Spis treści
Krzysztof Andrzej Wesołowski przewodniczącym zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej SN
We wtorek, 27 sierpnia, w Monitorze Polskim opublikowane zostało m.in. postanowienie prezydenta pochodzące z dnia 17 sierpnia 2024 roku. Postanowienie dotyczyły wyznaczenia przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego.
"Na podstawie art. 15 § 3 w związku z art. 13 § 3 ustawy z dnia 8 grudnia 2017 r. o Sądzie Najwyższym (Dz. U. z 2024 r. poz. 622) wyznaczam sędziego Sądu Najwyższego Pana Krzysztofa Andrzeja Wesołowskiego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego dokonującego wyboru kandydatów na stanowisko Prezesa Sądu Najwyższego kierującego pracą Izby Cywilnej Sądu Najwyższego" - napisano w dokumencie.
Postanowienie zostało podpisane przez Andrzeja Dudę, ale też przez premiera Donalda Tuska, co wywołało szereg komentarzy.
Krytyka wobec Donalda Tuska
Jako jeden z pierwszych, który zabrał głos w sprawie, był inny sędzia Sądu Najwyższego z Izby Karnej - Włodzimierz Wróbel, który zamieścił obszerny wpis na Facebooku, zaznaczając, że na początku był przekonany, "że to zbyt nieprawdopodobne, by było możliwe. A jednak".
"Kiedy politycy zawłaszczali Sąd Najwyższy, Prezydent wskazał komisarza spośród neosędziów do przeprowadzenia głosowania na prof. M. Manowską, którą upatrzył sobie na stanowisko Pierwszego Prezesa SN. Dla ważności decyzji Prezydenta Dudy potrzebna była zgoda premiera, którym był M. Morawiecki. Oczywiście nie było z tą zgodą żadnego problemu" - napisał.
Dalej pytał: "Ale żeby dzisiaj ten sam manewr firmował swoim podpisem premier obecnego rządu, umożliwiając politycznym nominatom poprzedniej władzy zachowanie kontroli nad jedną z najważniejszych części Sądu Najwyższego?".
"Prezydent wyznaczył na komisarza do przeprowadzenia wyboru Prezesa Izby Cywilnej Sądu Najwyższego nielegalnie powołanego do tego Sądu neosędziego. Bez zgody premiera i jego podpisu, takie wyznaczenie byłoby nieważne i Prezydent Duda nie mógłby powołać kolejnego politycznego nominata na stanowisko Prezesa tej Izby na kolejne trzy lata. Ale premier się zgodził, umożliwiając niekonstytucyjne działania Prezydenta. Przywracanie praworządności" - zakończył.
W podobnym tonie wypowiadały się również inne osoby ze środowiska prawniczego. Problemem dla wielu osób miał być fakt, że sędzia Wesołowski jest tak zwanym "neosędzią", który został powołany przy udziale KRS stworzonej po 2018 roku, czyli z sędziami wybranymi przez Sejm, a nie przez sędziów, z czym walczyć ma obecna władza.
Premier się tłumaczy
Wraz z zaognieniem sytuacji, premier postanowił wytłumaczyć się z tej decyzji. Zrobił to podczas konferencji prasowej po przyjęciu przez rząd projektu ustawy budżetowej na 2025 rok. Na początku zaznaczył, że cała sytuacja była błędem.
"Nie będę owijał w bawełnę. Chcę wyraźnie powiedzieć - nastąpił błąd. Jak państwo się orientujcie, zadaniem premiera jest podpisywanie setek dokumentów, czasami kilkadziesiąt dziennie. One się dzielą na bardziej techniczne i merytoryczne. Urzędnik odpowiedzialny za przygotowanie do podpisywania nie dostrzegł polityczności dokumentu, który stanowił nominację neosędziego przez prezydenta. Doszło do sytuacji, do której nie powinno dojść" - zaczął premier.
Osobą odpowiedzialną za to niedopatrzenie miał być Maciej Berek, którego Donald Tusk tłumaczył na konferencji.
"Mówię o tym, bo paradoks polega na tym, że minister Berek, który przygotowywał te dokumenty, jest jednym z najbardziej kompetentnych ludzi w rządzie i był zawsze bardzo zaangażowany w walkę o praworządność. Powiedział, że oddaje się do dyspozycji" - stwierdził.
Następnie podkreślił, że "zdaje sobie sprawę z tego błędu, chociaż praktyczne konsekwencje nie są jakoś nadmiernie istotne".
"Sam podpis nie powoduje jakichś zasadniczych zmian w procedurze i nie zatrzymałby tego negatywnego procesu awansu neosędziów. Do tego są potrzebne inne decyzje - ustawowe. Potrzebny jest też nowy prezydent, ale nie zwalnia mnie to z odpowiedzialności za ten błąd" - wyjaśnił Tusk.
Na koniec natomiast oświadczył, że jego celem jest przywrócenie praworządności w Polsce.
"Chcę to powiedzieć i po ludzku proszę, żeby już nie spekulować o jakichś politycznych układach z prezydentem w tej sprawie. Nie będę z nikim układał się w sprawach, w które naprawdę wierzę i z ich powodów zaangażowałem się w politykę w ostatnich latach. Całe to zwycięstwo i fakt, że objęliśmy władzę ma sens i będzie miało sens tylko wtedy, jeśli skutecznie przywrócimy praworządność. Błąd się zdarzył, konsekwencje są, ja płacę te konsekwencje, to jest zrozumiałe. Więcej taka sytuacja się nie ma prawa powtórzyć" - zakończył.