Jak wynika z relacji pacjentki i jej męża, przekazanej trójmiejskim mediom, pani Miłosława trafiła do położniczo-ginekologicznej izby przyjęć szpitala redłowskiego około południa w sobotę, z powodu skurczów macicy. Była w 16 tygodniu ciąży. Musiała czekać w kolejce. Zaczęły też odchodzić jej wody płodowe.
Jak wynika z relacji jej męża, przekazanej Radiu Gdańsk - kobieta zarejestrowała się u pielęgniarek i usłyszała, że jest piąta w kolejce. Nikt się nią nie zajął, mimo że wody cały czas odchodziły. Została zbadana dopiero po dwóch godzinach przez lekarzy i – jak podejrzewa jej partner, stało się to tylko dlatego, że zaczął dzwonić do mediów z prośbą o interwencję.
Jak podkreśla mężczyzna, podczas pierwszego badania u dziecka był jeszcze wyczuwalny puls. Mimo to usłyszeli od lekarza pytanie, czy chcą ratować ciążę. Odpowiedzieli, że oczywiście, że chcą. "Każdy normalny rodzic zrobiłby tak samo" - stwierdził mężczyzna. Niestety, dzień później okazało się, że dziecka nie udało się uratować. Kobieta i jej mąż największe pretensje mają o to, że w ich opinii lekarze od razu przekreślili szanse na ratunek i kazali jej czekać na pomoc dwie godziny.
Przeczytaj więcej na temat
Odmienny przebieg zdarzeń podczas sobotnio-niedzielnego dyżuru zarejestrował personel oddziału.
Według ich relacji kobieta musiała poczekać, bo przed nią było jeszcze sześć par. Była w stabilnym stanie. Lekarz dyżurny w tym czasie był na sali operacyjnej w trakcie cesarskiego cięcia. Jak tłumaczą lekarze – po badaniu pacjentka natychmiast została otoczoną troskliwą opieką - trafiła na jednoosobową salę, a jej mężowi zezwolono, by przebywał przy niej przez całą noc. Poronienie było w toku, szanse, że uda się je zatrzymać, były praktycznie zerowe.
Kobieta i jej mąż zamierzają złożyć skargę na działania lekarzy w szpitalu.
- Do tej pory nie wpłynęła żadna skarga związana z tym zdarzeniem, nie będziemy więc wypowiadać się na ten temat - mówi Małgorzata Pisarewicz, rzeczniczka prasowa spółki Szpitale Pomorskie.
W czwartek mężczyzna złożył zawiadomienie w prokuraturze.
- Dzisiaj przyszedł mąż pokrzywdzonej, złożył w tej sprawie zawiadomienie, został przesłuchany na okoliczność tego zdarzenia - powiedziała prok. Małgorzata Goebel, szefowa Prokuratury Rejonowej w Gdyni.
Z tego co twierdzi personel szpitala wynika, że od samego początku para zachowywała się niezwykle agresywnie. Już po pół godzinie czekania mężczyzna interweniował w mediach. Udało mu się dodzwonić się do jednej ze stacji radiowych.
- Nigdy jeszcze, a ginekologiem jestem z bardzo długim stażem, nie spotkałem się z tak wulgarnym zachowaniem pacjentki, której bardzo chcieliśmy pomóc – zdradza jeden z lekarzy. - Mimo że zarówno specjalista ginekolog, jak i neonatolog (pediatra zajmujący się noworodkami) tłumaczyli jej co się dzieje, ani pacjentka, ani jej mąż nie przyjmowali tego do wiadomości. Z sali dobiegały krzyki, wrzaski, padały niecenzuralne słowa adresowane do białego personelu. Pacjentki na sąsiednich salach nie mogły nawet zmrużyć oka.
- Nie było szans, aby utrzymać przy życiu płód, który przyszedł na świat w 16 tygodniu ciąży - mówi dr nauk med. Andrzej Płoszyński, ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego Szpitala Morskiego im. PCK w Gdyni Redłowie. - Realne szanse na przeżycie miałby od 26. tygodnia, minimalne od 23. tygodnia.
Przepowiednie jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego na 2018 rok

Bursztynowy Ołtarz w kościele św. Brygidy w Gdańsku

Luksusowa rezydencja Jana Kulczyka na sprzedaż

Kalendarz sportowy 2018 - piękne zdjęcia sportowców i szczytny cel

Nauczyciel płakał, jak poprawiał: Najlepsze teksty uczniów i nauczycieli

Masz kota lub psa? Uważaj na trujące rośliny w domu!
