Wpychał za drzwi
Sobota, 16 maja. Jolanta Dereń z udarem mózgu trafia do szpitala im. S. Żeromskiego w Krakowie. Po urazie ma sparaliżowaną jedną rękę, poza tym drugą chorą (kłopoty z barkiem), endoprotezę biodra.
W poniedziałek, 18 maja, tuż przed godz. 19, pani Jolanta orientuje się, że nie dostaje leków przeciwzakrzepowych, choć w karcie wpisane ma, że je dostała. - Zgłosiłam to lekarzowi, Maciejowi S. A on sprawdził kartę i odpowiedział, że nie ma powodów, żeby nie wierzyć personelowi. Tam wpisano, że lek dostałam - relacjonuje kobieta. Dodaje, że się wtedy zdenerwował. Podnosił głos, wykonywał gwałtowne ruchy. - Bałam się go. Zażądałam wypisu ze szpitala - opowiada.
Lekarz na wypis się nie godzi. Pani Dereń dzwoni na policję. Tam jednak nie przyjmują zgłoszenia.
Potem kobieta dzwoni po swojego partnera i przyjaciela. Gdy obaj dojeżdżają na miejsce, próbują się dowiedzieć, dlaczego pani Jolanta nie dostała leku i jak lekarz się nazywa. - Maciej S. był, delikatnie mówiąc, pobudzony emocjonalnie - opowiada pan Andrzej, jeden z przyjaciół pani Joli. - Widziałem, jak siłą ją wpychał za drzwi oddziału. A przecież to ciężko chora osoba, w dodatku po udarze. Mógł jej zrobić krzywdę. Nie dało się z nim spokojnie rozmawiać - opisuje.
Wojciech Kierski, partner pani Jolanty, dodaje: - Byłem zszokowany takim zachowaniem. Widziałem tylko, jak lekarz wpycha ją na oddział, a potem wyjechała stamtąd w kaftanie bezpieczeństwa. Był chamski, arogancki - relacjonuje. Mężczyźni filmują zachowanie lekarza. Na filmie faktycznie widać, jak dr S., chcąc powstrzymać kobietę przed opuszczeniem szpitala, mocno ją popycha i zatrzaskuje tuż przed jej twarzą szklane drzwi dzielące oddział i korytarz.
Jolanta Dereń nie daje za wygraną. Wręcza torbę z rzeczami partnerowi i jeszcze raz prosi o wypis. Jest roztrzęsiona.
Lekarz dzwoni po policję
Tuż przed godz. 20 na policję dzwoni Maciej S. Skarży się, że przyjaciele kobiety są agresywni i że czuje się zagrożony.
- Chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego Jola nie dostała leków. Ale nie chciał z nami rozmawiać. Zachowywał się jak ochroniarz w klubie nocnym - relacjonuje pan Andrzej.
Dodatkowo Maciej S. decyduje, że pani Jola musi zostać przewieziona do szpitala psychiatrycznego. - Zlecił badania psychiatryczne. Wszystko po to, żeby mnie ośmieszyć - uważa kobieta. W szpitalu pojawia się dwóch policjantów i dwóch ratowników medycznych, którzy mają przetransportować kobietę do szpitala w Kobierzynie.
Pani Jolanta podkreśla, że lekarz wiązał jej ręce, a potem zakładał kaftan. - Mocno, ledwo mogłam oddychać - podkreśla pacjentka. W Kobierzynie jednak specjaliści uznają, że pacjentka nie przejawia nienormalnych zachowań. Wypuszczają ją do domu. - To wszystko trwało kilka godzin - opowiada pacjentka.
Do dziś odczuwa skutki traumy. - Byłam przecież świeżo po udarze, czułam się coraz gorzej. Widać, jak na nagraniach jeszcze mówię normalnie. Po powrocie do domu nie potrafiłam już wyartykułować słowa - opisuje pani Jolanta.
Jak podkreśla rzecznik małopolskiej policji podinsp. Mariusz Ciarka, funkcjonariusze zrobili swoje. - Kiedy mundurowi dotarli na miejsce, obie strony oskarżały się o agresję, jednak były już spokojne. Policjanci pouczyli ich, że mogą złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, gdyż takie zachowania jak popychanie czy wyzywanie nie są ściganie z urzędu - podkreśla rzecznik.
Szpital: lekarz niewinny
Co na to szpital? Anna Górska, specjalistka ds. komunikacji w Żeromskim, tłumaczy, że skarga pani Joli została natychmiast rozpatrzona. - Ustalono przebieg zdarzeń, sprawdzono dokumentację lekarską i pielęgniarską oraz rozchód leków w systemie informatycznym. Na tej podstawie stwierdziliśmy, że pacjentka otrzymała zlecony lek - mówi Górska.
Dodaje, że z tych ustaleń wynika też, że pacjentka i osoby jej towarzyszące były wulgarne, podnosiły głos na personel, groziły lekarzowi. - Lekarz odmówił wypisu ze szpitala na żądanie pacjentki, biorąc pod uwagę przede wszystkim rozpoznanie choroby. Znajdowała się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia - relacjonuje Anna Górska. Dodaje, że decyzja o skierowaniu pani Jolanty do szpitala psychiatrycznego wynikała z tego, że pacjentki nie udało się uspokoić. - Na pewno nie miało to na celu jej upokorzenia - dodaje.
Jolanta Dereń złożyła już skargę do rzecznika praw pacjenta w Warszawie. - Prowadzimy postępowanie w tej sprawie. Czekamy na wyjaśnienia szpitala - mówi Krystyna Kozłowska, rzeczniczka praw pacjenta.
Pani Jolanta zapowiada też skierowanie sprawy do prokuratury. - Za nieprawidłowe leczenie, pobicie, bezprawne pozbawienie wolności - wylicza.
Współpraca Dawid Serafin
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtube'ie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!