Czekając korku przed przejściem granicznym można stracić mnóstwo czasu i... Ostatnie pokłady cierpliwości. Kłócą się wszyscy: kierowcy samochodów osobowych i ciężarowych, ludzie różnych narodowości. Doświadczył tego również Filip (nazwisko do wiadomości redakcji), który 16 marca o godz. 21:30 utknął na autostradzie, 14 kilometrów przed granicą w Świecku. Wracał do kraju wraz z kolegami.
Mężczyzna podkreśla, że sytuacja była na tyle dziwna, że samochody nie przesuwały się w spowolnionym tempie, a po prostu stały w miejscu. I tak do 6 rano...
- Bardzo to było dziwne, ponieważ docierały do nas różne informacje typu: ,,biorą po kilka samochodów i poddają kontroli". Jednak gdyby tak było, to korek sukcesywnie przesuwał by się małymi odcinkami do przodu. W końcu zaobserwowaliśmy, że na lewym pasie stoi tir, który blokuje autostradę a jakieś 800 metrów dalej stoi kolejny! - tłumaczy mężczyzna.
Filip udał się więc do kierowcy ciężarówki. Ten wyznał mu, że jest po prostu zdenerwowany, że inne tiry wyprzedzają go lewym pasem, dlatego postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i... Zablokować drogę.
Na tym cierpią inni
- Nie dało się oczywiście normalnie wytłumaczyć, że te przepychanki między nimi najbardziej krzywdzą właśnie pozostałych, którzy śpią w samochodach, bez zapasów jedzenia i picia, bez ubikacji. Zwyczajna rozmowa przerodziła się w awanturę - opowiada Filip.
Wraz z kolegami musiał znaleźć inne rozwiązanie, więc wykorzystując przerwy między ciężarówkami przebijali się poboczem, co i tak nie było łatwe, bo nawet to przeszkadzało kierowcom tirów i blokowali im przejazd. Ostatecznie o 12 godzinie dojechali do granicy gdzie okazało się, że jest całkowity spokój i brak zatoru drogowego...
- Jestem zniesmaczony postawą niektórych polskich kierowców, a jeszcze bardziej postawą naszych urzędników, którzy nie wiele zrobili, by pomóc w tej sytuacji.
Zamknięcie granic dla obcokrajowców i wprowadzenie kontroli to nie wszystko, trzeba to jeszcze skoordynować z władzami po stronie niemieckiej i wyegzekwować porządek - tłumaczy nasz rozmówca.
Straż graniczna podkreśla, że sytuacja na granicach wygląda już lepiej.
- Sytuacja po części się rozwiązała, bo nowe przepisy ministra zdrowia zdjęły obowiązek wypełniania kart lokalizacyjnych przez kierowców i to nam bardzo przyspieszyło kontrolę. Mamy ogromną nadzieję, że ta frustracja zmalała i nie będzie już dochodziło do takich sytuacji, że kierowcy nie będą już sobie przeszkadzać - tłumaczy rzeczniczka Nadodrzańskiej Straży Granicznej, mjr SG Joanna Konieczniak.
Co na to tirowcy?
Udało nam się porozmawiać również z pilotem transportów ponadgabarytowych. Ten przekazał nam, że kierowcy ciężarówek są zdenerwowani postawą osób, które nagle wracają do kraju, do rodziny.
- To skrajnie nieodpowiedzialna postawa! Czego ci ludzie tu szukają?! W takiej sytuacji wracają do kraju, narażają swoje dzieci. Ja, jako ojciec, najchętniej bym im wlepił mandaty po 5 tys. złotych! Właśnie takie zachowania oburzają kierowców tirów! Nic nie mamy do tych, którzy jeżdżą codziennie do pracy, rozumiemy to. Ale jeśli ktoś mieszka i pracuje np. w Westfalii, to niech tam zostanie! - tłumaczy pilot.
GDZIE JEST KORONAWIRUS W POLSCE?
WIDEO: Fakty i mity o koronawirusie
