Izba wytrzeźwień Jaworzno
ZOBACZCIE ZDJĘCIA
Powodem niepobieranie opłaty miał być brak podstaw prawnych do pobierania opłat, bo stara ustawa o wychowaniu w trzeźwości wygasła, a nowa to bubel prawny skierowany przez prezydenta do Trybunału Konstytucyjnego. Kiedy opadł kurz medialnej burzy, okazało się, że jest inaczej.
- Trafić do nas wbrew obiegowej opinii wcale nie jest łatwo. Minęły czasy, kiedy milicja zgarniała nietrzeźwych z ulic. Teraz najczęściej odwozi ich do domów. Nawet 60-70 proc. klientów przywożonych jest w wyniku awantur podczas libacji, bo stanowili zagrożenie dla siebie albo innych. Ten "relikt komunizmu", jak chcą go widzieć niektórzy, powiedzmy sobie szczerze chroni życie nie tylko pijanych, ale także ich rodzin - wylicza Aleksander Tura, szef Izby Wytrzeźwień w Jaworznie.
Izba wytrzeźwień to również miejsce, w którym trzeźwieją osoby zatrzymane przez policję. Trafiają do niej też osoby bezdomne wyciągane gdzieś z kanałów, piwnic, aby miały szanse przeżyć mroźną noc, bo będąc "pod wpływem" nie spełniają kryteriów obowiązujących w noclegowniach.
- Naturalnie, mamy też klientów, o których mówi się, że pochodzą z dobrych domów. Ale oni to margines wizyt i zwykle płacą od ręki - dodaje dyrektor Mieczysław Fido z Chorzowa.
Rocznie w Polsce do wszystkich 52 izb wytrzeźwień trafia ok. 330 tys. nietrzeźwych. Dziesięć procent tej liczby, to klienci największej z nich w Warszawie. W województwie śląskim tego typu instytucje powołały samorządy: Jaworzna, Sosnowca, Rudy Śląskiej, Chorzowa, Bytomia, Zabrza, Bielska-Białej, Częstochowy, Katowic i Gliwic. Średni roczny przychód to ok. 400 tys. zł, choć Chorzów miał w 2012 roku górkę i do kasy wpłynęło ponad pół miliona od klientów.
- Płaci bez specjalnego ociągania się ok. 30 proc. klientów. Reszta różnie. Czasem wpłata następuje po wielu miesiącach albo jest egzekwowana w windykacji - mówi dyrektor Tura.
Większość izb w naszym regionie obsługuje nie tylko teren miasta, w którym się znajdują. W obszarze ich zainteresowań są także mniejsze ośrodki miejskie i gminne, położone w najbliższej okolicy, które mają z nimi podpisane stosowne umowy. Dla przykładu izba z Jaworzna obsługuje nawet teren województwa małopolskiego. Przywożeni są do niej klienci z Olkusza, Chrzanowa, Libiąża, a także Wadowic i Andrychowa.
Izby wytrzeźwień porównywane są często do dobrej klasy hoteli. My również nie uciekamy od takiego zestawienia. Jednak każda taka próba budzi sprzeciw ze strony dyrektorów izb.
- Zacznijmy od tego, że hotel się wybiera samodzielnie, a do izby jest się dowożonym. Poza tym nasze zadania z zadaniami branży hotelowej - trudno porównywać, choć uważam, że zarówno ich działalność, jak i nasza jest potrzebna - zaperza się dyrektor izby w Jaworznie, Aleksander Tura.
Oto, co oferuje swoim klientom za 250 zł izba wytrzeźwień:
Badanie lekarskie i całodobową opiekę medyczną, w tym pielęg-niarską. Dostęp do sanitariatów i prysznica. Łóżko i świeżą pościel. Maksymalny czas pobytu - 24 godziny lub spadek poziomu alkoholu we krwi do co najmniej 0,4 promila. Jeśli pacjent spełnia warunki zakończenia pobytu, a jest środek nocy, zatrzymuje się go do rana. Izba chroni w depozycie wszystkie rzeczy pacjenta wcześniej opisane w obecności policjantów, którzy go przywieźli. W mroźne dni na pożegnanie oprócz gorącej herbaty z cukrem pacjenci otrzymują gorącą zupę z torebki.
Standardowe usługi w hotelu trzygwiazdkowym do 250 zł:
Pokój jednoosobowy z łazienką. Do wyboru wanna albo prysznic. Telewizja kablowa albo satelitarna. Standardem jest dostęp do bezprzewodowego internetu szerokopasmowego, a także bezpłatny parking hotelowy, jeśli nie zaznaczono w ofercie inaczej. W cenę zazwyczaj wliczone jest też śniadanie typu kontynentalnego. Takie wygody mają w swojej ofercie m.in. hotele: Angelo w Katowicach, Grand w Częstochowie. Poniżej 250 zł znaleźliśmy też pokój w czterogwiazdkowym hotelu President w Bielsku-Białej.
Mieczysław Fido, prezes Stowarzyszenia Dyrektorów Izb Wytrzeźwień w Polsce:
Przez dwa lata, jeszcze za czasów ministra Rapackiego, konsultowaliśmy nowe przepisy dotyczące izb wytrzeźwień. Nagle w grudniu, naprędce, posłowie wyprodukowali bubel prawny nie korzystając z naszych doświadczeń i wiedzy. To, że prezydent przekazał go do Trybunału Konstytucyjnego nie jest naszą winą, dlatego nie widzę powodu, by brać w przyszłości odpowiedzialność za zaniechanie poboru opłat od pacjentów. Brak ustawy ze stawkami nie jest przeszkodą. Mamy umocowanie w tym zakresie w prawie lokalnym. Izby należą do gmin, a więc samorządu, opłaty jak i koszty utrzymania izb ponoszą gminy. Jeśli okaże się decyzją Trybunału, że opłaty były bezprawne, anulujemy rachunki i zwrócimy pobrane pieniądze. Co by się jednak stało, gdybyśmy zaniechali poboru opłat, by po czasie dowiedzieć się, że były należne? Kto pokryłby straty? Posłowie, minister czy raczej dyrektorzy i personel izb?
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Pszczyńskie domy z gliny: Program Dobrze zaprojektowane
TYDZIEŃ Magazyn reporterów Dziennika Zachodniego
