Jej burzę loków każdy chyba zna. Na samo wspomnienie tej twarzy jedni dostają gęsiej skórki, inni są od razu ugotowani. Nic nie ujdzie jej uwadze, zajrzy w każdy kąt, powącha, dotknie. Mrożonki wyczuwa na kilometr, a każdą fuszerkę wytknie palcem. W końcu... „Co chatka, to zagadka” - to jedno ze słynnych haseł Magdy Gessler.
Po pomoc Magdy i jej „Kuchennych rewolucji” zgłaszają się restauracje z całej Polski. Magda przyjeżdża na cztery dni i zakasuje rękawy. Obserwuje i analizuje sytuację i problemy. Zagląda do garnków, patrzy na ręce kucharzom, próbuje potraw, testuje umiejętności kelnerów, sprawdza higienę pracy. A potem przystępuje do działania. Nie toleruje sprzeciwu. Mówi wprost, co jest nie w porządku.
W jednej z restauracji wywróciła stół, w innej powiedziała, że mięso w hamburgerze śmierdzi trupem. Tu nie ma miejsca na delikatne uwagi. Często jej opinie czy zachowanie budzą agresję i bunt pracowników oraz właścicieli. Ale Magda to twardy szef. Na dwa dni zamyka restaurację i wprowadza zmiany: układa nowe menu, uczy kucharza kulinarnych sztuczek, a nawet zmienia wygląd lokalu. Czwartego wieczoru następuje uroczyste, ponowne otwarcie restauracji, podczas którego sprawdzony zostaje jej nowy image.
Czy goście wyjdą z pełnymi brzuchami i zadowoleniem na twarzy? Czy zespół będzie się trzymać nowych reguł i wskazówek, które dostał? Czy pot i łzy właścicieli i pracowników rzeczywiście się opłacają?
Nie wszyscy wygrali los na loterii
Tydzień temu (16 lutego) TVN rozpoczął emisję 15. sezonu „Kuchennych rewolucji”. Jako pierwszy rewolucję przeszedł „Lawendowy Dom” w Czeladzi, który stał się „Francuską Bajaderą”, serwującą prowansalską kuchnię. Metamorfoza okazała się udana.
Ale jak historia pokazuje, nie zawsze męczarnie oraz nerwy pracowników i właścicieli przekuwają się w późniejszy sukces restauracji. Nie dla wszystkich „Kuchenne rewolucje” okazały się losem trafionym na loterii. Nie wszyscy wykorzystali potencjał tego programu.
Z powodu kłopotów finansowych zamknięty został m.in. Gościniec „Franz Josef” w Katowicach, który brał udział w pierwszej edycji programu. Nie pomógł ani zmieniony wystrój, ani serwowana tu kuchnia galicyjska. Lokal upadł. Dwa lata później pojawili się nowi najemcy, ale jakiś czas później oddali lokal miastu.
Dopiero w ubiegłym roku miejsce znów zaczęło wracać do życia, odkąd funkcjonuje tu Patria Club.
Fiaskiem zakończyła się też rewolucja w 2011 roku w Tarnowskich Górach w restauracji „Ania z Zielonego Wzgórza”. Panu Bogdanowi, najemcy lokalu, Magda Gessler kazała zmienić wystrój i menu na restaurację hiszpańską pod nazwą Don Kichot. To nie spodobało się właścicielce budynku, pani Ani. Do zmian doszło, ale na krótko. Po wyjeździe Magdy Gessler właścicielka budynku wypowiedziała umowę najemcy, ograniczyła menu i pomysły Magdy Gessler. Restauratorka, gdy wróciła sprawdzić, jak sprawdzają się jej kuchenne rewolucje, była załamana.
„Kuchenne rewolucje” nie udały się w restauracji „Matalmara” w Goczałkowi-cach-Zdroju. Słynna restauratorka odwiedziła „Matalmarę”, której nazwa została po rewolucji zmieniona na „Willę pod Złotym Ziemniakiem”. Podczas powrotu po kilku tygodniach od rewolucji, Magda Gessler skrytykowała zarówno wystrój, jak i jedzenie (niektórych zaproponowanych przez nią dań nie wprowadzono do menu).
Metamorfoza Magdy Gessler w restauracji Feniks w Kobiórze też nie dała spodziewanego rezultatu. Zaledwie 3 miesiące po rewolucji właściciel lokalu, przemianowanego na Modra Pyza, zdecydował się go zamknąć. Mimo że Magda Gessler nie wystawiła lokalowi złej oceny, a nawet przekonywała, że ma szansę, bo kuchnia po zmianach się broniła, to Modra Pyza nie zaczęła przyciągać klientów.
W Pyskowicach restaurację o nazwie Łabędź prowadziło małżeństwo, które tonęło w długach. W trakcie emisji programu widzowie mogli śledzić sytuację, w jakiej znalazła się żona właściciela. Kobieta wraz z córką mieszkały w małym pokoiku w restauracji. Trudną sytuację właścicielki zaostrzał też kredyt zaciągnięty na restaurację, który mąż kazał spłacać żonie. Gdy Magda Gessler wróciła do Pyskowic na ocenę przeprowadzonej rewolucji, na drzwiach lokalu zastała kartkę „remont”. Całą rewolucję podsumowała słowami , że niektórym nie da się pomóc, mimo że bardzo się chce.
Klapą była rewolucja restauracji Polski Smak w Katowicach, która za sprawą Magdy Gessler zmieniła się w Bar Urlop. Nie na długo. Po kilku miesiącach lokal został zamknięty. Zdaniem właściciela, metamorfoza nie przypadła do gustu mieszkańcom Katowic.
Wiele zależy od podejścia
Magda Gessler nie ukrywa, że sukces restauratorów, u których zostały przeprowadzone „Kuchenne rewolucje”, w dużej mierze zależy od nich samych.
- Powiem zupełnie szczerze, że najlepszy efekt osiągają kobiety, które mają stabilną sytuację rodzinną, to znaczy mają dla kogo żyć, mają kogo kochać, mają dla kogo walczyć. I młodzi, przedsiębiorczy mężczyźni, którzy są ambitni, pilni i odważni. Oni nauczeni są już modelu zachodniego w prowadzeniu biznesu. Czyli nie jest to sztuka na raz, tylko biznes mający swoje konkretne zasady i prawa, którymi należy się kierować - mówi nam Magda Gessler.
- To, co ja im mówię, to nie jest show, tylko totalne i bardzo profesjonalne doradztwo, jak się taki interes prowadzi - dodaje.
Na terenie województwa śląskiego jest sporo restauracji, którym rzeczywiście się udało i „Kuchenne rewolucje” dały im szansę na lepsze życie.
Magda Gessler wymienia tu między innymi Dom Bawarski i restaurację Pod Prosiakiem (obie w Tychach) oraz Bistro Bzik w Katowicach.
Dorota Dominiak z Domu Bawarskiego zadowolona jest z rewolucji.
- Magda Gessler jest trochę psychologiem. Ona tak potrafi człowieka zmotywować do pracy, że trudno potem tego nie wykonać. Zwłaszcza że do „Kuchennych rewolucji” zgłaszają się ludzie będący przeważnie w przejściowym kryzysie. My pracowaliśmy po 16 godzin, czasami więcej. Trzeba ciężko pracować, dbać o gości i o produkty, które się kupuje. By nie gotować z byle czego - pod