Już za późno, żeby się bać! Teraz trzeba działać! [Fragment książki "Znajdź ją"]

Lisa Gardner
Czy w ogóle jest możliwe, że przyszła ofiara wybiera osobę, która będzie prowadziła śledztwo w sprawie jej zabójstwa? Detektyw D.D. Warren myśląc o tym, czuje dreszcze...

„(…) KWIECIEŃ TO MÓJ ULUBIONY MIESIĄC. Jestem przekonana, że nadal tak jest.
Na farmie stała stara zrujnowana szklarnia. Nie mieliśmy pojęcia, jak przetrwała te wszystkie długie wietrzne zimy. Ale pod koniec kwietnia, gdy śnieg w końcu topniał, przedzieraliśmy się przez błoto i z trudem otwieraliśmy wypaczone drzwi. Cała konstrukcja aż jęczała w proteście. Darwin wchodził do środka pierwszy, jedyny mężczyzna i samozwańczy obrońca rodziny.

Potem szła matka z taczkami pełnymi worków z ziemią próchniczą i gliną. Ja zamykałam pochód, niosąc plastikowe tacki i torebki z nasionkami.

Mój brat stawiał na szybkość. Rzucał garście ziemi i wtykał nasionka. Już wtedy był niecierpliwy i chciał być wszędzie, tylko nie tam, gdzie był. Matka dała mu odpowiednie imię. Kochał nas, ale od początku obie wiedziałyśmy, że nie zostanie w domu. Jeśli do nas przemawiała głębia lasu, to do niego przemawiał cały świat. Pracował obok nas, szybko, efektywnie, ale myślami zawsze był gdzie indziej. Matka patrzyła na niego i wzdychała. To młoda dusza, mawiała, o czułym sercu.

Martwiła się o niego. Ale o mnie nigdy. Ja byłam tą szczęśliwą. Tak przynajmniej miało być.

Darwin przyjechał z college’u, natychmiast, gdy dowiedział się o moim zniknięciu. Trwał u boku matki, najpierw jako wsparcie, a potem, kiedy przyszła pierwsza pocztówka i stało się jasne, że zostałam porwana, mój odważny brat przeobraził się w wojownika. Facebook, Twitter to były jego pola bitwy. Tworzył całe kampanie, by zgromadzić zupełnie obcych ludzi, żeby mnie szukali. Przywrócił mnie do życia, spersonalizował swoją małą siostrzyczkę dla mas, zamieścił zdjęcia z moich pierwszych urodzin, zdjęcia mnie na farmie i mnie siedzącej na pagórku z lisiątkami. Tylko że tak naprawdę te zdjęcia nie były dla mas. One były skierowane do mojego porywacza, żeby dostrzegł we mnie małą dziewczynkę, siostrę, córkę. Mój brat postawił sobie za cel uczłowieczenie mnie, żeby ocalić mi życie.

I chyba dlatego najgorzej zniósł to, że gdy wróciłam do domu, nie byłam już tamtą młodą kobietą z tych zdjęć. Nie uśmiechałam się. Nie śmiałam się. Nie bawiłam się w błocie i nie szukałam lisków. Bo wiecie, mój porywacz też miał swój cel: chciał mnie całkowicie odczłowieczyć. Wybebeszyć, złamać, zamienić w totalne nic.

Wydaje ci się, że będziesz walczyć, a przynajmniej postarasz się przetrwać. Obiecujesz sobie, że będziesz silna. Ale po czterystu siedemdziesięciu dwóch dniach…

Darwin musiał wyjechać z farmy po moim powrocie. Musiał uciec od siostry, którą już nie byłam. Patrzyłam, jak wyjeżdża, i byłam za to wdzięczna. Jedna para oczu mniej do obserwowania mnie, dokądkolwiek szłam. Jedna osoba mniej do dziwienia się nowej i zdecydowanie nie lepszej Florze Dane.

Dawno, dawno temu zasmuciłby mnie wyjazd brata. Powiedziałabym wam, że go kocham, że za nim tęsknię, czekałabym na jego szybki powrót.

Dawno, dawno temu powiedziałabym wam, że kocham mamę. Że jest moją najlepszą przyjaciółką na całym świecie i że choć pójście do college’u było cudownym wydarzeniem, to nadal nie mogłam się doczekać weekendów w domu.

Dawno, dawno temu byłam taką właśnie dziewczyną. Uwielbiającą spędzać czas na świeżym powietrzu, lubiącą się bawić, szczęśliwą.

Ale są rzeczy, których wciąż nie mogę wam o sobie opowiedzieć. Są rzeczy, do których będę musiała dotrzeć sama.

SŁOŃCE JUŻ WZESZŁO. Siedząc z tyłu radiowozu, z kocem ciasno owiniętym wokół ramion, ze śmieciami wysychającymi na twarzy, czuję, że niebo się rozjaśnia. Nie podnoszę wzroku. Nie muszę widzieć, żeby wiedzieć, co się dzieje.

Po lewej stronie, wewnątrz domu mojego niedoszłego kata, technicy kryminalni badają centymetr po centymetrze. Paru detektywów przechodzi z pokoju do pokoju, zbierając urządzenia elektroniczne, przeglądając pocztę, i przeczesuje uważnie sypialnię barmana.

Nie kłamałam. Nie jestem ani gliną, ani agentką FBI. Nie znałam dziewczyny, która zaginęła trzy miesiące temu, Stacey Summers. Podobnie jak reszta mieszkańców Bostonu czy wręcz całego kraju po prostu śledziłam jej sprawę w telewizji.

A jednak… znam ją. Rozpoznaję jej promienny uśmiech na zdjęciach z liceum, same długowłose, niebieskookie blondynki. Poznaję jej entuzjazm na fotografiach cheerleaderek, czerwone pompony wyrzucone wysoko w górę. A potem złowieszczy zapis z monitoringu: drobna blondynka, którą uprowadza potężny brutal. Rano, po południu, wieczorem. Każdy moment był dobry dla mediów, by pokazać, jak porywacz prowadzi wstawioną dziewiętnastolatkę, byłą cheerleaderkę, w ciemną uliczkę.

Przeczytałam wszystko o porwaniu Stacey Summers. Siedziałam oszołomiona widokiem jej rodziców w nadawanym na cały kraj programie śniadaniowym, choć teoretycznie odcięłam się od takich rzeczy. Patrzyłam na jej ojca, mężczyznę w typie silnego biznesmena, jak stara się trzymać fason, podczas gdy jej matka, starsza, ale wciąż piękna kobieta, ściskając męża mocno za rękę, błaga, by córka wróciła cała do domu.

Śliczna, szczęśliwa, tryskająca energią Stacey Summers. Która, według słów rodziców, nigdy nie skrzywdziłaby nawet muchy. Zastanawiam się, czego dotąd nie wiedziała. I czego musiała się dowiedzieć.

Prawda jest taka, że znam Stacey Summers. Nie chcę tego. W najmniejszym stopniu. Ale znam Stacey Summers. Nie potrzeba doktoratu z psychologii, żeby rozumieć, że za każdym razem, gdy patrzę na jej zdjęcie albo czytam kolejny artykuł, tak naprawdę patrzę na siebie.

Nikt nie zadzwonił do mojej matki w ciągu dwudziestu czterech godzin od mojego zaginięcia. Nikt nie wiedział, że zniknęłam. Mama odebrała niejasną wiadomość od mojej koleżanki z pokoju w akademiku cztery dni po rozpoczęciu ferii wiosennych: „Flora jest u was? Dlaczego nam nie powiedziała, że jedzie do domu wcześniej?”.

Oczywiście mama nie miała pojęcia, o co chodzi Stelli. Dobre dwadzieścia minut zajęło jej zrozumienie, że nie jestem na Florydzie ze Stellą ani nie wróciłam w magiczny sposób na farmę w Maine, ani nie zjawiłam się jakimś cudem z powrotem w akademiku. Tak naprawdę nikt nie widział mnie już od kilku dni.

Moja matka nie jest typem histeryczki. Odłożyła telefon i skupiła się na tym, co najważniejsze. Skontaktowała się z moim starszym bratem. Sprawdziła skrzynkę e-mailową. Przejrzała moją stronę na Facebooku. Tętno lekko jej przyśpieszyło, a ręce zaczęły się trząść.

Pojechała na posterunek policji. Opowiadała mi potem, że czuła, że trzeba z kimś porozmawiać osobiście. Ale ta rozmowa okazała się dość trudna. Matka mieszka w Maine, a ja studiowałam w Bostonie i teoretycznie zniknęłam, będąc na feriach wiosennych na Florydzie. Policjant z Maine był miły. Wysłuchał mojej matki, wydawał się zgadzać z tym, że nie jestem tego rodzaju dziewczyną, która mogłaby uciec, choć biorąc pod uwagę okoliczności, nie mogli wykluczyć, że się upiłam i gdzieś zadekowałam. Zachęcił mamę, żeby złożyła oficjalne zgłoszenie zaginięcia, i zostało przesłane faksem do policji na Florydzie.

A potem… nic.

Słońce wschodziło i zachodziło. Moje koleżanki ze studiów rozmawiały z policją na Florydzie. Wróciły na kampus w Bostonie. Zaczęły znów chodzić na wykłady. A moja matka siedziała przy telefonie, który wciąż nie dzwonił.

A potem… Kartka przesłana pocztą. Moje pismo, ale słowa kogoś innego. I nagle nie byłam już zaginioną studentką college’u. Byłam prawdopodobną ofiarą porwania, którą wywieziono do innego stanu. W ciągu jednej nocy moja sprawa stała się głównym newsem, a świat mojej rodziny legł w gruzach.

Matka mówiła mi później, że gdy się jest rodzicem, chce się myśleć, że ma się jakąś kontrolę nad sprawą swojego porwanego dziecka. Ale to tak nie działa. Pierwszą rzeczą, jaką zarządzili przedstawiciele służb, było to, że ma do nich nie dzwonić ...

Lisa Gardner. Amerykańska autorka, znana również jako Alicia Scott, której powieści stale plasują się w ścisłej czołówce list bestsellerów. Mieszka w New Hampshire z mężem i córeczką.

Lisa Gardner, „Znajdź ją”, wyd. Albatros, Warszawa 2022, cena

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl