Związkowcy „Solidarności”, po tym jak marszałek Sejmu wstrzymał nowelizację ustawy o zakazie handlu w niedzielę z ich poprawkami są niepocieszeni. Zwłaszcza, że wcześniej sejmowa komisja nadzwyczajna do spraw deregulacji pozytywnie oceniła projekt zgłoszony przez PiS.
ZOBACZ: W które niedziele do końca 2018 roku zrobimy zakupy?
– Nowelizacja jest konieczna, skoro nasz projekt obywatelski został zmieniony przy tworzeniu ustawy. Teraz kwiatki wychodzą. Marszałek oczekuje oceny skutków tych regulacji – mówi Alfred Bujara, szef handlowej Solidarności.
Czego dotyczyć miały zmiany? Doprecyzowują, że z wyłączenia spod zakazu handlu będą mogły korzystać tylko takie placówki pocztowe, których przeważająca działalność polega na świadczeniu usług pocztowych w rozumieniu ustawy. W nowelizacji określono też, że właściciel sklepu może korzystać z pomocy tylko najbliższej rodziny – m.in. małżonka, dzieci własnych, dzieci, rodziców, nie jak do tej pory również kuzynostwa.
– Miałoby to pomóc także Państwowej Inspekcji Pracy w skutecznej kontroli takich sklepów – zaznacza Bujara.
Związkowcy są niepocieszeni jeszcze z innego powodu. PiS w propozycji nowelizacji nie wziął pod uwagę ich podstawowego postulatu. By doba pracownicza kończyła się w sobotę o godzinie 22, a zaczynała w poniedziałek o 5 rano. - W związku z tym chcemy iść na kompromis z pracodawcą. Rezygnujemy z drugiej części postulatu i chcemy tylko, by w sobotę pracownicy sieci handlowych kończyli pracę o godzinie 22. To ważne, z uwagi na pracownice, które dziś kończąc swoją pracę tuż przed północą, wracają w nocy do swoich domów – mów A. Bujara.
Odmiennego zdania są pracodawcy, którzy głośno krytykują prace nad nowelizacją. – Próbuje się w sposób nieudolny tłumaczyć co to rodzina. Nowelizację można wprowadzić dopiero kiedy rząd przedstawi rzetelny raport o zmianach, które zaszły od początku obowiązywania ustawy, czyli od marca 2018 roku – mówi Jeremi Mordasewicz, doradca Konfederacji Lewiatan.
CZYTAJ: Od 2019 roku zakupy tylko w ostatnią niedzielę. Od 2020 - w żadną
Jego zdaniem ustawa negatywnie wpłynęła na rynek.
– Ustawa manipuluje rynkiem. Wolne niedziele powinny być regulowane przez kodeks pracy, za czym optowaliśmy, a nie przez regulacje branżowe. Potwierdziły się nasze przypuszczenia, że w związku z zakazem więcej zarobią stacje benzynowe, gdzie jest drożej i gdzie ludzie przepłacają, a nie małe sklepiki, które nie zawsze są otwarte – mówi Mordasewicz. – Konsumenci gubią się w tych zmianach. Zresztą, jak wynika z badań, większość jest dziś za zniesieniem zakazu handlu w niedzielę – dodaje.
Jak z kolei Solidarność ocenia obowiązujący od marca zakaz handlu? – Odnotowujemy wzrost sprzedaży detalicznej, a nie spadek, który jest na poziomie 9 procent. Nie sprawdziły się też przewidywania, że pracownicy będą masowo zwalniani. Wręcz przeciwnie, brakuje 162 tys. pracowników. Dodatkowo małe sklepy, jak przypuszczaliśmy, odnotowują duży wzrost sprzedaży w weekendy, aż o 20 procent – zaznacza Alfred Bujara.
Przypomnijmy, że od nowego roku handel będzie dozwolony w jedną niedzielę w miesiącu – ostatnią. A od 2020 już w żadną. – Jesteśmy za tym, by w 2019 roku wciąż można było robić zakupy w dwie niedziele miesiąca – mówi Mordasewicz.
Zobacz też:

Jaki to był rok w sporcie. Pierwsza część naszego podsumowan...
POLECAMY:
