Karolina Stypa prowadzi sklepik w Szkole Podstawowej nr 25 w Rzeszowie. Zainwestowała w niego duże pieniądze kupując towar za kilka tysięcy złotych. Sklepik był bardzo dobrze wyposażony. Były w nim artykuły spożywcze m.in. kanapki, drożdżówki, soki, woda, batoniki, gumy do żucia, chrupki, świeże i suszone owoce oraz różnego rodzaju przybory szkolne. Jednak od początku wybuchu pandemii koronawirusa właścicielka sklepiku nie uzyskała żadnego dochodu.
– Sklepik jest już zamknięty od marca i nie wiem, kiedy będzie on ponowie otwarty. Mam nadzieję, że będzie to jak najszybciej, ponieważ prowadzę tylko sklepik w jednej szkole i na chwilę obecną straciłam jedyne moje źródło dochodu. Zostałam nie tylko bez środków do życia, ale także z towarem, którego nie mogłam zwrócić
– opowiada.
Pani Karolina podkreśla, że każda przerwa w handlu powoduje ogromne straty.
– Cały towar spożywczy musiałam wziąć do domu. Część zjedliśmy sami, a resztę porozdawałam rodzinie i znajomym. Niektóre produkty musiałam wyrzucić, bo straciły termin ważności. W sklepiku zostawiłam jedynie przybory szkolne – dodaje pani Karolina. – To były bardzo duże straty, których nie da się już nadrobić. Wielu z nas nie podniesie się już z tego kryzysu.
Pani Karolina oczywiście skorzystała z pomocy rządu.
– To były tylko trzy miesiące, gdzie nie płaciłam składek ZUS i dostawałam po 1200 złotych miesięcznie. Jednak od maja nie mam już żadnej pomocy. W czerwcu musiałam zawiesić działalność, bo tak naprawdę nie wiedziałam, jaka będzie sytuacja. Do czerwca płaciłam czynsz i ZUS. I mam nadzieję, że wrócę do pracy na wiosnę
– ubolewa pani Karolina.
Ogromne stary poniósł również Janusz Tuleja z Rzeszowa, właściciel sklepiku w Szkole Podstawowej nr 16 w Rzeszowie.
- Sklepiki szkolne prowadzę od ponad 25 lat. Mam pięć na terenie Rzeszowa i jeden w Ropczycach. Po pierwszej fali pandemii popłynąłem kilkanaście tysięcy złotych, a jak teraz będzie to jeszcze nie wiadomo – mówi Janusz Tuleja. – Niektórym właścicielom będzie bardzo ciężko podnieść się, bo ponieśli już ogromne straty. Na wiosnę, mogliśmy jeszcze liczyć na pomoc rządu m.in. zwrot ZUS -u, ale każdy tez musiał płacić czynsze od 20 do 50 procent, mimo że szkoły nie działały. Wszyscy narobiliśmy sobie długów, szczególnie w pierwszym etapie pandemii. Nie wszyscy mogliśmy skorzystać z tarcz antykryzysowych, ponieważ jesteśmy m.in. uzależnieni od dyrektorów szkoły, którzy podpisują z nami umowy najmu. Ponieśliśmy ogromne straty, których nie da się nadrobić.
ZOBACZ TEŻ: Rodzice mają dość zdalnego nauczania
