Kraków. Stracili dziecko. Winią lekarzy

Marta Paluch
W Krakowie Michalina Petas kilka dni czekała na cesarskie cięcie. A potem urodziła martwe dziecko... Sprawą zajmuje się teraz prokuratura. Czy w szpitalu doszło do zaniedbań - ocenią biegli.

Michalina i Nondas Petasowie, rodzice Odyseusza, nie mogą się otrząsnąć po śmierci ich jedynego dziecka. Chłopczyk urodził się martwy 6 maja w prywatnym Szpitalu im. R. Czerwiakowskiego przy ul. Siemiradzkiego w Krakowie. Rodzice zarzucają teraz lekarzom z tej placówki, że zaniedbali swoje obowiązki i lekceważyli wyniki badań. Sprawa jest w prokuraturze.

Bardzo się bałam
Michalina Petas ma 32 lata. Odyseusz był wyczekanym, wymarzonym dzieckiem. Razem z mężem, Nondasem (Amerykaninem greckiego pochodzenia) nie mogli się doczekać, kiedy mały przyjdzie na świat. Szykowali dla niego pokoik, ubranka. I starali się, żeby wszystko przebiegało jak najlepiej.

- Bardzo bałam się tego porodu. Że coś pójdzie nie tak, bałam się bólu. Dlatego przez całą ciążę konsultowałam się z lekarzami w prywatnej przychodni. Robiłam wszelkie możliwe badania. Na poród wybrałam prywatny szpital, by mieć pewność, że dobrze się mną zaopiekują i że dostanę znieczulenie, gdy o nie poproszę - wyjaśnia Michalina Petas.

Podpisała umowę ze Szpitalem im. R. Czerwiakowskiego. Jest tam zapis m.in. o sali rodzinnej, znieczuleniu (płatne 200 zł) i innych udogodnieniach.

Wszystko w porządku
Mimo strachu przyszłej mamy, ciąża przebiegała bez zakłóceń. 27 kwietnia kobieta poszła do swojego ginekologa na wizytę. Od kilku dni swędziała ją skóra. Tam dowiedziała się, że cierpi na choleostazę wątrobową (ciążową). To przypadłość, która może być groźna dla dziecka, jeśli nie jest leczona. Kobieta musi przejść na dietę i być regularnie badana.

- Moja lekarka poinformowała mnie, że stan ten wymaga natychmiastowej interwencji lekarskiej. Uspokoiła mnie, że dziecko w takim przypadku powinno przyjść na świat w wyniku cesarskiego cięcia i że stan rozwoju płodu - byłam w 37. tygodniu - absolutnie na to pozwala - wspomina pani Michalina. - Zrozumiałam, że celem mojego pobytu w szpitalu ma być cesarskie cięcie, dla ratowania dziecka.

Zgłosiła się do szpitala przy ul. Siemiradzkiego. Leżała tam kilka dni. Dopytywała się, co z porodem, cesarskim cięciem. - Za każdym razem kolejny obecny na dyżurze lekarz zbywał mnie twierdzeniem, że nie jest uprawniony do zdecydowania o zabiegu - opisuje kobieta.

Poczułam się źle
Po ośmiu dniach pobytu w szpitalu, 4 maja, Michalina Petas czuła się źle. - Było mi niedobrze, wymiotowałam. Po badaniach okazało się, że dwukrotnie spadł mi poziom wód płodowych. Pytałam położne i panią doktor, co dalej - i nadal otrzymywałam informacje, że nie mogą wywołać porodu. I że muszą czekać na decyzję ordynatora, nieobecnego w szpitalu od kilku dni - opisuje pacjentka.

Dodaje, że tego dnia nie było też wieczornej wizytacji dyżurnej lekarki. I że nie rozumie wpisu w karcie szpitalnej, według którego lekarka tego dnia ją odwiedziła, a pani Michalina odmówiła przyjęcia lekarstw. - Jak mogłabym odmówić czegoś, co ratuje zdrowie mojemu dziecku? - pyta. Według niej to fałszowanie szpitalnej dokumentacji.

Następnego dnia, 5 maja, o godz. 6 rano pani Michalina została zbadana na USG. - Lekarka nie wyczuła tętna dziecka. Pamiętam tylko, że krzyczałam: Dlaczego mi nie pomogliście? - wspomina kobieta.

Tego samego dnia zaczęła rodzić martwe już dziecko. Odyseusz przyszedł na świat 6 maja. - Lekarze nawet zrobili mu zdjęcia z pępowiną owiniętą wokół szyi. Mówili, że się nią udusił. A ja wiem, że gdyby dzień wcześniej zareagowali, moje dziecko mogło żyć - mówi zrozpaczona kobieta. Dodaje, że dopiero wtedy lekarze bardzo się nią zainteresowali i zaczęli robić mnóstwo badań. - Przestraszyli się - kwituje.

Zaufaliśmy im
Nondas Petas, mąż pani Michaliny, jest zszokowany. - Nikt nas nie informował, co się dzieje, nikt nie podjął decyzji o cesarce - mówi.

Pogrzeb chłopca był 8 maja. Oboje rodzice bardzo cierpią. - Nie mam już łez, żeby płakać. Cały czas biorę leki: na depresję, na sen - przyznaje pani Michalina.

- Mówię sobie czasem, że mogliśmy się bardziej postawić, coś wymóc w szpitalu. Ale ufaliśmy lekarzom. Wierzyliśmy, że dobrze zadbają o dziecko - dodaje jej mąż.

Petasowie zgłosili sprawę do rzecznika odpowiedzialności zawodowej przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Krakowie i w prokuraturze. - Wszczęliśmy śledztwo z artykułu 160 Kodeksu karnego, to jest o błąd lekarski. Na razie jest ono na bardzo wstępnym etapie - mówi Anna Rokicka-Lis, szefowa Prokuratury Rejonowej Kraków Śródmieście-Zachód.

Biegli zdecydują
Czy lekarze mieli podstawy do zlecenia zabiegu? Czy zlekceważyli wyniki badań pacjentki? Tu pojawiają się wątpliwości. - Z najważniejszych badań, m.in. KTG, nie wynika, że były wskazania do pilnego ukończenia ciąży - mówi Marek Kowalski, ginekolog ze Szpitala Położniczo-Ginekologicznego Ujastek w Krakowie. Czy cesarka uratowałaby życie dziecku? Według trzech specjalistów, z którymi skonsultowaliśmy przypadek pani Michaliny - prawdopodobnie tak.

O tym, czy faktycznie doszło do zaniedbań, zdecydują biegli, po zbadaniu całej historii pacjentki. Śledczy będą też badać kwestie braku opieki i lekarskich wizyt oraz fałszowania dokumentacji.

W odpowiedzi na nasze pytania zarząd Szpitala im. R. Czerwiakowskiego przysłał nam odpowiedź: "Wszelkie informacje dotyczące pacjentów szpitala są objęte tajemnicą, do zachowania której szpital, jak i osoby wykonujące zawód medyczny i udzielające świadczeń zdrowotnych są zobligowani". Zarząd szpitala podkreśla, że przed prawomocnym wyrokiem nie należy wydawać sądów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kraków. Stracili dziecko. Winią lekarzy - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl