I to w dodatku dwa lata wcześniej, niż to założyliśmy, przyjmując fałszywą datę urodzin Jezusa za początek naszej ery. Jednym z kluczowych elementów opowieści o narodzinach Syna Bożego dwa tysiące lat temu jest tzw. Gwiazda Betlejemska, bardzo jasny obiekt na niebie, który jakoby prowadził trzech królów podążających z darami przywitać Jezusa.
Do tej pory uważano, że Gwiazdą Betlejemską mogła być kometa lub odległy wybuch supernowej. Od kilku lat astronomowie sugerują, że jasny obiekt na betlejemskim niebie wcale nie był gwiazdą, a dwoma planetami, Wenus i Jowiszem, które wtedy znalazły się w koniunkcji. Znaczy to, że patrząc z Ziemi, tarcze obu globów były tak blisko siebie, że wyglądały razem jak jeden bardzo jasny punkt na niebie.
Hipotezę tę postanowił sprawdzić uznany australijski astronom Dave Reneke, wykładowca akademicki i wydawca najlepszego magazynu astronomicznego na antypodach - "Sky and Space".
Reneke wykorzystał złożony program komputerowy do wyliczenia mapy astronomicznej z lokalizacjami obiektów kosmicznych widocznych dwadzieścia wieków temu nad Ziemią Świętą. Szczególnie zwracał uwagę na okres pomiędzy trzecim wiekiem przed naszą erą a pierwszym naszej ery.
Posługując się jako punktem odniesienia informacjami z Ewangelii św. Mateusza, ustalił, że koniunkcja Wenus i Jowisza w konstelacji Lwa wystąpiła dokładnie 17 czerwca drugiego roku p.n.e., co tym samym mogłoby być faktycznym dniem narodzin Jezusa.
Do tej pory uważano, że Gwiazdą Betlejemską 2000 lat temu mogła być kometa lub eksplozja odległej supernowej
- Nie upieramy się, że te planety były biblijną Gwiazdą Betlejemską, ale to jest najmocniejsze wytłumaczenie tego fenomenu, a wszystkie inne uważam za odległe od prawdy - twierdzi Reneke.
Astronom zauważa, że grudzień to miesiąc, który religia chrześcijańska i wierni od setek lat zaakceptowali jako czas narodzin Jezusa, ale to nie znaczy, iż wtedy wydarzyło się faktycznie to, co świętuje Kościół.
Reneke zastrzega, że wcale jednocześnie nie zamierza podważać religijnych kanonów; jedynie sprawdzał, jaki to świecący obiekt mógł być widoczny na niebie grudniową porą 2000 lat temu.
Już wcześniej poddawano w wątpliwość datę narodzin Jezusa. Święty Łukasz w swych pismach sugeruje, że przyszedł on na świat podczas trwania spisu powszechnego cesarza Oktawiana Augusta, czyli osiem lat wcześniej, niż to uznajemy. Ewangelista wspomina także, że pastuszkowie nocowali wraz ze swymi owieczkami poza zagrodą, co wskazywałoby na ciepłe noce. Stąd sugestie, że Jezus narodził się w okresie żydowskiego święta Sukkot (Święto Namiotów), czyli w drugiej połowie października.
Nawiązania w Nowym Testamencie do Heroda (zmarł w IV wieku p.n.e.). podpowiadałyby, że Jezus urodził się jeszcze przynajmniej kilka lat wcześniej. Na pięć lat przed rokiem zero starożytni Chińczycy opisywali widzianą wtedy na niebie kometę. 12 lat p.n.e. obok Ziemi przelatywała z kolei kometa Halleya, która także mogłaby być poszukiwaną Gwiazdą Betlejemską.
Święto ludzi epoki kamiennej
Historycy zauważają, że chrześcijaństwo na swe święta zaadoptowało dni roku obchodzone przez starsze religie pogańskie. Pod koniec grudnia ludzie neolitu bawili się w dniu przesilenia zimowego (24 grudnia, dzisiaj katolicka Wigilia), po którym dzień stawał się już coraz dłuższy.
Tego samego dnia kończyły się w starożytnym Rzymie Saturnalia (święto Saturna), przemianowane potem na Brumalia. Rzymianie wtedy objadali się smakołykami i wręczali sobie podarki. Perski bóg Mitra ponoć też narodził się 25 grudnia (wcześniej jednak niż Chrystus) i tego dnia świętowano jego przyjście na świat. Pod koniec istnienia cesarstwa rzymskiego obchodzono państwowe święto Natalis Solis Invicti. Termin Bożego Narodzenia ustalono dopiero w IV w.