Krajobraz po kłótni

Tekst Renata Bożek
Magdalena Wosik
Seks na zgodę, udawanie, że nic się nie stało, ciche dni albo wylewanie żalów u przyjaciółki. To, jak zachowujemy się po kłótni, dużo mówi o nas i naszym związku. Pozwala nawet przewidzieć, czy będzie on trwały. Jak więc dobrze kłócić się i godzić?

Najlepszy seks, jaki miałam, to seks po awanturze - mówi Ewa, 34-letnia prawniczka. - To było jak z filmu: wrzeszczeliśmy na siebie, ja rzucałam szklankami o podłogę, Karol wyrzucał moje rzeczy z szafy i krzyczał, żebym się pakowała. Kończyło się zwykle tak, że wybuchałam płaczem, a on zaczynał mnie całować. Tak namiętnie, że kochaliśmy się pół nocy. Zasypialiśmy zmęczeni, a rano nie pamiętaliśmy, o co poszło. Ale po dwóch latach awantur i godzenia się w łóżku miałam dość. Czułam się tak, jakbym żyła na beczce prochu.

- W łóżku godzą się zwykle pary, które pod osłoną namiętności ukrywają to, że nie mają do siebie zaufania, że oprócz awantur i seksu nic ich nie łączy - mówi Magda Małkiewicz-Borkowska, psychoterapeutka z warszawskiego ośrodka psychoterapii Mabor. - Ale nie robią nic, by zbudować bliskość, czułość i szacunek. Bo przyjemność płynąca z seksu jest ważniejsza od związku. Ciało pobudzone złością jest bardziej wrażliwe na dotyk i łatwiej wtedy o orgazm. Ale kończenie kłótni seksem bywa destrukcyjne, bo można zacząć traktować złość i krzyki jako grę wstępną.

A wtedy jedno z nich lub obydwoje mogą prowokować wrzaski, wyzwiska itp., by potem kochać się i mieć orgazmy.

I tak zaczną prowadzić ze sobą sadomasochistyczną grę, w której ból i upokorzenie będą służyć jako seksualna pod­nieta. Taki związek jest skazany na śmierć. Bo nawet najlepszy seks nie zatrze obraźliwych słów, pogardy i lekceważenia. Tego, że żyjemy z kimś, kto nami pomiata lub kogo my nie szanujemy. Rano zapominamy o orgazmie, a przypominany sobie wykrzywioną twarz i wrzask: "Jesteś zerem". Do głosu dochodzi poczucie krzywdy: "Gdyby naprawdę zależało mu na mnie, nie wyzywałby mnie od najgorszych". I poczucie, że huśtawka emocji: od skrajnie negatywnych w kłótni po ekstazę w seksie, sprawia, że cały czas żyjemy w stanie pobudzenia, niepokoju. I coraz trudniej nam się zrelaksować, cieszyć byciem razem.

Problem w tym, że nawet jeśli taki związek się kończy, to nawyki związane z podnieceniem i seksem mogą zostać. Bo choć świadomie zależy nam na spokojnym i bliskim związku, to nieświadomie będziemy prowokować nowego partnera do kłótni przed seksem, mówi Małkiewicz-Borkowska. I albo uda się nam go wciągnąć w taką grę i wcześniej czy później skończy się to rozstaniem, albo on odejdzie, bo nie znosi kochać się po awanturach. Jeśli zauważamy u siebie skłonność do seksu na zgodę, porozmawiajmy z psychoterapeutą lub seksuologiem, nauczmy się mniej niszczących dla związku sposobów na orgazm i rozwiązywanie konfliktów.

Wszystko gra tylko z pozoru
- Potrafimy cały dzień kłócić się przez SMS-y i telefon - opowiada Aneta, 38-letnia sekretarka. - Siedzę w pracy i piszę: "Kolację możesz zjeść z mamusią lub kolegami, bo ja wracam później". On odpisuje: "Najlepiej idź do diabła". To doprowadza mnie do białej gorączki, idę do łazienki i dzwonię z awanturą. On rzuca słuchawką. Po całym dniu jestem tak zmęczona, że gdy wracam do domu, czuję ulgę, że Jarek już jest. Mówię: "To było bez sensu", on potwierdza i zachowujemy się normalnie.

Rozmawiamy, jemy kolację, oglądamy tv. Tak, jakby nie było tych okropnych SMS-ów i krzyków. - To częsty sposób kończenia kłótni - mówi Małkiewicz-Borkowska. - Pozornie dobry. Ale gdy przyjrzeć mu się bliżej, to dwie dorosłe osoby zachowują się jak przedszkolaki, które pobiły się o zabawki i które pani rozdziela, mówiąc: "A teraz podajcie sobie rączki na zgodę". Jeśli dorośli ludzie udają, że nie było kłótni, to zwykle stoi za tym dziecięce, magiczne myślenie: "Jeśli będziemy zachowywać się tak, jakby nic się nie stało, to wymażemy złe słowa i raniące oskarżenia. a problem zniknie".

Ale on nie znika i ujawnia się przy kolejnej kłótni. Dlaczego udajemy, nawet sami przed sobą, że nic się nie stało? Bo boimy się, że kłótnia o to, gdzie zjemy kolację, kto zrobi zakupy lub odstawi samochód do warsztatu dotyczy tak naprawdę spraw bardzo ważnych. Takich, do których nie chcemy się przyznać sami przed sobą, bo są niezgodne z tym, co myślimy o so­bie.

Kobieta, która uważa, że jest wspaniałomyślną i wyrozumiałą żoną, nie chce dopuścić do siebie myśli, że jest też skoncentrowaną na sobie egoistką. Mąż, który uważa się za zaradnego i stanowczego, woli puścić w niepamięć słowa żony, że nie potrafi załatwić sprawy w administracji. Ulga, jaką czują oboje, że "już po wszystkim", to pułapka, bo utrwalamy złudne przekonania na swój temat i nie dajemy prawa do bycia niedoskonałym i popełniania błędów.

W ten sposób brak akceptacji siebie jest tykającą bombą, która może wybuchnąć w każdej chwili.
Jak z tego wybrnąć? Pamiętać, że najczęściej kłócą się ludzie, którzy nie są pewni siebie. Ich łatwo urazić. Małkiewicz-Borkowska: - Gdy mąż wykrzykuje: "Jesteś głupia jak but", kobieta, która jest przekonana, że głupia nie jest, wzruszy ramionami. Urażona poczuje się ta, która ma wątpliwości co do swojej inteligencji, czegoś w sobie nie lubi, z czymś czuje się niepewnie. Dlatego po kłótni warto odpowiedzieć na pytania: Co zabolało mnie najbardziej? Dlaczego uwaga, że mam kiepskie wykształcenie? Przecież skończyłam świetny uniwersytet. Może czuję się gorsza, bo moje koleżanki biegle znają trzy języki, a ja tylko jeden? Może rzeczywiście mam kompleksy, że przerwałam studia?

Taka refleksja pomoże znaleźć sposoby na umocnienie swojego poczucia wartości i np. wrócić na przerwane studia. Pomyśleć o swoich mocnych stronach: "Może i nie znam trzech języków, ale jestem najbardziej twórcza w naszym zespole". Dzięki takiej konfrontacji z tym, co usłyszeliśmy w kłótni, czujemy się pewniej i następnym razem nie zareagujemy krzykiem na złośliwą uwagę. Będziemy mieć siłę, by stanowczo i spokojnie powiedzieć: "Ja mam inne zdanie na ten temat". To czasem wystarczy, by zamiast wrzeszczeć, zacząć rozmawiać.

Słowa donikąd
- Od roku słyszę to samo: znów mieli awanturę o to, że on podrywa inne kobiety - opowiada o swojej przyjaciółce Izie, Anka, 41-letnia lekarka. - Iza zdaje mi dokładne relacje, co on zrobił, co powiedział, jak się tłumaczył, co ona zrobiła i powiedziała. Za każdym razem płacze, że już tego nie zniesie, a potem dzwoni, że się pogodzili. Na początku godzinami omawiałam z nią, dlaczego on się tak zachowuje, dlaczego ona się godzi, żeby on w jej obecności przytulał w tańcu koleżankę. Wiem, że przyjaciele są po to, by się wspierać w trudnych chwilach, ale ja jestem jej potrzebna do tego, by wyrzucić z siebie złość.

Rozważania: co on powiedział, dlaczego i po co, to specjalność kobiet. Po kłótni zwykle szuka się wsparcia u bliskich. Często jednak rozmowy polegają na drobiazgowym opowiadaniu, co się działo. - Kobiety mają tendencję, by tłumaczyć mężczyzn: "On wybucha wściekłością, bo miał koszmarną matkę, zimną i odrzucającą", "Wychował się bez ojca" - mówi Małkiewicz-Borkowska.
- Przegadują problem, zamiast jasno powiedzieć partnerowi: "Nie wolno ci do mnie tak mówić. To, że twoja matka odeszła od ojca, nie znaczy, że każda kobieta zdradza, więc nie oskarżaj mnie o to". Boją się, że jeśli zaczną wymagać od niego szacunku, to odejdzie i zostaną same.

Kłopot polega na tym, że kobiety omawiają domowe kłótnie z przyjaciółkami, a nie potrafią rozmawiać z partnerem. Mówią: "On nie słucha", "Rozmowa z nim to strata czasu, bo i tak zrobi po swojemu". Dlaczego małżonkowie nie mogą się dogadać? Bo tak naprawdę bliski związek kobieta ma z przyjaciółką. To ona rozumie, słucha, wspiera. Przed nią można się odsłonić, pokazać słabość, rozpłakać się.

Dlatego warto zadać sobie pytanie: Kto jest mi bliższy: mąż czy przyjaciółka? Przyjrzeć się temu, co się dzieje w małżeństwie. Zastanowić się: Dlaczego tak trudno rozmawiać mi z mężem? Może dlatego, że mnie ocenia, krytykuje? Może boję się, że wykorzysta moją słabość? A może to ja nie liczę się z jego zdaniem? Taka refleksja to pierwszy krok do tego, by porozmawiać z mężem o swoich obawach. Spokojnie zapytać, co on o tym sądzi, co chciałby zmienić. Dobrym sposobem jest poświęcanie sobie więcej uwagi, a dzięki temu bliskość
i zrozumienie znajdziemy w domu.

Ciche dni to cicha wojna

- Andrzej ma na mnie doskonałą metodę: po kłótni obraża się i nie odzywa - mówi Natalia, 33-letnia kosmetyczka. - I to jest coś, czego nie mogę znieść, bo przypomina mi mój dom rodzinny. To był koszmar, gdy rodzice nie odzywali się do siebie, a ja bałam się powiedzieć cokolwiek, bo wtedy wrzeszczeli na mnie. Dlatego robię wszystko, by to milczenie przerwać.

- Ciche dni to odcięcie się od partnera i zerwanie kontaktu - mówi Małkiewicz-Borkowska. - Nie odzywając się do siebie, demonstrujemy swoją pogardę dla współmałżonka: "Nie mam ochoty rozmawiać z taką kretynką jak ty", "To poniżej mojej godności odzywać się do takiego prostaka jak ty". Ciche dni to też siłowanie się: kto kogo przetrzyma. Ludzie mówią: "Nawet jak on nie ma racji, to ja pierwsza wyciągam rękę". Bo tak jak Natalia nie są w stanie znieść wrogiego milczenia.

Bywa też, że kobieta mówi z satysfakcją: "Wiem, że w końcu on nie wytrzyma i zacznie się łasić do mnie". Choć te sytuacje wydają się inne, w obu chodzi o władzę, grę w udowadnianie, kto jest lepszy. Jeśli on "zaczyna się łasić", kobieta czuje, że to ona rozdaje karty. Może wymóc na nim np. kupno kolczyków. Jeśli pier­wsza wyciąga rękę, uznaje, że to on wygrał. Tak czy inaczej podstawą ich relacji jest walka. Są więc parą rywali, a nie partnerami, którzy współpracują, by osiągnąć wspólny cel. Na udowadnianiu sobie: "Moje lepsze", "To ja mam rację", może im minąć całe życie. Ale czy warto żyć w takim związku? Tracić siły i radość życia na walkę z partnerem?

Milczenie czasem koi nerwy
- Nie zawsze jednak milczenie po kłótni niszczy związek. Czasami dobrze nic nie mówić. Milczenie może przerwać błędne koło kłótni - mówi Małkiewicz-Borkowska. - Namawiam pacjentów, by wtedy, gdy poczują: "On mnie nie słucha", "Ona nie rozumie", przerwali rozmowę. Mężczyźni nie znoszą, kiedy kobiety mówią: "Skończyłam", więc warto zastosować łagodniejszą formę: "Dajmy sobie czas do jutra".

Jeśli czujemy, że rozsadza nas wściekłość lub mamy ochotę płakać, lepiej trzasnąć drzwiami, wyjść, przejść się, uspokoić. A po powrocie powiedzieć: "Przepraszam, że trzasnęłam drzwiami, ale byłam tak wściekła, że mnie poniosło". Jeśli mamy w domu worek treningowy, to poboksujmy, aż wyrzucimy
z siebie złość.

- Czasami mówię pacjentom: "Po kłótni dajcie sobie czas na oddech" i pomilczcie - radzi Małkiewicz-Borkowska. - Ale dobre milczenie musi być zadaniem, które ma pomóc nam przyjrzeć się temu, co było prawdziwym powodem kłótni. Złapać dystans do problemu, partnera i, najważniejsze, do siebie. Pacjentom, którzy mówią: "Bo ona się ze mną zawsze kłóci", odpowiadam: "Przecież sama ze sobą się nie pokłóci. Ty też musisz dołożyć swoje trzy grosze, by w domu była awantura".

Mądrze milcząc, zapytajmy siebie w myślach: Jakie moje słowa, gesty powodowały, że partner się zezłościł? Jaka jest moja rola w awanturach? Jeśli weźmiemy współodpowiedzialność za kłótnię: "Tak, prowokuję go złośliwymi uwagami", mamy szansę spojrzeć na sytuację nie z perspektywy skrzywdzonej niewinności, ale osoby, która ma wpływ na to, co robi. Dobrze po kłótni "wejść w buty partnera", czyli spróbować spojrzeć na to, co się wydarzyło, z jego punktu widzenia. To pozwoli dostrzec, że on też czuje się zraniony, odrzucony, że nie jest wrogiem, który chce mnie zdeptać, ale kimś, kto też ma swoje racje.

Kolejnym tematem, na który powinniśmy milczeć po kłótni, jest: Tak naprawdę to, o co nam poszło? Dlaczego doprowadza mnie do szału, że nie umył naczyń? Bo czuję się zlekceważona. Jeśli on mnie lekceważy, to znaczy, że nie mam dla niego wartości, nie dba o mnie. Czyli moje poczucie własnej wartości lub poczucie bezpieczeństwa jest zagrożone. Dlatego nawet dwa talerze w zlewie wywołują furię.

- Lepiej wypisać na kartce to, jak widzą problem - mówi Małkiewicz-Borkowska. - Tak naprawdę ludzie nie mają do siebie pretensji o naczynia. Ale o to, że brudne talerze oznaczają dla nich: "Nie jestem dla ciebie na tyle ważna, żebyś poświęcił 20 minut na pozmywanie". Jeśli napiszemy to na kartce, czarno na białym, zobaczymy, o co nam chodzi. Dopiero wtedy warto porozmawiać z partnerem: "Zastanówmy się, co możemy zrobić, by taka awantura się nie powtórzyła. Konstruktywna rozmowa po kłótni powinna być konkretna i szczera. Wtedy mamy szansę przestać się ranić i rozwiązywać problemy, zamiast wmiatać je pod łóżko czy przemilczać do następnego razu.

Wróć na i.pl Portal i.pl