Do Holandii pan Bartłomiej pojechał, aby pracować. – Miałem już podpisaną umowę z firmą, wykupione ubezpieczenie oraz zaplanowany grafik na kolejny tydzień – opowiada pochodzący z Niska mężczyzna.
Zamieszkał u brata w Hilversum (25 km od Amsterdamu) i to właśnie tam doszło do skandalicznej interwencji holenderskiej policji.
– Wieczorem wypiliśmy z Pawłem kilka drinków i wdaliśmy się w kłótnię z naszym sąsiadem, z którym mój brat jest skonfliktowany. Była to jednak tylko słowna sprzeczka, bez jakiejkolwiek agresji fizycznej – zaznacza pan Bartłomiej.
Sąsiad zadzwonił na policję, a kiedy ta przyjechała, kłótnia między obydwoma lokatorami jeszcze trwała.
– Kiedy mój brat został skuty w kajdanki, zrozumiałem że to jeszcze nie koniec zajścia. Jedna z policjantek powiedziała do mnie po angielsku, abym się odsunął, co też uczyniłem. A kiedy byłem już na posesji mojego brata przed samymi drzwiami, wbiegł policjant, strzelił do mnie gazem, pobił pałką, przewrócił na ziemię i skuł kajdankami w taki sposób, że leżałem twarzą do ziemi – relacjonuje pan Bartłomiej.
Tuż po tym poczuł pierwsze ugryzienie psa.
– Krzyczałem i błagałem po angielsku policjanta, żeby zabrali psa, ale nie odpowiadali. Pies wyszarpywał kawałki mojej nogi przez około 2 minuty, na przemian na goleniu i na łydce. Gdy już odpuścił, nie mogłem samodzielnie wstać. Przyjechała karetka i dwóch ludzi wsadziło mnie do ambulansu. Nie wiem czy byli to policjanci czy sanitariusze, bo byłem w szoku – opowiada mieszkaniec Niska.
Wynikiem całego zajścia są głębokie rany szarpane nogi, które wsadziły pana Bartłomieja na wiele miesięcy na wózek. Obecnie szuka pomocy, gdzie tylko się da.
- Moja sytuacja finansowa jest bardzo zła, ponieważ nie będę mógł pracować przez wiele miesięcy, a właśnie po to przyjechałem do Holandii. Zamiast tego jest wózek inwalidzki, kilka operacji i wieloletnia rehabilitacja – mówi Błoński.
Interwencję policjanta nazywa „okropną zbrodnią”.
- Nikogo nie zaatakowałem, nikogo nie skrzywdziłem, nie stawiałem żadnego oporu. Jednym słowem, funkcjonariusz holenderskiej policji wsadził mnie na wózek inwalidzki – ocenia całe zdarzenie mieszkaniec Podkarpacia, który skierował już sprawę do sądu.
- Zwracam się z prośbą do państwa polskiego o pomoc, pilny kontakt i obserwację całej sprawy. Jeśli zostanę sam, jeśli nie będą za mną stali Polacy, to oni mnie zjedzą w tym sądzie – mówi pan Bartłomiej, który ciągle przebywa u brata w Hilversum.
Do holenderskiej policji przesłaliśmy pytania w tej sprawie. Czekamy na odpowiedź.
