Już sam tytuł tekstu Małgorzaty Tomczak, który ukazał się 17 listopada, może zaskakiwać. Brzmi on: "Rodziny z dziećmi, wykształcona Afganka, ciężarna kobieta - osoby takie, jak w filmie Holland, są na granicy wyjątkami". Autorka w swoim opiniotwórczym materiale zaskakuje dalej. - Po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że wytwarzamy fałszywą wiedzę - przyznaje w pierwszym zdaniu.
- Kryzys na granicy polsko-białoruskiej jest od dwóch lat prezentowany w dwóch narracjach: tej otwarcie antyimigracyjnej i odwołującej się do bezpieczeństwa oraz tej humanitarnej, skupionej na łamaniu praw azylowych i często nawiązującej do Zagłady - pisze dziennikarka GW.
Takiej rzeczywistości nie ma
W tym momencie wspomina o książce Mikołaja Grynberga "Jezus umarł w Polsce" i filmie Agnieszki Holland "Zielona granica". - Oba utwory mają charakter interwencyjnej publicystyki z jasnymi diagnozami i wytycznymi: dzieje się zło, rasizm zabija, mamy krew na rękach. Autorzy nie ukrywają, że mają nami wstrząsnąć; po przetrawieniu tych historii mamy iść i zrobić „coś", by się nie powtórzyły. Reakcja powinna mieć miejsce natychmiast, bo „to wciąż się dzieje" - tłumaczy Tomczak.
Autorka po chwili dodaje jednak, iż obawia się, że jeśli "ktoś faktycznie wstanie z fotela, by tę rzeczywistość zmieniać, to jej nie znajdzie".
- Bo choć utwory funkcjonują w debacie jako niemal dokumentalne zapisy sytuacji na granicy, to w rzeczywistości ukazują tylko jej niewielki, przefiltrowany wycinek. Nie zadają prawdziwych pytań, a całą kompleksowość tematu wciskają w czarno-białe kategorie - przyznaje dziennikarka GW.
Statystyka stoi po stronie "prawicowej propagandy"
Jak twierdzi, "nikt tych syryjskich dzieci, kobiet w ciąży i wykształconych Afganek nie wymyślił – oni też tam byli, widzieli ich bohaterowie Grynberga i Holland, pomagały im mieszkanki Podlasia". I sama przyznaje:
- Ale jest wielka niereprezentatywność, bo zdecydowana większość ludzi na szlakach do Europy to młodzi mężczyźni. W ostatnim roku kobiety stanowiły jedynie 10 proc., a dzieci – 17 proc., z czego wiele to 16-17-latkowie. Mówimy, że prawicowa propaganda wypacza obraz migracji, nie pokazując dzieci i kobiet, a robimy to samo – z tym, że statystyka stoi po ich stronie.
GW szczerze o "strefach wolnych od LGBT"
Tekst Małgorzaty Tomczak został opublikowany 17 listopada rano i jak dotąd, nie został usunięty ze strony GW. Inaczej było w przypadku chociażby artykułu z 2020 r. autorstwa Piotra Głuchowskiego, w którym wprost napisał, że krytykowane tak przez chociażby lewicowe środowisko, czy nawet samą "Gazetę Wyborczą" "strefy wolne od LGBT", tak naprawdę nie istnieją. Zaznaczył przy tym, że przez rozpowszechnianie takich nieprawdziwych informacji „budujemy na świecie fałszywy i dużo gorszy od prawdziwego obraz swego kraju”.
Artykuł Głuchowskiego spotkał się z nieprzychylną reakcją Barta Staszewskiego, a następnie usunięty ze strony internetowej GW. Czy podobnie będzie i tym razem?

dś