Jak ginęli w górach legendarni polscy himalaiści

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Jerzy Kukuczka i Andrzej Czok pod Mount Everest
Jerzy Kukuczka i Andrzej Czok pod Mount Everest wikipedia
Lata 1986 i 1989 długo pozostawały najtragiczniejszymi w historii polskiego himalaizmu. W maju 1989 roku miała miejsce wyprawa, w trakcie której zginęło aż pięciu polskich himalaistów. Wcześniej za najgorszy sezon uchodziło rok 1986.

Latem 1986 roku na zboczach najwyższej góry Karakorum i drugiej najwyższej góry świata rozegrały się wydarzenia określane mianem „tragedii na K2”. Nieco myląco - bo była to raczej dość długa seria tragicznych zdarzeń niż jeden masowy wypadek. Między 21 czerwca a 10 sierpnia 1986 roku na K2 zginęło aż 13 wspinaczy, co czyni ten sezon najtragiczniejszym w historii zdobywania szczytu. Wśród jego ofiar śmiertelnych znalazło się aż troje Polaków - z których każdy zginął w innej akcji górskiej.

Lato 1986 roku było na K2 wyjątkowo trudne, jeśli chodzi o warunki do wspinaczki. Częste załamania pogody, gwałtowne burze śnieżne i równie gwałtowne spadki temperatury - to wszystko zamieniło ten sezon w koszmar. Oto część tego koszmaru - z polskimi wątkami.

8 lipca po pięciu dobach wspinaczki dziewiczą - i do dziś niepowtórzoną - drogą środkiem południowej ściany K2, na szczycie stanęli Jerzy Kukuczka i Tadeusz Piotrowski. Ich droga - nazwana Polish Line - do dziś uważana jest za jedno z największych osiągnięć himalaizmu. Do ataku szczytowego z ostatniego obozu Kukuczka i Piotrowski wyruszyli bez namiotu i śpiworów - założenie było takie, że zejdą możliwie szybko i nisko znacznie łatwiejszą od Polish Line drogą normalną (czyli żebrem Abruzzów). Niestety warunki pogodowe okazały się dramatycznie złe, a skrajnie zmęczeni - musieli po drodze dwukrotnie nocować mając do dyspozycji wyłącznie płachtę biwakową. Wspinacze nie mieli już jedzenia ani paliwa do topienia śniegu i gotowania wody. Pierwszy z tych biwaków wypadł im 300 metrów poniżej szczytu, drugi na wysokości 7900 metrów - co świadczy o niezwykle trudnych warunkach zejścia. Trzeciego dnia schodzenia wspinacze dotarli do lodowego progu, który zwykle pokonuje się zjazdem. Podczas biwaku zapomnieli jednak o linie.

Schodzili więc w dół „na żywca”. Podczas tej ryzykownej operacji Piotrowskiemu wypiął się najpierw jeden z raków, niedługo później kolejny. Trudno o większego pecha. Tak relacjonował tę sytuację Jerzy Kukuczka:

„Z nogi Tadeusza spada rak! Coś krzyczę, ale tego, co się stało w następnej sekundzie, przewidzieć nie mogłem. W dół leci drugi rak! Tadeusz trzyma się już tylko czekana. Krzyczę: - Uwaaaaaażaj!

Ale jest za późno, żadna przestroga nie może zmienić niczego. Tadeusz tylko przez moment jakby próbuje walczyć, ale jest przecież w sytuacji człowieka, któremu nagle wyrwano spod nóg drabinę. Próbuje jeszcze rozpaczliwie zacisnąć ręce na wbitym w lód czekanie. Nie udaje się. Czekan zostaje.

Tadek leci w dół. Jesteśmy dokładnie w jednej linii. Krzyczy tylko: - Jureeeeek!

Nie może zrobić nic. Na takim stromym lodzie człowiek bez raków jest bezbronny. W pierwszym przebłysku świadomości chcę go łapać, nie dotarło nawet jeszcze do mnie, że przecież ja też stoję tylko dzięki rakom wbitym w maleńki lodowy stopień i zdążyłem jedynie w ostatniej chwili oba czekany wbić jak najmocniej w lód.

Czuję potężne uderzenie, Tadeusz dosłownie zjeżdża po mnie i leci dalej.”

3 sierpnia - tym razem trudną drogą Magic Line (pierwsze udane przejście - a więc kolejny wielki sukces) - szczyt K2 zdobywają kolejni wspinacze. To dwaj Polacy - Wojciech Wróż i Przemysław Piasecki i jeden Słowak - Peter Božik. Oni również planowali zejście „łatwym” Żebrem Abruzzów, choć oczywiście musimy pamiętać, że „łatwość” oznacza tu tyle, że jest to najczęściej używana i najbardziej znana wspinaczom droga na szczyt. Podczas zejścia - w kompletnych już ciemnościach i zdaje się z kłopotami z czołówką - na wysokości ok. 8100 w słynnym i groźnym żlebie Bottleneck (Szyjka Butelki) odpadł ze ściany Wojciech Wróż. Choć nie da się określić ze stuprocentową pewnością, jak do tego doszło, najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest to, że schodzący w ciemnościach i ekstremalnie zmęczony Wróż nie zauważył mniej więcej metrowej szerokości przerwy pomiędzy linami poręczowymi i „wyjechał” z niezabezpieczonej końcówki liny.

Ostatnią z polskich ofiar tragicznego lata na K2 była Dobrosława Miodowicz-Wolf, córka szefa OPZZ Alfreda Miodowicza i siostra polityka Konstantego Miodowicza. Himalaistka w parze z Anglikiem Alanem Rouse zdołała w ataku szczytowym dojść do wysokości około 8500 metrów. Nieco wyżej na drodze znajdowała się też wyprawa Austriaków, którym udało się stanąć na szczycie. Schodzący Austiacy napotkali Miodowicz-Wolf i Rouse tuż przed nadchodzącym załamaniem pogody. Zaczął się koszmarny odwrót w ekstremalnym, lodowatym wietrze. W takcie tego odwrotu zmarła w wychłodzenia i wyczerpania czwórka wspinaczy. Dobrosława Miodowicz-Wolf była ostatnią z nich - próbowała wcześniej pomagać całej trójce. Udało się jej dojść na wysokość około 7100 metrów - tam zmarła na linach poręczowych. Uratować się tego dnia zdołali tylko dwaj austriaccy wspinacze - Kurt Diemberger i Willi Bauer. Nie kryli, że zostawili po drodze umierającego Alana Rouse a następnie nie zawrócili po Miodowicz-Wolf. Spadła na nich za to potężna krytyka. Obaj też jednak znaleźli się na krawędzi. Diemberger musiał być sprowadzany z obozu II - między innymi przez Polaków, Bauer zdołał samodzielnie dotrzeć do bazy - obaj jednak mieli oznaki choroby wysokościowej i potracili część palców na skutek odmrożeń.

Kolejna wielka tragedia w historii polskiego himalaizmu miała miejsce 3 lata po tragicznym sezonie na K-2. Tym razem pod Everestem zginęło pięciu polskich wspinaczy. Ich śmierć przeszła w kraju niemal niezauważona - społeczeństwo żyło bowiem przemianami w Polsce i zbliżającymi się przełomowymi wyborami 4 czerwca 1989 roku.

Wiosną 1989 roku na Mount Everest ruszyła spora 19 osobowa wyprawa, złożona głównie z Polaków, ale też udziałem wspinaczy z USA i Meksyku. Faza ataków szczytowych rozpoczęła się 22 maja - część z nich się nie powiodła. Dwójka Polaków - Mirosław Gardzielewski i Mirosław Dąsal nie zdołała zdobyć szczytu, wracali do bazy. Po nich skutecznie zaatakowali szczyt Eugeniusz Chrobak (szef wyprawy) i Andrzej Marciniak. Oni również zmierzali na dół.

W roli wsparcia dla obu zespołów wyszli natomiast z bazy Andrzej Heinrich, który wcześniej podczas zakładania obozu V na wysokości 8000 metrów doświadczył objawów choroby wysokościowej (utrata czucia w jednej ręce) i Wacław Otręba. Ta dwójka zamierzała pomóc pozostałym wspinaczom w zejściu i zniesieniu sprzętu.

Cała szóstka spotkała się 26 maja w obozie I położonym na przełęczy Lho La na wysokości zaledwie (jak na Mount Everest) ok. 6000 metrów nad poziomem morza.

Tam na wspinaczy spadło załamanie pogody. Potężne opady śniegu, gęsta mgła, widoczność na kilka metrów. Po przeczekaniu nocy, himalaiści rozpoczęli próbę przedostania się dalej w kierunku bazy - co wymagało podejścia na grań Khumbutsu. Tuż pod granią cała szóstka została zmieciona przez lawinę. Spadli razem ze zwałami śniegu i lodu kilkaset metrów w dół.

Gardzielewski i Dąsal zginęli na miejscu. Heinrich zmarł po mniej więcej 20 minutach. Otręba po próbie reanimacji przez Marciniaka. Przy życiu pozostali jedynie Marciniak, który mimo złamań żeber był w stanie się poruszać i próbował ratować kolegów, i Chrobak - z połamaną nogą i w bardzo złym ogólnym stanie. Marciniak wyciągnął z plecaka śpiwór i tuż przy lawinisku - razem z umierającym Chrobakiem - rozłożył prowizoryczny biwak. Chrobak nie przeżył jednak nocy.

Rankiem Marciniak zdołał - niemal dosłownie po omacku, bo stracił w lawinie okulary lodowcowe i nabawił się śnieżnej ślepoty - dotrzeć z powrotem na przełęcz Lho La i odnaleźć namiot. Udało mu się również nawiązać kontakt z bazą. Był jednak w zbyt kiepskim stanie, by próbować samodzielnego zejścia.

Rozpoczęła się bezprecedensowa akcja ratunkowa, która może słusznie budzić pewne skojarzenia z wyprawą ratunkową na Nanga Parbat sprzed dwóch lat. Najpierw z bazy wyruszyła ekipa w mocnym składzie: Carlos Carsolio, Nick Cienski, Alan Burgess i Peter Athens. Wspinacze musieli jednak zawrócić ze względu na skrajne zagrożenie lawinowe. Rozpoczeła się zatem organizacja (z pomocą kilku różnych ambasad) o zorganizowanie akcji z użyciem śmigłowca od chińskiej strony Mount Everest. 29 maja Chińczycy wyrazili zgodę. Problem tylko w tym, że po chińskiej stronie góry nie było nikogo, kto mógłby się podjąć takiego wyzwania zaś nie można było użyć jedynego śmigłowca należącego do Nepalu - Chińczycy wprawdzie wyrazili zgodę na jego przelot, ale zażądali danych będących tajemnicą wojskową, na co Nepal się nie zgodził.

Ostatecznie odbył się niesamowity rajd - ekipa ratunkowa z młodym Arturem Hajzerem na czele wyruszyła cieżarówką z Katmandu do Chin i po dwóch dobach jazdy bez żadnej przerwy dotarła do podnóża góry. Stamtąd Hajzer z towarzyszami w jeden dzień przemknęli pieszo w rejon Lho La (zwykle wyprawy potrzebują na to dwóch dni). 1 czerwca rano natknęli się na Marciniaka, który próbował rozpocząć samodzielne zejście. Jego uratowanie było zupełnie niezwykłym wyczynem - od tego momentu Hajzer (dotąd uważany za „młodego” i nowicjusza) stał się jedną z najważniejszych postaci w świecie polskiego himalaizmu.

Po roku 2000 Hajzer tworzył program Polski Himalaizm Zimowy i kierował kilkoma ważnymi wyprawami w jego ramach, szkoląc jednocześnie całe pokolenie polskich himalaistów. Zginął w 2013 roku podczas wyprawy na Gaszerbrum I - odpadł ze ściany tzw Kuluaru Japońskiego i spadł około 500 metrów. Jego ciało odnalazł i potwierdził śmierć Hajzera towarzyszący mu w wyprawie Marcin Kaczkan.

A cudownie uratowany w 1989 roku Andrzej Marciniak zginął w 2009 roku w Tatrach podczas wspinaczki na relatywnie nietrudnej drodze. Odpadł od ściany razem ze skalnym blokiem, który zmiażdżył go w momencie upadku.

Rok 1989 przyniósł jeszcze jedną himalajską tragedię. 24 października zginął najbardziej znany polski himalaista wszechczasów. Jerzy Kukuczka odpadł z południowej ściany Lhotse, tuż przed granią szczytową, na wysokości około 8300 metrów. Jego partner Ryszard Pawłowski asekurował go liną, jednak spadający Kukuczka wyrywał kolejne przeloty. Pawłowski nie został pociągnięty w dół razem z Kukuczką, bo lina zerwała się na którejś ze skalnych krawędzi. Kukuczka spadł około 2 kilometrów w dół. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.

Nie wiemy tak naprawdę, jak straciła życie Wanda Rutkiewicz. Najsłynniejsza polska himalaistka zaginęła w sierpniu 1992 roku podczas próby ataku szczytowego na Kanczendzongę - trzeci co do wysokości z ośmiotysięczników. 49-letniej Rutkiewicz ta wspinaczka nie szła dobrze. Miała objawy choroby wysokościowej, mdłości i biegunkę. Jej (nieco w trakcie tej wyprawy przypadkowy) partner wspinaczkowy Carlos Carsolio po raz ostatni widział ją, schodząc ze szczytu - Rutkiewicz odpoczywała wtedy w czymś w rodzaju lodowej groty, była w kiepskiej formie, zamierzała jednak kontynuować wspinaczkę za wszelką cenę. Wcześniej zażądała od Carsolio, by szedł sam na szczyt, nie czekając na nią. Po tym spotkaniu Carsolio czekał na Rutkiewicz przez jeden dzień w śnieżnej jamie tuż poniżej granicy strefy śmierci - i następnie jeszcze przez dwa dni nieco niżej w jednym z obozów. Zostawił dla niej zapas gazu do gotowania, jedzenie, śpiwór i radio. Nigdy już jednak jej nie zobaczył.

Choć kilka lat później kierowana przez Simone Moro wyprawa natknęła się na zboczach Kanczendzongi na zwłoki himalaistki w różowym kombinezonie, spekulacje, że mogło chodzić o Rutkiewicz, szybko zostały rozwiane. Ubiór i sprzęt a do tego znalezienie przy ciele bułgarskich tabletek potwierdziły, że były to zwłoki Bułgarki Jordanki Dymitrowej. Ciała Rutkiewicz nigdy nie odnaleziono.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl