Dwudziestolatek został tak dotkliwie pobity, że stracił wzrok w jednym oku. Dziś wrocławski sąd skazał na cztery lata więzienia mężczyznę, oskarżonego w tej sprawie. Do zdarzenia doszło rok temu w Bystrzycy – wiosce pod Oławą. Skazany musi zapłacić 50 tysięcy złotych „nawiązki” swojej ofierze. Uzasadniając wyrok skazujący sędzia Michał Kupiec stwierdził, że w wiosce panuje „zmowa milczenia”. Do zdarzenia doszło w biały dzień, w centralnym punkcie wsi, a prawie nikt niczego nie widział.
Po południu, 4 lutego, Grzegorz i jego koleżanka wybrali się jej autem do kiosku w centrum wioski. Chcieli kupić papierosy. Ona czekała w samochodzie za kierownicą, on wszedł do kiosku i zrobił zakupy. Już wracał, gdy drogę zajechało mu BMW. W środku – pamięta dziś Grzegorz – były dwie osoby: jego kolega z wioski Mateusz ze swoją dziewczyną.
Grzegorz zdążył wsiąść do auta, gdy Mateusz otworzył drzwi od strony pasażera, wyciągnął go na ulicę i kazał wsiadać do bagażnika BMW. Grzegorz wyrwał mu się i szybko wrócił do auta koleżanki. Wtedy zaczęło się bicie i kopanie po głowie. Było kilkanaście ciosów pięściami i kolanami.
W pewnej chwili Grzegorz odwrócił głowę w stronę bijącego go mężczyzny. Dokładnie w tym momencie dostał silny cios pięścią w lewe oko. Zaczął krzyczeć, że nic nie widzi. Mateusz przestał bić i kopać. Do siedzącej za kierownicą dziewczyny rzucił „sorry Laura”, a Grzegorzowi powiedział, że ma zakaz wychodzenia „na wioskę”. Bo jak wyjdzie jeszcze raz, znowu dostanie.
Takie są ustalenia śledztwa. I sąd uznał, że tak właśnie było. Główne dowody to zeznania samego pokrzywdzonego – Grzegorza G. i jego dziewczyny. Obrona przekonywała, że utrata wzroku mogła mieć związek z innym zdarzeniem niż to, w którym uczestniczył oskarżony. Ale zdaniem sądu obrona nie ma racji.
O co poszło? Dla sądu to nie jest do końca jasne i najpewniej nigdy nie poznamy prawdy. Grzegorz w śledztwie mówił, że Mateusz to „dziwny człowiek”. Kiedyś pożyczył Grzegorzowi kilkaset złotych. Pokrzywdzony dziś chłopak zapewnia, że oddał. Ale i tak był straszony przez Mateusza. W śledztwie zeznał, że bał się wychodzić z domu. Robił to tylko w tych godzinach, w których Mateusz był w pracy. Kiedyś powiedział koledze, że jeśli Mateusz się od niego nie odczepi, zawiadomi policję. Niedługo potem doszło do incydentu pod kioskiem w środku wsi. Jesienią ubiegłego roku temu na jakimś murze w wiosce zobaczył napis „Konfident”. A pod spodem swoje imię i nazwisko.
Wyrok nie jest prawomocny. Obrona może złożyć apelację. Skazany dziś nieprawomocnie Mateusz D. nigdy do winy się nie przyznał. Podczas procesu zeznania w jego obronie złożyła jego dziewczyna. Sąd nie miał żadnych wątpliwości, że kłamała. Zapowiedział zawiadomienie prokuratury o przestępstwie. Za składanie fałszywych zeznań grozi nawet 8 lat więzienia.
