- Pierwszy raz na festiwalu byłam w 2005 roku. Dwa lata temu nie przyjechałam, bo przeprowadzałam się z Londynu do Australii. Leciałam do mojego przyszłego męża, którego poznałam w 2014 roku podczas święta Polonii w Rzeszowie - wspomina Apolonia Mendel.

Ona przyjechała z zespołem „Orlęta” z Londynu, a Robert właśnie kończył kurs choreograficzny tańców folklorystycznych w Rzeszowie.
- Spotkaliśmy się w akademiku Politechniki Rzeszowskiej. Wieczorem po próbach jest taka tradycja, że chodzimy po pokojach i zapoznajemy się z ludźmi. Akurat Robert był ze znajomymi z Anglii, z którymi chodził na kurs. Po jego akcencie poznałam jednak, że nie jest z Londynu, mimo że mówił po angielsku. Pamiętam, że przez ten jego akcent nie mogłam go na początku w ogóle zrozumieć
- zdradza młoda mężatka.
Po tym pierwszym spotkaniu oboje nie wiedzieli, czy coś z tego będzie.
- Mieszkaliśmy na dwóch końcach świata. Robert miał zacząć pracę za sześć miesięcy, więc te pół roku spędził na podróżowaniu - opowiada Apolonia. - Chciał też przyjechać do Anglii, ale nie miał gdzie się zatrzymać. Moi rodzice zgodzili się, żeby został u nas na trzy dni. Wyszło jednak, że został na miesiąc. Powiedzieliśmy sobie: „Spróbujmy, zobaczymy jak to będzie”.
Festiwal Zespołów Polonijnych w Rzeszowie. Było pięknie i ko...
Nie był to łatwy okres dla ich miłości. Mogli rozmawiać jedynie przez skypa. Jak w Anglii było południe, to w Australii późna noc. Czasami Robert wstawał o 5 nad ranem, żeby porozmawiać z Apolonią, gdy u niej była godzina 23.
Rozłąka jednak nie trwała długo. Wiosną Robert zasugerował, żeby Apolonia przeniosła się do Sydney. W tym samym czasie dziewczyna dostała tam propozycję pracy. Co ciekawe, oboje pracują w tej samej firmie Deloitte. On jest księgowym, a ona w rekrutuje ludzi do pracy. Po pracy oboje tańczą w zespole polonijnym „Syrenka”.
Niedługo po przeprowadzce para się zaręczyła. Oświadczyny odbyły się na festiwalu światła w Sydney.
- Całe miasto jest wtedy w kolorach, pięknie oświetlone są wszystkie budynki i mosty. Robert ukląkł na kolano i zadał mi to najważniejsze pytanie w życiu.Oczywiście, zgodziłam się!
- wspomina wzruszona Apolonia.
Jak ślub to tylko w Rzeszowie
- Zdecydowaliśmy się na ślub w Rzeszowie, bo przecież tutaj się poznaliśmy - kontynuuje Pola. - Większość mojej rodziny pochodzi z Czchowa i z Warszawy, a Roberta z Wałbrzycha, więc mieli blisko.
Ślub odbył się 13 lipca w kościele Świętego Krzyża na ul. 3 Maja w Rzeszowie.
- Chcieliśmy zorganizować uroczystość pół na pół. Trochę po polsku, a trochę z angielską kulturą - opowiada. - Do hotelu przeszliśmy w takim korowodzie. Była żywa muzyka i wszyscy śpiewali. Przed wejściem na salę przywitano nas chlebem i solą. Mieliśmy gości z Kanady, Ameryki, Anglii i Australii. Zjednoczyliśmy ze sobą kilka kontynentów. Dzięki polskim zabawom goście zintegrowali się tak bardzo, że impreza trwała aż do 7 rano. Głównym daniem były oczywiście pierogi.
