– Co to jest za klub?
– To odłam dobrze znanego w Polsce, proputinowskiego Klubu Motocyklowego „Nocne Wilki”. Powstał w 2000 roku. Zgodę na posługiwanie się nazwą „Wolves MC Russia” jego założyciele dostali od „Nocnych Wilków”. Tak jak oni są mocno powiązani z władzą. Niektórzy członkowie „Wilków” chwalą się, że brali udział w motocyklowych przejażdżkach z prezydentem Rosji Władimirem Putina.
– Jak się poznaliście z „Wilkami”?
– Na Międzynarodowym Gwiaździstym Zlocie Policji, który odbywał się we Władimirze. Uczestniczyły w nim ekipy szesnastu państw, m.in. Niemiec, Austrii, Francji, Czech i Słowacji. Jednego dnia zorganizowano nam wycieczkę motocyklową do miast wokół Władimira. Kolumnę około stu motocykli prowadzili rosyjscy policjanci. Za nimi jako lider kolumny jechał motocyklista w czarnym skórzanym uniformie i kamizelce z wyhaftowanym na plecach łbem wilka. Miał posłuch wśród rosyjskich policjantów i motocyklistów. Po powrocie do Władimira podszedł do mnie. Powiedział, że nazywa się Oleg Bezborodow i jest prezydentem dziesiątego oddziału Klubu Motocyklowego „Wilki MC Rosja”. Zaproponował, żeby następnego dnia przyjechać do nich w odwiedziny.
– Jak pan sądzi, dlaczego?
– Mówił, że chce się z nami bliżej poznać. Być może zaimponowały mu nasze motocykle i wygląd. Ja podczas zlotu występowałem w husarskiej zbroi z kordzikiem u pasa, a do mojej hondy walkirii były zamocowane husarskie skrzydła. Robiło to na widzach ogromne wrażenie.
– Gdzie mieści się siedziba „Wilków”?
– Około dziewięćdziesięciu kilometrów od Władimira. Nieruchomość, którą klub kilka lat temu otrzymał od władz miasta, robi wrażenie. Otoczona jest wysokim murem i wchodzi się na jej teren przez solidną drewnianą bramę, na której jest wymalowany wilk i nazwa klubu. Znajdują się tam m.in. restauracja, pokoje gościnne, sala odpraw, sauna, zoo, w którym są wilki, dziki, lisy i dzikie ptactwo. Są także dwa jeziorka, w których członkowie klubu i ich goście zażywają latem kąpieli. Klub ma również swój browar.
– Kim są jego członkowie?
– Oni niezbyt chętnie opowiadają o sobie. Na pewno są to ludzie majętni. Wielu z nich jest myśliwymi. Dom motocyklowy jest wypełniony myśliwskimi trofeami. Są tam wypchane wilki, niedźwiedzie, jelenie, wypreparowane czaszki dzikich zwierząt i inne tego typu pamiątki.
– Jak was przyjęto?
– Po królewsku. Na powitanie prezydent „Wilków” wyjechał na motocyklu w otoczeniu świty. Gdy ustawiliśmy motocykle pod wiatą, zajęli się nimi członkowie „Wilków”. Na powitanie zaserwowano bardzo smaczne, świeże, niepasteryzowane piwo z browaru „Wilków”. Przyjęcie na naszą cześć zostało wydane w sali bankietowej. Prezydent „Wilków” siedział w szczycie stołu na bogato rzeźbionym fotelu. Zgodnie z przyjętym zwyczajem, przy stole z prezydentem mogą siedzieć tylko osoby, które zaprosi. Towarzyszył mu jedynie członek klubu odpowiedzialny za nasze bezpieczeństwo.
– Co podano?
– Najpierw zimne zakąski, sałatki i piwo. Na ciepło zaserwowano pieczeń z niedźwiedzia i łapy. Smakowała wybornie. Prezydent „Wilków” żartował, że trzeba było go zjeść, żeby nie zjadł nas. Podczas imprezy dostałem przez komórkę wiadomość, że jeden z kolegów, którzy zostali w Władimirze, miał wypadek. Przewrócił się na motocyklu i roztrzaskał kolano. Wymagał pomocy. Powiedziałem o tym gospodarzowi. Ten szybko zatelefonował do kogoś wysoko postawionego i poprosił, żeby zajęto się rannym. Później się okazało, że rzeczywiście miał dobrą opiekę.
– Jak długo biesiadowaliście?
– Jeszcze ze trzy godziny. Później prezydent „Wilków” zaproponował, żebyśmy zostali u nich na noc. Zakwaterowano nas w dwuosobowych pokojach. Rano gospodarze zaprosili nas na śniadanie, po którym wróciliśmy do hotelu.
FC Barcelona - Espanyol. Derby Barcelony [RELACJA LIVE, ONLINE, WYNIK]