Jeszcze w piątek nie wiadomo było, czy był to nieszczęśliwy wypadek, czy do śmierci mieszkańca Moszczenicy przyczynił się ktoś inny. Prokurator Rejonowy Tadeusz Cebo mówił wtedy wprost: - Mężczyzna miał obrażenia głowy, zmarł w szpitalu. W sprawie wszczęte zostanie śledztwo. A odpowiedź na pytanie o przyczynę zgonu 52-latka, da nam sekcja zwłok.
Nie wiadomo jak długo 52-letni mieszkaniec Moszczenicy leżał na chodniku przy ul. Targowej. Gdy znalazła go mieszkanka wsi, leżał w kałuży krwi. Konkretnie obrażenia, których doznał, dotyczyły głowy. Mógł się przewrócić albo zwyczajnie stracić przytomność i upaść, choć nie wyklucza się też, że obrażeń doznał od osób trzecich.
Wiemy, że przy kobiecie, która próbowała wezwać pomoc, zatrzymał się mężczyzna, który akurat tędy przejeżdżał do pracy.
Natychmiast sprawdził funkcje życiowe leżącego. Poszkodowany oddychał samodzielnie, ale był nieprzytomny. Gdy pogotowie ratunkowe dotarło na miejsce, mężczyzna zauważył, że leżący traci oddech. Zaczęła się reanimacja - najpierw w karetce pogotowia, potem już w szpitalu. Mimo wysiłku ratowników mężczyzna zmarł.
Na miejscu pracowała grupa dochodzeniowo-śledcza z Komendy Powiatowej Policji w Gorlicach, która wyjaśnia okoliczności zdarzenia.
- Wstępna opinia biegłego na podstawie wykonanej sekcji zwłok wykazała, że mężczyzna zmarł w wyniku zachłyśnięcia się krwią - powiedział nam wczoraj prokurator Cebo. -Doszło do tego, w momencie, gdy upadł. Siła uderzenia o chodnik była tak duża, że złamał nos i doznał mocnego krwotoku - tłumaczy.
Pozostałe obrażenia ciała były bardzo powierzchowne i nie miały wpływu na śmierć mężczyzny.
- Mężczyzna mógł upaść w wyniku ataku padaczki, ale to wstępna teza - dodaje prokurator.
ZOBACZ KONIECZNIE:
Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!