Mazan: Polacy są kłótliwi, nieodpowiedzialni i czasami niezbyt mądrzy

Maria Mazurek
Rozumiejąc nieco język, nie rozumiemy siebie. My jesteśmy narodem czynu zbrojnego, Czesi są pacyfistami.
Rozumiejąc nieco język, nie rozumiemy siebie. My jesteśmy narodem czynu zbrojnego, Czesi są pacyfistami. fot. Andrzej Banaś
Najbardziej na świecie kłótliwi. Przeklinający. Nieodpowiedzialni i czasami niezbyt mądrzy. Leszek Mazan w rozmowie z Marią Mazurek mówi o wadach i zaletach Polaków.

Widział Pan pewnie mapę Polski z naniesionymi wynikami wyborów?
Widziałem. Przedzielona na pół: wschód głosujący na PiS, słuchający radia Maryja i wierzący w ojca Rydzyka oraz zachód, który głosuje na PO i nie dał sobie zohydzić Komorowskiego. To od kilkunastu lat norma.

Pana to nie dziwi?
Nie. Bardzo łatwo jest nas skłócić, nie tylko przy okazji wyborów. Nie ma bardziej kłótliwego narodu niż Polacy. Już zapomniałem, kiedy mówiliśmy jednym głosem. Uwielbiamy się awanturować nawet wtedy, gdy, między Bogiem a prawdą, nie bardzo mamy o co. Potrafimy być solidarni chyba tylko podczas wojny, kataklizmów.

Momentem, kiedy na chwilę się zjednoczyliśmy, była katastrofa smoleńska.
Przynajmniej przez pierwsze dni po tragedii, do momentu pochowania Lecha Kaczyńskiego na Wawelu, czyli do desakralizacji najświętszego dla Polaków miejsca. Tragedia smoleńska, o której jeszcze nikt nie mówił jako o "zamachu", była tak niespodziewana, tak bolesna, że w pierwszych godzinach po ogłoszeniu decyzji o miejscu pogrzebu prawie nikt nie protestował. Refleksje przyszły potem, kiedy było za późno... Sam byłem w tłumie ludzi protestujących pod kurią metropolitalną przeciw temu pochówkowi. Ta awantura też zresztą była typowo polska - proszę zwrócić uwagę, że w historii nie mieliśmy ani jednego przypadku pogrzebu na Skałce, który nie byłby oprotestowany! Nad każdą trumną były kłótnie, nawet nad trumnami tych, którzy sami na Skałce chowani być nie chcieli, jak Wyspiański. Przy Miłoszu potrzebna była interwencja papieża. Ale papieża już nie ma i nie ma też kto nas bić po łapach.

Jak zaradzić tej kłótliwości?
Próbując nadać naszym polskim charakterom bardziej cywilizowaną formę, nie dyszeć żądzą mordu, nie przekraczać granicy nieprzyzwoitości. Za tą granicą w przypadku np. kibiców są bluzgi, agresja, maczety. W przypadku polityki - brak szacunku dla poglądów innych, dla mnie szczególnie paskudny w przypadku urzędu prezydenta. Ja nie zagłosowałem na Dudę i mogę go nie lubić - ale muszę szanować, bo to prezydent wybrany w demokratycznych wyborach. Nikt nie wymaga od nas jedności, ale podporządkowania się pewnym zasadom.

Wielkość poparcia dla Komorowskiego i Dudy pokrywa się mniej więcej z granicą zaborów.
Mieszkańcy terenów, które były pod zaborem rosyjskim, są statystycznie mniej wykształceni, ubożsi, bardziej konserwatywni, pozostają pod większym wpływem Kościoła. A przy tym bogaci duchem, patriotyczni na kresowy sposób. Szable w dłoń!

Przyczyn tego podziału Polaków możemy szukać w zaborach?
Możemy w nich szukać pewnych geograficznych ram, ale ogólnonarodową skłonność do wiecznych awantur, kłótliwość, zawiść i podejrzliwość mamy w genach.

Kłótliwość, skłonność do zawiści... Jaką jeszcze "cechę narodową" by Pan wskazał?
Klniemy niczym warszawski szewc Jan Kiliński. Nad Gopłem przyszło kiedyś do Piasta dwóch aniołów, w randze archaniołów Michał i Gabriel. Na progu zagrody Gabriel się potknął, korona mu wypadła z ręki i krzyknął "o, kur...a!". Na to Piast zaryczał na żonę: - Rzepicha, weź to całe kure...stwo, pochowaj do kurnika, bo mi się goście pozabijają". Bo "kur...a" to było nic innego jak kura, kogucica, samica koguta. I nam się to tak spodobało, że w pakiecie z koroną dostaliśmy niejako przyzwolenie na wplatanie tej "kur..y" w każde zdanie.

Naprawdę Pan uważa, że przeklinamy więcej niż inni? Wszak ulubieni przez Pana Czesi ciągle wykrzykują "do piczy!".
Tak, ale u nich to nie pełni roli dodatkowego wyznacznika emocjonalnego, językowej "podpórki" tak, jak u nas. Wokół tej naszej "samicy koguta" są i były emocje. Świetnie to obrazuje historia z byłym naczelnym Gazety Krakowskiej, Maćkiem Szumowskim. Kiedyś usnął w dworcowej knajpie. Podobnie jak mężczyzna przy sąsiednim stoliku. Kelnerka rozpoczęła proces budzenia od sąsiada. Ale robiła to tak głośno, że Szumowski obudził się i krzyknął: "co się, kur...a, drzesz?". Potem przed wysokim sądem tłumaczył, że wcale kelnerki nie obraził, nie nazwał plugawym słowem, bo krzyknął "kur..a", a nie "kur...o".

Polacy przynajmniej są pracowici.
E... Już w roku 1772, kiedy zaczęli nas rozbierać Austriacy, to w raportach do Wiednia pisali, że pod względem pracowitości nie dorastamy Żydom do pięt. Przewyższamy ich tylko apetytem na jadło i napoje. Fatalnie ocenili również naszą kondycję umysłową. Z tym trzeba się zgodzić i dziś, wystarczy popatrzeć na poparcie dla pana Kukiza.

To poparcie wynika z chęci zmiany.
Być może, ale przede wszystkim z nieodpowiedzialności, z przekonania, że wolno nam głosować dla jaj. Z nieumiejętności "patrzenia jeden zakręt do przodu". I tu znów różnimy się od Czechów, bo oni, mimo że słyną z poczucia humoru i miłości do piwa, idąc do urn przestają być jajcarzami... U nich Partia Przyjaciół Piwa - a to kraj, w którym piwo jest religią - zdobyła w wyborach w roku 1991 ledwo 0,05 procent poparcia. U nas, mój Boże, wybraliśmy do Sejmu 17 jajcarzy, na czele z Januszem Rewińskim, którzy oczywiście natychmiast się pożarli i podzielili na Małe Piwo i Duże Piwo. Idę o zakład, że ten Kukiz jeszcze przed referendum pokaże nam gest Kozakiewicza. Albo Polacy pokażą jemu.

A jak to z Czechami jest? Chyba nas nie lubią?
Nasze stosunki, choć idealne, nie są serdeczne.

Mają nam za złe rok 1968, kiedy nasze wojska wzięły udział w inwazji na ich kraj?
Bzdura. Oni nigdy nie mieli nam tego tak do końca za złe, bo rozumieli złożoność sytuacji... Sami wybierali się do nas z jeszcze większą armią w grudniu 1980 roku. Zrezygnowali, a raczej kazano im zrezygnować, na dwie godziny przed rozpoczęciem operacji "Karkonosze", kiedy ich czołgi już grzały silniki. Ale dzieli nas nie tyle historia, ile różnice mentalnościowe.

Jak to? Mamy podobny język, kuchnię.
Rozumiejąc trochę język, nie rozumiemy siebie. Upraszczając: my jesteśmy narodem czynu zbrojnego, a oni - narodem pacyfistów. U nich nie ma prawie bohaterów, którzy walczyliby z bronią w ręku. Czesi nie widzą w wojnie nic pięknego. Dalej: tam nie ma pełnych kościołów. Więc jak my możemy się z nimi zrozumieć? Nie możemy, choć patrzymy z zazdrością na niezniszczoną Pragę. Proszę zwrócić uwagę nawet na najnowszą historię. "Aksamitna rewolucja", jak sama nazwa wskazuje, nie przyniosła ofiar i cierpienia.

Nie poszłoby tak gładko, gdyby wcześniej Polacy nie walczyli ostrzej.
A komu świat przyznał rację? Kogo świat podziwiał? Kogo stawia za wzór? Po raz kolejny Czechów.

Przyzna Pan, że to niesprawiedliwość.
Życie rzadko jest sprawiedliwe. Pewnie dlatego tak się lubimy z Węgrami, bo ich historia potraktowała jeszcze brutalniej. Nie było państwa tak okrojonego jak oni po pierwszej wojnie. Nie ma w tej części Europy narodu, który by wtedy bardziej ucierpiał. Inna sprawa, że ta wzajemna sympatia wynika pewnie w dużej mierze z tego, że praktycznie nigdy nie dzieliliśmy granicy. Wiadomo - z sąsiadami dogadać się trudniej. Z Niemcami łączą nas poprawne relacje, ale wciąż nie do końca im ufamy. Litwinów utopilibyśmy w szklance wody i odwrotnie. Teraz pomagamy Ukrainie, ale ludzie wciąż pamiętają wzajemne krzywdy.

Do Rosji mamy coraz większą niechęć.
To kraj, który lubię i szanuję. Zwłaszcza jego naród. Ale ma władzę, jaką ma. Trudno akceptować to, co robi Putin. Ale to nie znaczy, że mamy okazywać niechęć do rosyjskiej kultury czy narodu. Fatalna rzecz się stała, gdy odwołano Polskie Dni Kultury w Rosji. Trzeba wykorzystywać każdą okazję do zbliżenia, do rozmów. Podobna sytuacja była, gdy na Uniwersytecie Jagiellońskim miał się odbyć wykład rosyjskiego dyplomaty...

Politycy pisali protesty i w końcu rektor ten wykład odwołał.
Błąd. Zachowujemy się jak szczekający, dumny ratlerek, który podskakuje dobermanowi.

Ludzie z Galicji podskakują wyżej, niż inni?
Na pewno my w Galicji jesteśmy inni - lepsi, mądrzejsi, życzliwsi, bardziej otwarci, bardziej uczciwi i sympatyczni.

Czemu niby jesteśmy lepsi?
Bo gdy tam, gdzie dziś stoi Pałac Kultury i Nauki, odprawiano jeszcze pogańskie modły, my byliśmy już chrześcijańskim, względnie cywilizowanym, a w każdym razie ochrzczonym społeczeństwem. Poza tym lata zaborów na pewno odcisnęły swoje piętno - bo jednak cesarz Franciszek Józef odgrywał ogromną rolę integrującą i tonującą. I, proszę nie zapominać, stąd właśnie wyruszył Józef Piłsudski i jego Kadrówka.

Po czym najlepiej rozpoznać mieszkańca byłej Galicji?
Po ogromnej miłości i szacunku do tytułów. Ja osobiście nie zadzwonię do nikogo, nie sprawdziwszy, czy jest dyrektorem, prezesem, profesorem czy choćby kierownikiem. Nie odezwę się do policjanta inaczej, niż "panie inspektorze". Inne też mamy poczucie humoru.

Inne, to znaczy jakie?
Niepozbawione dystansu do siebie, autoironii. Pamiętam, jak kiedyś w redakcji "Polski Zbrojnej" skomplementował mnie publicznie sam minister obrony narodowej Janusz Onyszkiewicz. - Och, panie ministrze - ukłoniłem się nisko - wzruszenie nie pozwala mi ścisnąć pana za gardło... Obecni przy tym generałowie, cały sztab generalny, znieśli jajka ze zdumienia, że taka odzywka uchodzi bezkarnie. Śmiał się tylko minister. No, ale on był z Galicji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mazan: Polacy są kłótliwi, nieodpowiedzialni i czasami niezbyt mądrzy - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl