Elektroniczne zwolnienia lekarskie mają zastąpić papierowe druki za cztery miesiące. Od lipca do wystawiania L4 będzie służyć wyłącznie system informatyczny. Wirtualny dokument za pośrednictwem internetu dotrze do ZUS, o nieobecności pracownika od razu dowie się również przedsiębiorca, a pacjent nie będzie musiał dostarczać mu dokumentu potwierdzającego konieczność odpoczynku.
PRZECZYTAJ KOMENTARZ IWONY KRZYWDY: Lekarze na wojennej ścieżce z komputerami
Medycy orzekający o chorobie do wystawiania e-zwolnień się jednak nie palą i z papieru nie zamierzają rezygnować. Ich zdaniem wirtualna rewolucja nie ma szans powodzenia, bo w wielu poradniach nadal brakuje komputerów i dostępu do internetu, a starsi lekarze mają problem z obsługą nowych technologii. Narzekają również na niestabilny system dedykowany e-zwolnieniom, który nie współpracuje z większością programów na co dzień wykorzystywanych w gabinetach.
– E-zwolnienia mogą być ułatwieniem, ale wymagają dopracowania. Często zdarza się, że system jest niedostępny przez kilka godzin, a chory nie będzie przecież czekał – mówi dr Piotr Watoła, przewodniczący Małopolskiego Regionu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. – Poza tym wystawianie takich L4 zabiera dodatkowy czas, którego dla pacjentów i tak mamy zbyt mało. Papierowe dokumenty uzupełniają pielęgniarki, a ja jedynie zatwierdzam je swoim podpisem. W przypadku e-zwolnień to niemożliwe, bo nie mogę udostępnić innym osobom mojego loginu i hasła do programu – dodaje.
Mimo sprzeciwu medyków, Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nie zamierza odraczać rewolucji, a tłumaczenia, że w 2018 roku lekarze mają kłopot z cyfryzacją, uważa za kiepski żart. Lekarze grożą zaś, że od lipca część z nich zrezygnuje z orzekania o chorobie albo będzie wystawiać zaświadczenia na kartkach.
– W tym sporze żadna ze stron nie bierze pod uwagę pacjenta. Jeśli okaże się, że chorzy mają trudności z uzyskaniem L4, z pewnością pogłębi to brak zaufania do lekarzy i całego systemu – komentuje Ewa Borek, prezes Fundacji MY Pacjenci.
Trudna cyfryzacja zwolnień lekarskich
System umożliwiający wystawianie e-zwolnień został uruchomiony w styczniu 2016 roku. Dotychczas lekarze orzekający o chorobie nie mieli jednak obowiązku korzystania z niego, a na zastąpienie długopisu klawiaturą zdecydowali się tylko nieliczni. Przez pierwsze dwa lata do małopolskich oddziałów ZUS wpłynęło zaledwie 166 tys. wirtualnych L4, tych papierowych – ponad 3,8 mln.
E-zwolnienia nieco zyskały na popularności dopiero w ostatnich tygodniach. Jak informuje Bożena Bielawska z krakowskiego oddziału ZUS, w lutym e-zwolnienia pod Wawelem stanowiły blisko 17 proc. wszystkich L4. Po apelach medyków ZUS udostępnił bowiem lekarzom łatwiejszy sposób podpisywania tego rodzaju dokumentów za pośrednictwem bezpłatnego certyfikatu, a w oddziałach ruszyły szkolenia z zakresu obsługi systemu. ZUS ograniczył także wydawanie papierowych druków L4. W marcu każdy lekarz jednorazowo może odebrać tylko trzy bloczki, liczące 25 zwolnień, w kwietniu naraz otrzyma tylko dwa, w maju i czerwcu po jednym.
Medycy nadal uważają jednak, że e-zwolnienia powinny pozostać tylko dodatkową formą orzekania o chorobie. Odroczenia e-rewolucji domagają się m.in. organizacje zrzeszające lekarzy rodzinnych i Naczelna Izba Lekarska. W tej sprawie zaapelowali do Ministerstwa Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej. Zdaniem resortu okres przejściowy był jednak wystarczający, żeby lekarze zdążyli dostosować się do zmian. Gotowy jest również niezbędny system informatyczny. – Cały świat idzie w kierunku cyfryzacji, więc opór lekarzy wobec e-zwolnień jest dla mnie niezrozumiały – komentuje Ewa Borek, prezes Fundacji MY Pacjenci.
Dostosowanie systemów informatycznych ZUS do wystawiania wirtualnych L4 pochłonęło już ponad 16,8 mln zł. Nowe rozwiązanie ma być ułatwieniem dla pacjentów, pracodawców i lekarzy oraz dać szansę na szczelniejszą kontrolę krótkoterminowych L4. To właśnie one są bowiem polem do największych nadużyć.