Kiedy w 2007 roku, Johnny Greaves przechodził na zawodowstwo w 2007 roku, w wieku 28 lat, miał już na koncie 50 walk bez profesjonalnej licencji i 30 starć amatorskich.
Zawszewiedział, że nigdy nie będzie mistrzem świata ani nie utrzyma dodatniego bilansu walk. Ale kiedy przegrywał - co zdarzało mu się tak często - przegrywał zdecydowanie, bez zbędnych niedomówień...

Nie posiadając ani talentu, by dotrzeć na szczyt, ani charyzmy, kunsztu czy artyzmu, by sprzedać wystarczająco dużo biletów na walki, rozumiał swoją rolę w tym biznesie. Był facetem, który przyjmował walkę w ciągu godziny. Był facetem, który przejeżdżał przez cały kraj - tam i z powrotem - za 1000 funtów.
W przypadku Johnny Greavesa, twarda powłoka maskuje osobistą walkę z duszą dręczoną wątpliwościami i niską samooceną, która dręczy go od środka.
Do niektórych walk przystępował w ostatniej chwili, wchodząc na ring z żołądkiem pełnym piwa, jednocześnie zmagając się z wyniszczającym uzależnieniem od kokainy i modląc się o... porażkę, która gwarantowała mu kolejne wypłaty.
Zdarzało się, że kibice pluli na niego, gdy wchodził na ring; sam przyznał, że czasami traktowano go „nie lepiej niż psa”. Początkowo zarabiał za walkę 800 funtów. Ale, kiedy bił się z "lepszymi nazwiskami" (m.in. Anthony Crolla, Jamie Cox, Johan Perez) stawki wzrastały nawet do 2000!

Jednak bez względu na to, jak bardzo go bili, nigdy nie opuścił ani jednego dnia pracy jako malarz pokojowy, aby zapewnić odpowiedni byt żonie Vicky, córce Ruby i synowi Teddy.
- Kiedy zaczynałem profesjonalną karierę, byłem spłukany. Nie miałem zbyt wiele pracy. Vicky i ja właśnie się przeprowadziliśmy, Teddy dopiero co się urodził z poważną wadą stopy, więc co drugi dzień był w szpitalu. Było mi bardzo ciężko - mówił w ekskluzywnym wywiadzie dla SunSport
Magazyn Gol24: Kadra pod lupą, przed meczem z Mołdawią

Johnny Greaves był w stanie walczył nawet 20 razy w roku.
- Pewnego razu, a była sobota, właśnie otwierałem trzecią puszkę piwa. Była godz. 16.30, zadzwonił telefon. Przyjąłem walkę, zgodziłem się na pieniądze i byłem na ringu bokserskim w Excel Arena około 18.10 - wspomina Greaves porażkę z Ryanem Walshem w 2008 roku
Cztery lata później, przy innej okazji, znowu miał trochę szczęścia, by zarobić...

- Miałem być sekundantem Jody Meikle w York Hall, ale sam musiałem zawalczyć z Erenem Arifem. Pamiętam, jak promotor przybiegł i zapytał: "Ile ważysz?" Odpowiedziałem: "Trochę ponad 105 kg". Na co facet kontynuował: "A chcesz walczyć?" Zapytałem: "Kurczę, ile płacisz?" Omówiliśmy więc kwestię pieniędzy, po czym zadzwoniłem do żony, żeby spotkała się ze mną na stacji z torbą, spodenkami, butami i ochraniaczem na zęby. Podała mi torbę przez ladę, a ja pobiegłam z powrotem do York Hall i walczyłam przez jakieś pół godziny - wspomina Johnny Greaves
Pięściarz nigdy nie krył, że pieniądze są najważniejsze.
- Nie chcę, żeby to wyglądało na przechwałki, ale walczyłem z 9 mistrzami świata i z ponad 20 brytyjskimi mistrzami. To nie jest tak, jak myśli wiele osób - bądźmy szczerzy: boks to biznes, a nie sport - tłumaczy
Jednak trenując boks, Greaves skrywał tajemnicę, o której nie wiedziała nawet jego rodzina. Zmagał się z uzależnieniem od kokainy, które było tak silne, że sięgał po nią nawet w trakcie walk.
- Jestem zniesmaczony sposobem, w jaki podchodziłem do kwestii narkotyków podczas mojej kariery. Zawsze byłem słaby psychicznie, bardzo cierpiałem z powodu depresji i myśli samobójczych, miałem bardzo niską samoocenę. Kiedy stajesz przed tłumem 900 osób, które krzyczą, wrzeszczą, obrzucają cię obelgami i śmieją się z twojego rekordu, to jest to emocjonalnie trudne - przyznał

W 2009 roku, Johnny Greaves walczył z Oisinem Faganem w Dublinie po pijackiej imprezie.
- Byłem sam w pokoju hotelowym i nie spałem całą noc, drinkując. Następnego dnia wyszedłem na ring i zmierzyłem się z najlepszym Irlandczykiem. To było naprawdę szalone - wyjaśnia