„Bild” w alarmistycznym tonie donosi, że „rolnicy chcą sparaliżować Niemcy, a sądy zezwoliły na blokady autostrad”. Tytuł tekstu „Bauer macht Stau” nawiązuje do popularnego programu TV „Bauer sucht Frau”, czyli doskonale znanego w Polsce formatu „Rolnik szuka żony”.
Na tym kończą się żarty, bo sytuacja w Niemczech jest bardzo napięta, a eksperci ostrzegają, że rozpoczęty w poniedziałek protest może „zacząć żyć własnym życiem”.
Jak podkreśla w internetowym wydaniu magazyn branżowy topagrar.pl: „Jeszcze na początku 2023 roku niemieccy rolnicy nie rozumieli, dlaczego ich polscy koledzy protestują przeciwko nadmiernemu importowi produktów rolnych z Ukrainy. Jednak teraz, gdy kryzys w rolnictwie także i ich dosięgnął, obserwujemy nasilenie akcji protestacyjnych w całym kraju. Podobnie jak w Polsce w 2023 roku teraz i w Niemczech rolnicy w czasie kryzysu domagają się od władz wsparcia, a nie zabierania funduszy przeznaczonych na rolnictwo. Chodzi tu głównie o dopłaty do paliwa rolniczego, ale nie tylko. W Niemczech także spadły ceny produktów rolnych i opłacalność produkcji”. Zdaniem autorów analizy, konflikt na linii rolnicy - rząd federalny się nasila.
Jest też coś, czego europejski establishment nie chce dostrzec.
Wskazuje na to pierwszy w Polsce think tank o rolniczym charakterze, Instytut Gospodarki Rolnej: „Celem wspólnych manifestacji i blokad jest pokazanie politykom europejskim, że nie ma i nie będzie zgody europejskich rolników na powolne wygaszanie rolnictwa w Europie. Niemcy w całym kraju mobilizują się, aby utrzymać rolniczy zwrot akcyzy za olej napędowy oraz aby rząd nie podwyższał podatku rolnego”.
Wczoraj (w poniedziałek) do akcji na polsko-niemieckiej granicy w Lubieszynie i Zgorzelcu włączyli się polscy rolnicy. „Bild” z kolei podkreśla, że w protestach biorą udział także plantatorzy winorośli, rzemieślnicy i rzeźnicy.
W sąsiadujących z zachodniopomorskim dwóch wschodnich landach też powinniśmy liczyć się z uciążliwościami. Mieli je choćby lekarze i pielęgniarki, którzy musieli dotrzeć do pracy w Schwedt, Loknitz i Prenzlau. Część z nich, przewidując rozwój wypadków, pojechała do pracy już w niedzielę.
Okręgowa Rada Lekarska w Szczecinie wydała na tę okoliczność stosowne oświadczenie.
- Ostatnie miesiące były dla pracowników szpitala w Prenzlau czy Schwedt bardzo trudne, bo kontrole stacjonarne na granicy bardzo często zajmowały im wiele czasu. Funkcjonowanie na polsko-niemieckim pograniczu od jakiegoś czasu jest dużo trudniejsze i poniedziałkowy protest będzie kolejnym elementem utrudniającym lub nawet uniemożliwiającym pracownikom medycznym dotarcie do pacjentów - mówił Rafał Krysztopik, pełnomocnik ORL ds. lekarzy praktykujących za granicą.
W Pasewalku w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, jak podaje „Nordkurier”, mówi się już o wydaniu pracownikom szpitala „paszportu”, który identyfikuje ich jako pracowników, aby następnie mogli być przepuszczeni przez blokady.
Ale nawet ci, którzy chcą pojechać do Niemiec po zakupy, powinni do końca tygodnia się wstrzymać. Jak przestrzega „Bild”, podczas zakupów w Meklemburgii-Pomorzu Przednim mogą wystąpić problemy: „Zapowiedziano akcje przed supermarketami i stacjami benzynowymi”.
W piątek finałem protestów będzie wielka manifestacja w Berlinie.
