Niepokonany w ringu Austin DeAnda (15-0-0, w tym 12 przez nokaut) przystąpił do walki z DeAundre Pettusem, mając na głowie misternie zaplecione warkoczyki. Pojedynek zakontraktowano na osiem rund, a zdecydowanym faworytem był „The Native Nightmare” rodem z Bluefield, w Zachodniej Wirginii. DeAnda nie doznał jeszcze bowiem porażki w zawodowej karierze.
W 3. rundzie, kilka warkoczyków Austina rozplotło się na skutek potu. Spocone włosy zaczęły opadać na twarz, ograniczając pole widzenia i wpływając na optymalną koncentrację.
W przerwie przed 4. rundą, poddenerwowany DeAnda poprosił swój narożnik o... ścięcie włosów.
- Jestem cutman, nie golibroda… - wahał się początkowo jeden ze sztabowców Amerykanina
Ostatecznie, wziął jednak nożyczki i ściął kosmyki.
Nie ma żadnych wątpliwości, że w najbliższych dniach, Austin DeAnda musi odwiedzić prawdziwego fryzjera, aby ten zrobić prawdziwy porządek na głowie boksera... Zaraz po walce, był bowiem zmuszony nałożyć czapkę…

Starcie w Norfolk przypomniało rewanżową słynną walkę Paula Malignaggi z Południowoafrykańczykiem z australijskim paszportem, Lovemore N’dou. Otóż, w 2008 roku, na ringu w Manchesterze, Amerykanin włoskiego pochodzenia po raz kolejny pokonał na punkty „The Black Panther”, ale tym razem niejednogłośną decyzją sędziów. Malignaggi przystąpił do walki z cudaczną fryzurą, która jednak na tyle mu przeszkadzała, że w przerwie między ósmą i dziewiątą rundą, trener obciął mu włosy...
