Natalia Nykiel: Studia są dla mnie odskocznią od show-biznesu

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Natalia Nykiel to jedna z najjaśniejszych gwiazd polskiej piosenki młodego pokolenia. Właśnie ukazała się jej nowa płyta - „Origo”. Jej wydanie jest dla nas pretekstem do rozmowy o dojrzewaniu w show-biznesie.

- Pod koniec wakacji zapowiedziałaś przerwę w karierze. Tymczasem dostajemy teraz twoją nową płytę – „Origo”. Skąd ten niespodziewany zwrot akcji?
- Muszę to sprostować – nie zapowiedziałam przerwy w karierze, a przerwę w koncertowaniu do końca roku. To niespodziewany zwrot dla fanów, ale ja zaplanowałam go już wcześniej. To były dwie równoległe rzeczy, które zbiegły się w czasie: to, że chciałam spróbować studiowania za granicą i to, że nie chciałam zostawiać słuchaczy z pustymi rękami. Dlatego od stycznia do końca wakacji pracowałam w tajemnicy nad nowymi piosenkami – a teraz „Origo” trafiło do sklepów. Wszyscy lubimy niespodzianki, więc wierzę, że ta premiera jest ekscytująca nie tylko dla mnie, ale i dla fanów.

- Co cię podkusiło, by przerwać karierę i wyjechać za granicę na studia?
- Od kiedy przeprowadziłam się do Warszawy sześć lat temu, łączę koncerty i nagrania ze studiami dziennymi. To już jest mój drugi kierunek – kulturoznawstwo Ameryki Łacińskiej. I właśnie w jego ramach pojechałam na stypendium za granicę.

- To dlatego na „Origo” jest piosenka zaśpiewana po hiszpańsku?
- Tak. Kiedy zaczęłam te studia, zaczęłam również w ich ramach uczyć się hiszpańskiego. I bardzo mnie zafascynował ten język. Mało tego: ostatnio nawet zaczęłam uczyć się portugalskiego i stwierdziłam, że jeszcze bardziej mi się podoba. Ucząc się tych języków, weszłam głębiej w świat latynoamerykańskiej muzyki. Wtedy zamarzyłam sobie stworzenie piosenki po hiszpańsku. Poczekałam jednak aż opanowałam go na tyle, że mogłam sama swobodnie napisać tekst. I udało się.

- Pozostałe piosenki z „Origo” są po angielsku. Co tutaj zadecydowało?
- To też był mój zamysł. Chciałam spróbować trochę czegoś innego. Choć na moich poprzednich płytach też były piosenki po angielsku – ale tylko jako dodatek. Tym razem chciałam, żeby cały zestaw był taki. Dla własnego rozwoju, aby zrobić krok dalej w nieco inną stronę. Bo z angielskim pracuje się inaczej.

- Jak ci się wyraża uczucia w obcym języku?
- To jest coś zupełnie innego. Pozornie wydaje się, że po angielsku śpiewa się najłatwiej, bo ten język jest najprostszy i najlepiej brzmiący. Tymczasem okazuje się, że napisać dobry tekst z mądrym przekazem po angielsku, to wielka sztuka. Bo często kiedy wsłuchamy się uważnie w takie piosenki, które lecą w radiu, okazuje się, że są o niczym. Po polsku jest jednak jeszcze trudniej: granica między tym, co prostackie i infantylne a tym, co proste i mocne, jest bardzo cienka. Dlatego każda piosenka po polsku to mega wyzwanie. Z kolei w hiszpańskim słowa same niosą emocje, wręcz ze zdwojoną siłą. To było dla mnie ciekawe odkrycie.

- Twoim dużym atutem jest to, że w przeciwieństwie do wielu naszych młodych artystów, śpiewasz po polsku. Nie boisz się tego utracić?
- Nie – bo ja nie przestaję śpiewać po polsku. „Origo” to tylko eksperyment. Każdy z artystów potrzebuje miejsca na poszukiwanie czegoś nowego. Ja tego spróbowałam – ale nie rezygnuję z pisania polskich piosenek. Takie też przez cały czas tworzę, już w styczniu ukaże się jedna z nich.

- Kiedy polski artysta śpiewa po angielsku, od razu pojawiają się sugestie, że planuje karierę na Zachodzie. Jak jest w twoim przypadku?
- Dzięki kredytowi zaufania ze strony mojej wytwórni Universal, ta płyta jest dostępna w międzynarodowej dystrybucji. I od premiery dochodzą do mnie wieści, że pochodzące z niej piosenki są już na wielu dużych playlistach, m.in. w Hiszpanii, Niemczech, Rumuni. Utwory są emitowane np. w niemieckim 1 Live Radio, co jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem! Oczywiście ja nie liczę na „karierę na Zachodzie”. To wielkie słowa i każdy je może sobie wyobrażać inaczej. Cieszę się, że dzięki tej płycie mogę dotrzeć do trochę innej publiczności. Dowodem tego są choćby wiadomości na Instagramie nie tylko po angielsku, ale też choćby po hiszpańsku, co mnie bardzo cieszy bo to znaczy, że nasze działania mają realnych odbiorców. Jeśli dzięki temu uda mi się zagrać w ciągu najbliższego roku kilka koncertów w małych klubach za granicą, to już będę bardzo szczęśliwa. Na pewno jednak nie wyobrażam sobie nie wiadomo czego, bo uważam, że lepiej się pozytywnie zaskoczyć niż rozczarować.

- Może powinnaś dać koncert tam, gdzie właśnie wyjechałaś na studia?
- Ciężko by było, bo jestem tam sama, bez mojej polskiej ekipy. A zagranie choćby małego koncertu wymaga wiele pracy wielu osób. To nie jest tak, że gram koncert tam, gdzie sobie to wymyślę. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, z jaką ilością pracy wiąże się zorganizowanie występu artysty popularnego w jednym kraju poza jego granicami.

- W utworze „I’m Not For You” pojawia się mocna polska folkowa nuta. Skąd taki pomysł?
- Rodzinny Zespół Śpiewaczy z Rakowicz to zespół, który poznałam w tamtym roku przy okazji realizacji programu „Szlakiem Kolberga” dla TVP Kultura. Wiedząc, że „Origo” pojawi się na międzynarodowym rynku, chciałam zawrzeć na tej płycie element polskiej kultury. Bo to jest coś, czymś mogę i jak najbardziej chcę się chwalić. Dlatego zaprosiłam do zaśpiewania ze mną ten ludowy zespół. Tworzą go członkowie rodziny, którzy z pokolenia na pokolenie przekazują sobie tradycyjne utwory z jej regionu. Tekst, który śpiewa ten zespół koresponduje z tekstem, który ja śpiewam po angielsku – i pokazuje, że choć czasy się zmieniają, to my przeżywamy uczucia tak samo jak kiedyś przeżywali je nasi dziadkowie. Cieszę się, że udało nam się znaleźć takie pomysłowe połączenie.

- Polskie dziedzictwo kulturowe nie jest dla ciebie obciążeniem za granicą?
- Zdecydowanie nie. Mamy w tej kwestii zbyt duże kompleksy. Nam się wydaje, że bycie Polakiem za granicą to jakiś wstyd. Sama teraz się z tym trochę zmagałam na studiach w Portugalii. Kiedy idę na zajęcia, to wydaje mi się, że mój angielski czy hiszpański jest najgorszy ze wszystkich w grupie. Albo, że miałam niższy poziom nauki niż moi koledzy z Zachodu i przez to jestem gorsza od nich. Tymczasem potem, kiedy dostajemy wyniki egzaminów, okazuje się, że wszyscy mamy podobne, albo nawet ja mam lepsze niż ktoś, kto wydawał mi się być na wyższym poziomie niż ja. To wynika właśnie z naszych narodowych kompleksów.

- Postrzegasz siebie jako patriotkę?
- Myślę, że tak. Kiedy zastanawiam się czasem, czy mogłabym wyprowadzić się z Polski i zamieszkać za granicą na stałe, wydaje mi się, że byłoby to niemożliwe. Nie potrafiłabym zostawić wszystkiego, co jest mi tutaj bliskie. Uwielbiam Polskę, lubię tu być, mam przecież tutaj rodzinę i przyjaciół.

- W piosenkach na „Origo” skupiłaś się na relacjach między kobietami. Co było impulsem do podjęcia takiej tematyki?
- Tych impulsów było kilka. Trochę też zadecydowały o tym moje studia. Ostatnio uczestniczyłam m.in. w zajęciach o kulturze Inków. Ten temat mnie zainteresował i zaczęłam go zgłębiać. Okazało się, że władca Inków miał żonę, która była królową. Była kapłanką „kościoła” księżyca, który skupiał wyłącznie kobiety. I o ile wszystko wiemy o królu Inków, tak o królowej – nie wiemy kompletnie nic. Bo nikogo w tamtych czasach kobiety nie interesowały. Ten cały kult księżyca jest więc dla mnie kompletną tajemnicą. Nie ma o nim żadnych informacji, na których można by się oprzeć i interpretować to, co się tam działo. To mnie zaciekawiło. Tym bardziej, że podobnie było wśród plemion słowiańskich: kobiety spotykały się ze sobą, opowiadały sobie różne historie, przekazując sobie wiedzę z pokolenia na pokolenie, ale my nie mamy o tym żadnych przekazów.

- Do tej pory o kobietach mówiło się, że raczej ze sobą rywalizują niż współdziałają. Co o tym sądzisz?
- Czasy, w których żyjemy nastawiają nas przeciwko sobie. Media wmawiają nam, że każda musi być najpiękniejsza, że każda musi wykonać swą pracę najlepiej, każda musi być najlepszą mamą czy żoną. Podchodzimy więc do życia egoistycznie. Szczególnie widać to w social mediach. Mam wrażenie, że wprzęgają nas one w jakiś wyścig: kto jest najładniejszy, kto jest najbogatszy, kto ma najwięcej przyjaciół. To utrudnia nam życie we wspólnocie, którą powinny łączyć wspólne cele i więzi, a nie egoistyczne pragnienia.

- Na ten wspólnotowy charakter nacisk kładą w swych działaniach feministki. Czujesz się kimś takim?
- Nie mam potrzeby nazywania się feministką. To jest tak jak z określeniem gatunków muzycznych: czy ta płyta jest rockowa, czy popowa? Każdy z nas ma tak różne poglądy, że trudno go jakoś jednoznacznie zaklasyfikować. Jako konserwatystę czy liberała. Takie nazwy nie są mi do niczego potrzebne.

- Na polskiej scenie muzycznej jest teraz wiele młodych piosenkarek w twoim wieku. Jakie macie relacje ze sobą?
- Szczerze mówiąc nie trzymam się jakoś blisko tego show-biznesowego kręgu. Znam tych ludzi – ale mijamy się tylko w pracy, czyli przy okazji koncertów i festiwali. Nie spotykamy się prywatnie po godzinach, żeby sobie szczerze pogadać. Ja bardzo mocno trzymam się swoich znajomych z dawnych lat – ze szkoły i tych ze studiów.

- Przyjaźń w show-biznesie jest możliwa?
- Chciałabym, żeby tak było. Ja mocno wierzę w ludzi, więc myślę, że jest to możliwe. Ale realia są pewnie różne. To zależy od tego, jakie kto ma nastawienie do życia, jak postrzega siebie i innych.

- Ty wkroczyłaś do show-biznesu jako bardzo młoda dziewczyna. Jednak świetnie sobie radzisz. Co ci pomogło iść do przodu?
- Studia. (śmiech) Dają mi one dużo balansu w życiu. Zabierają sporo czasu, dzięki czemu nie mam okazji do zastanawiania się nad tym, na co nie mam żadnego wpływu. Kiedy mam sesję, to siadam i uczę się, przez co nie siedzę np. i nie czytam komentarzy w Internecie, które są czasem bardzo dołujące. Studia są więc dla mnie ważną odskocznią od show-biznesu.

- A jakie masz relacje z ludźmi, którzy cię otaczają na muzycznej scenie?
- Cały mój team stara się trzymać w ryzach. Jesteśmy ze sobą blisko ale bardzo dbamy o to, żeby to były profesjonalne relacje.

- Jak to jest dojrzewać w świetle reflektorów?
- Dzięki mojej ekipie udało mi się zachować wiele prywatności w życiu. Bardzo sobie to cenię, bo daje mi to dużą przestrzeń dla siebie. Dlatego w ogóle nie mam poczucia, że dorastałam w świetle reflektorów. Przeciwnie: daję swoim fanom tylko to, co sama chcę im dać. A nie wszystko, co się dzieje w moim życiu. Z pożytkiem dla mnie i dla nich.

- Większość ludzi, z którymi pracujesz, to osoby starsze od ciebie. Nigdy nie stanowiło to dla ciebie problemu?
- Od zawsze przebywałam ze starszymi od siebie. Mam trójkę rodzeństwa i jest ono dużo starsze ode mnie. Mój najstarszy brat, jakby się dobrze postarał, mógłby być nawet moim tatą. (śmiech) Kiedy zaczęłam śpiewać w zespole, miałam 14 lat, a chłopaki – po 23 lata. Kiedy poszłam do „The Voice Of Poland”, startowałam z ekipą dużo starszą ode mnie. Gdy zaczęłam nagrywać płyty, wszyscy, z którymi pracowałam, byli starsi ode mnie. Mało tego: poszłam rok wcześniej do szkoły niż mój rocznik. Potem wszyscy byli 1994, a ja byłam 1995. Stąd zawsze byłam w klasie najmłodsza. Dopiero teraz to się zmienia: kiedy patrzę na taką Billie Eilish, która ma 17 lat, to łapię się za głowę i myślę: „Jak ona może być taka młoda?”. (śmiech)

- Może i jesteś młodsza od swych współpracowników, ale to ty jesteś szefową. Masz w sobie odwagę, by kiedy tego potrzeba, tupnąć nogą i postawić na swoim?
- My współpracujemy bardzo zgodnie. Dlatego tak naprawdę nie ma potrzeby na takie gesty. Chociaż, to że udało mi się wyjechać na studia za granicą, to było wielkie „tupnięcie nogą”. (śmiech) Po prostu oświadczyłam to z dużym wyprzedzeniem swojemu managementowi i wytwórni. I wszystko inne trzeba było pod to podporządkować. Ale udało się to zrobić i całkiem dobrze nam to wychodzi. O ile będziemy się w miarę szybko informować o moich zamiarach, to wszystko będzie możliwe.

- Popularność sprawia, że każde potknięcie artysty jest od razu szeroko komentowane w internecie. Jak sobie z tym radzisz?
- Całe szczęście nie mam wielu hejterów. Tak mi się przynajmniej wydaje. Sama kontroluję swojego Facebooka i Instagram, widzę więc, że większość komentarzy jest miła. Dlatego serce mi rośnie. Ale czasem zdarzy się jeden, który jest taką szpilą i wtedy „wysiadam”. Bardzo się tym przejmuję: „Ale jak to?” – myślę. Bardzo mnie to boli. Zawsze ten jeden zły komentarz bardziej mi będzie siedział w głowie niż te sto pozytywnych. Staram się więc przeglądać te wpisy, ale jakoś się w nie szczególnie nie zagłębiam, bo bym po prostu zwariowała.

- Bez Facebooka i Instagrama nie można dziś funkcjonować w show-biznesie?
- Ja należę do pokolenia, dla którego social media to już norma. Nie mogłabym chyba w tym momencie usunąć Instagrama. Facebooka – może jeszcze. Instagram to główny środek przekazu informacji między mną a fanami. Staram się jednak trzymać balans. Na ile to mi wychodzi, trudno powiedzieć. Myślę, że wszyscy jesteśmy już uzależnieni od telefonów i komputerów. I bez tego się nie obejdziemy.

- Nie kusiło cię, by po wyjeździe na studia, odciąć się od social mediów?
- Nie. (śmiech) Muszę mieć przecież jakiś kontakt ze znajomymi.

- Jak twoi najbliżsi zareagowali na twój wyjazd za granicę? Nie obawiają się, że zaprzepaścisz karierę?
- Nie. Wprost przeciwnie. Rodzina zawsze była bardzo dumna z tego, że studiuję. Dlatego wręcz przeciwnie: tata do tej pory myśli, że kiedy skończę studia, to pójdę na staż, a potem normalnie do pracy. Dlatego między nami nigdy nie było takiej rozmowy, że mogłabym zrobić coś więcej dla swojej kariery. Rodzina wspiera mnie we wszystkim co robię. Ale nigdy nie miałam od nich takiego sygnału, że powinnam się wspinać jeszcze wyżej. I myślę, że to jest bardzo zdrowe.

- Jest taka możliwość, że kiedyś faktycznie rzucisz śpiewanie i pójdziesz do „normalnej” pracy?
- Nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć. Chociaż trudno mi wyobrazić sobie coś, co sprawiłoby, że skończyłabym z muzyką. Ale jeśli kiedyś coś takiego by się wydarzyło, myślę, że dałabym sobie radę. Nie boję się tego. Wręcz potraktowałabym to jako kolejne życiowe wyzwanie.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Natalia Nykiel: Studia są dla mnie odskocznią od show-biznesu - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl