Żądny władzy bastard miał zamordować konkurenta za pomocą specjalnie spreparowanej… lewatywy z arszenikiem.
Trudne, ale możliwe
Phillippe Charlier, współczesny patolog i autor książki „Sekrety dawnych zbrodni. Patolog o słynnych morderstwach historycznych”, pochylił się nad rewelacjami Mangoriego i doszedł do zaskakujących wniosków: „Z wielką precyzją Mangori dodaje, a ten fizjologiczny szczegół jest nie do przeoczenia, że podając truciznę w ten sposób, należy dwukrotnie zwiększyć jej dawkę w porównaniu do metody doustnej”. Zatem rzecz jest możliwa, ale dość trudna. Zresztą większość historyków i tak uważa, że Konrad wyzionął ducha z powodu banalnej malarii. To dobitnie świadczy o historycznym prozaizmie.
Ale śmierć Konrada to jeszcze nic. Tenże Mangori pisze bowiem, że w 1414 r. król Neapolu Władysław I Andegaweński przeniósł się na tamten świat po tym, jak za pośrednictwem swej męskości wchłonął podczas stosunku zabójczą substancję, którą jego kochanka umieściła w… waginie.
Trucizna i seks
Tego nietypowego otworu w ciele użył też w drugiej połowie XVIII w. pewien Duńczyk, o czym także donosi nam nieoceniony Mangori. Pewnego ranka, tuż po spółkowaniu, udało mu się włożyć kobiecie do pochwy, przy pomocy palca, mieszankę arszeniku i mąki. W południe małżonka dzierżawcy źle się poczuła i następnego dnia zmarła.
Czy to w ogóle możliwe?
W 2013 r. tym samym sposobem usiłowała pozbyć się męża pewna kobieta z Brazylii. Umieściła truciznę w pochwie, a następnie namówiła mężczyznę na seks oralny. Ten jednak, zaniepokojony dziwnym zapachem, natychmiast zabrał żonę do szpitala, a cała intryga spełzła na niczym…
Niestety, Charlier rozwiewa wszystkie rewelacje Mangoriego pisząc: „podanie trucizny drogą dopochwową, jeśli nie jest prawdą, to przynajmniej toksykologicznym mitem…”. Co dowodzi, że Charlier po prostu nie nadaje się na autora powieści kryminalnych.
