Nie tak sławny jak Tomasz Komenda, ale tak samo jak on skazany za zbrodnie, których nie popełnił. 6 maja 2019 roku, 45-letni wówczas Arkadiusz Kraska opuścił Areszt Śledczy w Szczecinie, gdzie odbywał swój wyrok. Skazano go za zabójstwo Roberta Sajdaka i Marka Cisonia, którzy zginęli w strzelaninie przed stacją paliw na ulicy Kopernika. To było wieczorem 8 września 1999 roku, kiedy cała Polska oglądała w telewizji mecz naszych piłkarzy z Anglią.
Kraskę obciążyły zeznania dwóch świadków incognito. Osoby te mówiły zgodnie, że przed pasażem handlowym A-Z przy ul. Kopernika okładało się pięściami i kopało kilku mężczyzn. Po chwili jeden z nich wyjął broń i zaczął strzelać do dwóch uczestników bójki, uciekających w stronę CPN-u.
W marcu 2001 roku, w Sądzie Okręgowym w Szczecinie zapadł wyrok najwyższy z przewidzianych w polskim prawie. „Co wy robicie?! Skazujecie niewinnego człowieka!” krzyczał zrozpaczony Arkadiusz Kraska, gdy sędzia Maciej Strączyński wypowiedział słowo „dożywocie”.
W 2016 roku, w serialu dokumentalnym „Kobiety i mafia” szczecińskiej dziennikarki Ewy Ornackiej, znana z procesu gangu Oczki prokurator Barbara Zapaśnik powiedziała, że wbrew zapadłym wyrokom, to nie on jest sprawcą zbrodni. Trzy lata później ta sama prokurator skierowała do Sądu Najwyższego wniosek o uchylenie niesłusznego jej zdaniem wyroku, ponowne rozpatrzenie sprawy i uniewinnienie Arkadiusza Kraski. I chociaż jej przełożony, szef Prokuratury Regionalnej w Szczecinie Artur Maludy osobiście jej wniosek wycofał (bo takie dostał polecenie służbowe z Prokuratury Krajowej), to Sąd Najwyższy zrobił, co należało: w maju wypuścił Kraskę na wolność, a w październiku uchylił mu dożywocie.
Z powodu poważnych uchybień w śledztwie sprzed dwudziestu lat, sprawę skierowano do ponownego rozpoznania. Minęło sześć lat, prawdziwy zabójca wciąż jest bezkarny, zaś Arkadiusz Kraska – chociaż na wolności - nadal ma status podejrzanego. Co tak naprawdę stało się z tą głośną sprawą?
Jakie konkretnie błędy wytknięto szczecińskim śledczym?
Prokuratura przedstawiła sądowi wybrakowany i zmanipulowany materiał dowodowy, bez oględzin z miejsca zbrodni, co w przypadku zabójstwa dwóch osób, raczej się nie zdarza. Podmieniono protokoły przesłuchania policjantów, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce strzelaniny. Zatajono opinię lekarza, który badał zatrzymanego przez policję Arkadiusza Kraskę i nie stwierdził na jego ciele żadnych obrażeń, a przecież sprawca musiałby je mieć, gdyby rzeczywiście brał udział w groźnej bójce, rzekomo poprzedzającej strzelaninę. Podczas procesu nie odtworzono zapisu z monitoringu stacji benzynowej, chociaż tam jak na dłoni widać było moment zbrodni. Wersja wydarzeń według anonimowych świadków inaczej te wydarzenia przedstawiała, co nie umknęło uwadze sędziów Sądu Najwyższego. Mieli oni poważne zastrzeżenia wobec świadków incognito, szczególnie do pierwszego, który nie był konsekwentny w relacjonowaniu wydarzeń. Drugi jedynie potwierdzał wersję pierwszego.
Sędzia sprawozdawca SN Jacek Błaszczak powiedział wprost, że doszło do zatajenia niezwykle ważnej informacji, że jedna i ta sama osoba podawała dwie różne wersje zdarzeń: inną na policji, inną przed sądem. Uniemożliwiło to składowi orzekającemu zweryfikowanie prawdomówności tego ważnego świadka.
„Wątpliwa jest wersja, jakoby do postrzelenia miało dojść na skutek awantury i bójki, o której zeznawali świadkowie anonimowi” mówił sędzia sprawozdawca. „Brak śladów krwi, które powinny były wystąpić wskazuje na to, że miejsce zabójstwa było inne. Postrzelenie obu ofiar dzieliło ponad 15 sekund, co przeczy ustaleniom, jakoby sprawca miał szybko strzelać, oddając kilka strzałów jeden po drugim. Należy rozważyć, czy świadkowie anonimowi byli w ogóle naocznymi świadkami zdarzenia w jego kluczowym momencie”.
Moim zdaniem wszyscy poszli na skróty, bez poszanowania prawa i szacunku dla rodzin ofiar, które od lat czekają na sprawiedliwość. Powiedzmy to wyraźnie - zeznania świadków incognito były i są jedynymi dowodami obciążającymi Arkadiusza Kraskę.
To dlaczego nie uniewinniono go, jak Tomasza Komendę?
Sąd Najwyższy uznał, że jest na to zbyt wcześnie. Uniewinnienie byłoby możliwe po ocenie wszystkich dowodów. Tymczasem śledztwo prokurator Zapaśnik było w toku, pojawiali się nowi świadkowie i kluczowe – jak je nazwano – dowody, które „mogą rzutować na ocenę dotychczasowych ustaleń”. Prawdę mówiąc Sąd Najwyższy już wtedy mógł Kraskę uniewinnić, bo wszystkie kluczowe dowody potwierdzały, że skazano niewinnego człowieka.
Prokurator Zapaśnik dotarła do prawdy?
Jestem przekonana, że była blisko. Zależało jej nie tylko na uniewinnieniu niesłusznie skazanego, ale postawieniu przed sądem prawdziwego zabójcy Roberta Sajdaka i Marka Cisonia. Zaufali jej świadkowie, którzy z różnych powodów milczeli przez dwie dekady. Jeden z tych widział mężczyznę z bronią oddalającego się spod CPN-u. Dobrze go znał. Podał jego imię i nazwisko pod warunkiem, że sam pozostanie anonimowy. Kolejny świadek działał niegdyś w przestępczych strukturach Szczecina. Pracował dla mężczyzny z bronią i słyszał, jak zabójca otwarcie przyznawał się do dwóch trupów z ulicy Kopernika. Niestety, prokurator Zapaśnik odsunięto wkrótce od sprawy.
Co się działo po uchyleniu dożywocia?
Akta miały trafić do Sądu Okręgowego w Szczecinie, jednak tam nie wyrażono zgody na ich powtórną analizę. Argumentowano, że sądem kieruje – awansowany na prezesa za rządów PiS - sędzia Maciej Strączyński, który wydał tamten wyrok. Bezstronność postępowania mogła być zatem dyskusyjna. Sprawa powędrowała do poznańskiego sądu, gdzie postanowiono, że stare błędy będzie naprawiać prokuratura. Ale nie szczecińska, lecz...lubelska.
Dlaczego Lublin, a nie Szczecin, gdzie doszło do zbrodni i gdzie mieszkają świadkowie?
Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro miał na to odpowiedź: „Bo tam są dobrzy prokuratorzy”. I tak świadkowie wzywani na przesłuchania mieli do pokonania ponad 700 km w jedną stronę. Zwrot kosztów ich podróży obciążył skarb państwa. Nieoficjalnie komentowano, że śledztwo będzie przedłużane w nieskończoność, ponieważ nikt nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za niesłuszne skazanie. Uniewinnienie byłoby równoznaczne nie tylko z przyznaniem się do błędu, ale horrendalnym odszkodowaniem i zadośćuczynieniem. Przypomnijmy, że w przypadku Tomasza Komendy, który był za kratami niemal tak długo jak Arkadiusz Kraska, niesłuszne skazanie kosztowało Skarb Państwa blisko 13 mln zł.
Lublin poradził sobie ze śledztwem?
Przekładanej z biurka na biurko sprawy nie udało się tam zakończyć, chociaż prowadziło ją kolejno aż trzech prokuratorów. Jednym z nich był Jerzy Ziarkiewicz, nazywany w środowisku hamulcowym ministra Ziobry. Prokurator Ziarkiewicz wsławił się bezprawnym przechowywaniem w garażu akt śledztw, w których pojawiały się nazwiska członków i podopiecznych rządzącej partii, m.in. eurodeputowanego Ryszarda Czarneckiego, czy brata komendanta głównego policji Jarosława Szymczyka.
Po zmianie władzy w Polsce, akta wróciły do Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, ale nie do prokurator Barbary Zapaśnik, ponieważ kilka miesięcy wcześniej odeszła na emeryturę.
Znamy już finał śledztwa?
Sprawa wciąż jest w toku i nie ma żadnych przecieków. Mogę jedynie powiedzieć, co wiem nieoficjalnie, i – podkreślam to stanowczo – nie ze śledztwa prokuratorskiego, lecz dziennikarskiego. Otóż świadek incognito, który jako pierwszy obciążył Kraskę, zaczął się skarżyć na śledczych. W korespondencji adresowanej do nowego ministra sprawiedliwości napisał, że obiecano mu 50 tysięcy za wskazanie sprawcy, ale pieniędzy do dziś mu nie wypłacono. Podobnie potraktowano drugiego świadka incognito, który miał obiecane 20 tysięcy. Świadek nie sprecyzował, czy takie obietnice składał ktoś z policji, czy prokuratury.
Pieniądze w zamian za zeznania? Tak się robi?
Czasami słyszymy, że policja oferuje nagrodę za pomoc w ujęciu sprawcy, ale tutaj świadkowie zgłosili się sami, nie trzeba było nikogo namawiać do zeznań. W dziennikarstwie śledczym takie praktyki dyskredytowałyby naszych rozmówców i nas samych. Świadek żalił się także na jednego z lubelskich prokuratorów, który miał prowadzić czynności służbowe pod wpływem alkoholu. Prokurator umawiał się z nim na spotkanie w odległej miejscowości, po czym nie przyjeżdżał, kazał mu czekać, ale nie zamierzał zwrócić świadkowi pieniędzy za pobyt w hotelu. Osoba ta chciała opowiedzieć o wszystkim jawnie, pod imieniem i nazwiskiem, ale śledczy skutecznie to odradzili. Inni świadkowie sugerują nieoficjalnie, że podczas przesłuchań w Lublinie spotkali się z naciskami i zastraszaniem, że jeśli nadal będą bronić Kraski, to usłyszą zarzut składania fałszywych zeznań, a ich dane mogą zostać odtajnione. Byłoby to równoznaczne z przestępstwem popełnionym przez prokuratora i wystawieniem świadka incognito na odstrzał.
Potwierdziłaś oficjalnie te niepokojące informacje?
Pytania przesłałam mailem do Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. „Obecny prokurator referent, po przekazaniu śledztwa z Prokuratury Regionalnej w Lublinie, nie dostrzegł tego typu nieprawidłowości. Tym samym nie rzutują one na aktualny bieg postępowania i nie stanowią przedmiotu ustaleń obecnego prokuratora referenta” odpowiedział mi, także w mailu, prokurator Łukasz Błogowski, rzecznik prasowy. Zapytany o niewypłacone świadkom nagrody pieniężne odmówił odpowiedzi zasłaniając się „dobrem wciąż toczącego się śledztwa”.
Coraz mniej osób z organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości może nam, dziennikarzom wytłumaczyć, jak w ogóle mogło dojść do tak skandalicznych zaniedbań, które w konsekwencji zniszczyły życie Arkadiuszowi Krasce i jego bliskim. Policjant Rafał Gobber ze służb kryminalnych, który jako pierwszy wprowadził jego nazwisko do akt, rzekomo po anonimowym telefonie, zmarł w wieku 51 lat. Nie żyje Mariusz Kłosowicz – funkcjonariusz z Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie prowadzący tamto śledztwo i jego przełożeni z komendy miejskiej i wojewódzkiej: Ryszard Kojder i Włodzimierz Ziemiański. Rzeczniczka Prokuratury Krajowej Ewa Bialik, która publicznie dyskredytowała ustalenia prokurator Zapaśnik, zmarła w sierpniu 2024 roku po ciężkiej chorobie. Miała 58 lat. Sędzia Maciej Strączyński, który skazał Arkadiusza Kraskę na dożywocie, w lutym 2025 roku doznał rozległego udaru mózgu i wiele wskazuje na to, że do zawodu już nie wróci.
Nawet jeśli wyjaśnienie tamtej zbrodni zajmie nowym prokuratorom kolejne dekady nie oznacza to, że prawda nie ujrzy światła dziennego. Skrzętnie skrywane przed dziennikarzami i opinią publiczną tajemnice, niechlujstwo i mataczenie śledczych, a także wstrząsający zapis na taśmie video z miejsca zbrodni, znalazły się w czteroodcinkowym serialu dokumentalnym. Jego autorzy prowadzili dziennikarskie śledztwo przez sześć lat, od momentu odzyskania przez Arkadiusza Kraskę wolności. Efekty ich pracy zostaną wyemitowane na jednej z platform streamingowych.
Widziałaś ten film?
Spore fragmenty. Występuję tam w roli narratorki, obok m.in. sędziego Macieja Strączyńskiego, prokurator Barbary Zapaśnik, byłego policjanta Centralnego Biura Śledczego Roberta Michalika, który zgromadził dowody świadczące o niesłusznym skazaniu Arkadiusza Kraski i naszego kolegi po fachu Adama Zadwornego z „Gazety Wyborczej”. Emocje gwarantowane, bo dokument odsłoni to, czego śledczy i sędziowie przez lata nie potrafili lub nie chcieli zobaczyć. I będzie to trzęsienie ziemi.

