„(…) Zawiadamiam, że w dniu 20 kwietnia 2018 r. na wniosek (…) zostało wszczęte postępowanie w sprawie przeznaczenia rzeczy ruchomych w ramach świadczeń rzeczowych na uzupełnienie etatowych potrzeb, planowanych do wykonania w razie ogłoszenia mobilizacji i w czasie wojny” - tak groźnie rozpoczynające się pismo dostał niedawno pan Jakub. On i kilkudziesięciu innych bydgoszczan znalazło się na liście właścicieli, którym auto armia może zabrać prawie w każdej chwili.
Kilkadziesiąt wozów
Wojsko co roku sporządza listę środków transportu, które mogę mu się dodatkowo przydać. Wojskowa Komenda Uzupełnień kieruje listę do Urzędu Miasta Bydgoszczy, a ten - poprzez wydział uprawnień komunikacyjnych - wskazuje samochody i ich właścicieli.
- W tym roku wpłynęło do realizacji kilkanaście wniosków na kilkadziesiąt pojazdów - przyznaje Marta Stachowiak, rzecznik prezydenta miasta.
Najczęściej są to samochody ciężarowe, ciągniki samochodowe siodłowe z naczepami, samochody dostawcze, ciężarowo-osobowe oraz pojazdy specjalistyczne. - Posiadacze tych samochodów zgodnie z przeprowadzonym postępowaniem administracyjnym, otrzymali decyzje wydane przez prezydenta miasta - mówi rzeczniczka. Czy tych kilkadziesiąt pojazdów to więcej niż normalnie - nie wiadomo.
Auto jest zepsute?
Od decyzji prezydenta można się odwołać do wojewody. Tyle że nikt tego nie robi, bo w praktyce trzeba wykazać, że nasza terenówka jest... niesprawna. Inaczej się nie da, a oddanie pojazdu armii zgodnie z wezwanie jest zwyczajnym obowiązkiem. Uchylanie się od niego oznacza areszt lub grzywnę.
- Po wyznaczeniu pojazdów i wydaniu decyzji nasza rola jako wydziału się kończy - mówi Waldemar Winter, dyrektor wydziału uprawnień komunikacyjnych bydgoskiego ratusza.
Wojsko płacić musi
Potem właściciele muszą już reagować na wezwania z wojska. Auto musi zostać podstawione pod wskazaną jednostkę na ich koszt i to... z pełnym bakiem paliwa!
Nieco lepsze wiadomości są dwie.
Pojazdy - mimo że mogą być zajęte także tylko na ćwiczenia - nie idą „w kamasze” na bardzo długo. W czasie pokoju to maksymalnie 7 dni. W roku armia może zabrać pojazd tylko na jedenaście dni.
Druga dobra wiadomość - wojsko za samochód płaci ekwiwalent tak jak dla przejazdów służbowych - 83 grosze za kilometr dla silników o pojemności powyżej 0,9 litra. Za ciężarówki należy się - w zależności od ładowności - ryczałt. Maksymalny to prawie 500 zł za dobę.
Na podstawie tych samych przepisów armia może przejmować motocykle i... prywatne samoloty lub śmigłowce.
Mają armię gdzieś
Tymczasem Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, jak przebiega tzw. kwalifikacja wojskowa. Okazuje się, że na komisje nie stawia się około 16 procent młodych mężczyzn - to prawie czterdzieści tysięcy ludzi!
- Większość osób, która nie stawiła się do kwalifikacji przebywała poza granicami Polski - wyjaśnia Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK.
Z kwalifikacją jest w województwie kujawsko-pomorskim też nie jest dobrze. Na komisjach nie pojawiało się 18,6 procent mężczyzn! - Przewidziane w prawie środki w postaci przymusowego doprowadzenia przez policję albo wymierzania grzywien w ogóle nie były stosowane albo okazywały się nieskuteczne - podkreśla prezes NIK.