O sprawie pisaliśmy już kilkakrotnie. 26 czerwca br. jadącą do pracy panią Dominikę łódzcy strażnicy miejscy ukarali na ul. Kilińskiego 50-złotowym mandatem za złamanie zakazu ruchu obowiązującego na ul. Kilińskiego od al. Piłsudskiego do ul. Nawrot. Rzecz w tym, że tego dnia znak ten nie obowiązywał! Dzień wcześniej, w uzgodnieniu z Zarządem Dróg i Transportu, organizacja ruchu na ul. Kilińskiego została zmieniona w związku pracami drogowymi prowadzonymi w sąsiedztwie. Potwierdza to zarówno ZDiT, jak i ich wykonawca.
Łodzianka protestowała, ale mandat przyjęła (śpieszyła się do pracy) i go zapłaciła. Dopiero po kilku dniach postanowiła wystąpić o jego unieważnienie i zwrot 50 zł.
Straż miejska odmówiła, twierdząc, że po przyjęciu mandatu nie ma takich możliwości prawnych. Wobec powyższego pani Dominika wystąpiła o anulowanie kary do Sądu Rejonowego Łódź Śródmieście. Po kilku tygodniach XVII Wydział Karny zawiadomił ją, iż „(...) sąd postanowił nie uwzględnić wniosku”. Kiedy łodzianka poprosiła o wyjaśnienie takiej decyzji, otrzymała pismo, które kończy się tak: „Sąd w postępowaniu o uchylenie mandatu nie prowadzi postępowania dowodowego. Przyjęcie mandatu stanowi przyznanie się do popełnionego czynu a mandat staje się prawomocny. Wobec powyższego okoliczności podnoszone przez ukaraną nie są podstawą do uchylenia prawomocnego mandatu karnego”. Innymi słowy: nieważne, że znak nie obowiązywał, ważne, że mandat został przyjęty.
Pani Dominika jest rozgoryczona.
- Nie chodzi o 50 zł, ale o to, że nie złamałam prawa drogowego, a zostałam ukarana - twierdzi uparcie.