Do ataku doszło w południowej części tzw. Zielonej Strefy w stolicy kraju. To dzielnica Bagdadu, w której mieszczą się siedziby instytucji administracji państwowej oraz placówki służb dyplomatycznych z całego świata.
Według informacji udostępnionych przez irackie ministerstwo spraw wewnętrznych zamach został przeprowadzony z powietrza za pomocą trzech uzbrojonych w bomby dronów. Dwa z nich zostały zestrzelone, jednak ostatni zdołał uderzyć w rezydencję premiera. Jak podała agencja Reutera, w wyniku ataku rannych zostało co najmniej sześciu członków osobistej ochrony szefa irackiego rządu. Sam Mustafa al-Kazimi nie odniósł żadnych obrażeń.
- Byłem i nadal będę popierał odbudowę Iraku, a pociski zdrady nie zniechęcą naszych sił bezpieczeństwa - oznajmił w oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych premier Iraku. - Czuję się dobrze. Wzywam wszystkich do zachowania spokoju i powściągliwości ze względu na dobro naszego kraju. - zaapelował.
Na razie nie wiadomo, kto stoi za przeprowadzeniem ataku. Według przedstawicieli Stanów Zjednoczonych bez wątpienia było to jednak "oczywisty akt terroryzmu".
- Pozostajemy w bliskim kontakcie z irackimi służbami bezpieczeństwa zaangażowanymi w utrzymanie niepodległości i suwerenności Iraku. Zadeklarowaliśmy też wsparcie w przeprowadzeniu dochodzenia mającego na celu ustalenie sprawców ataku. - oświadczył rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu Ned Price.
Napięta sytuacja w Bagdadzie panuje od zakończenia przedterminowych wyborów parlamentarnych, które odbyły się 10 października. Jak wskazują światowe agencje prasowe, do zamachu na szefa irackiego rządu doszło dwa dni po brutalnych zamieszkach w stolicy kraju wywołanych przez proirańskie ugrupowania polityczne, które nie chcą uznać wyników wyborów.
