie napisze, albo nie wynajmie maszynistki, obraziła się - wspomina dziennikarz.
W Polsce zwykle kwoty dla ghostwriterów zaczynają się od 3 tysięcy złotych - wszystko zależy, jaki jest kaliber książki, no i o jaką postać chodzi. Inna sytuacja i inne pieniądze są, kiedy napisanie własnych dzienników zlecają ghostwriterom lekarze bądź prezesi korporacji. Ale zdarzają się i takie sytuacje, kiedy napisanie „pięknej” biografii zlecają pisarzowi-widmo osoby, które w ten sposób chcą wyrazić wdzięczność bohaterowi biografii. Propozycje, aby napisać książkę, dajmy na to, o znanym przedsiębiorcy w regionie, w prezencie urodzinowym, wcale nie są rzadkością. Cena - od 4 do 6 tysięcy złotych. Tyle, że to jest absolutna nisza, tych książek nie wydadzą duże, znane wydawnictwa.
Nie zawsze też jest tak, że pisarz widmo zadowala się jednorazową kwotą - za całą książkę. Czasem dostaje zapłatę za strony, czasem otrzymuje umówiony procent ze sprzedaży egzemplarzy.
Choć w ghostwritterstwo wpisane jest to, że prawdziwy autor pozostaje nieznany, z czasem wychodzą na wierzch historie o tym, kto rzeczywiście stoi za taką czy inną pozycją. I tak dziś wiemy, że światowy bestseller „Droga nadziei” Lecha Wałęsy, przetłumaczony na wiele języków, w rzeczywistości została napisana przez Andrzeja Drzycimskiego i Adama Kinaszewskiego, a rzecz działa się jeszcze w mrokach PRL. Drzycimski zdradził po latach, że najgorzej było, kiedy w wywiadach pytano Wałęsę o szczegóły z książki, na której widniało przecież jego nazwisko. Miał odpowiadać wtedy: „To było zupełnie inaczej”, nie przejmując się tym, co zostało zawarte w książce.
Wiadomo, że to ghostwriterzy stali za znanymi biografiami czy to Edwarda Gierka, czy - później - Bogusława Bagsika, której to biografii faktycznym autorem był Jerzy Andrzejczak. I sam o tym opowiadał. O luksusach w pałacu, który pod Warszawą kupiła spółka Art-B, czy o pijanym Aleksandrze Kwaśniewskim, z którym autor-widmo jeździł służbową lancią. W latach 90. Andrzejczak pracował dla wydawnictwa BGW, w którego plan wydawniczy wpisane były biografie ze znanymi wówczas postaciami.
Dziś wielu wydawców wynajmuje dziennikarzy do pisania wywiadów rzek z personami, które, jak zakładają, mają w sobie taki potencjał, że ich ksiażki sprzedadzą się świetnie. Tak jak i wtedy, tak i dzisiaj ghostwriter za każdym razem musi zebrać smakowity materiał, przeprowadzić dziesiątki wywiadów, a i tak to, co mogłoby źle świadczyć o bohaterze zostaje na końcu wyczyszczone w autoryzacji. Zostaje tylko lukier.