Prokurator Małgorzata Sielska zażądała od 6 do 8 lat więzienia dla czwórki oskarżonych, ich obrońcy natomiast zawnioskowali o uniewinnienie wszystkich.
Rodzice dziewczynek usiedli na sali rozpraw pełni napięcia. Gdy usłyszeli wyrok, który odczytała w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej sędzia Sylwia Dorau - Cichoń, niektórzy zapłakali, inni znieruchomieli, ojciec jednej z nich nie dowierzał, krzyknąwszy nawet "Tylko tyle?"
Cała czwórka oskarżonych została uznana winnymi zarzucanych im czynów. Organizator escape roomu został skazany na 2 lata więzienia. W poczet wyroku zaliczono mu jednak 22 miesiące jego pobytu w areszcie. Sędzia orzekła też wobec niego 10 lat zakazu prowadzenia działalności gospodarczej.

Babcia organizatora escape roomu usłyszała wyrok jednego roku pozbawienia wolności, ale w zawieszeniu na 3 lata próby. Również nie może przez 10 lat zakładać działalności gospodarczej branży kulturalnej, sportowej, rozrywkowej i rekreacyjnej. Identyczny wyrok usłyszała jej córka, a matka organizatora escape roomu.
Natomiast pracownik, który był na miejscu w dniu tragedii, usłyszał wyrok 2 lat więzienia, również zakaz prowadzenia działalności gospodarczej i zaliczenie w poczet wyroku jego prawie 12-miesięcznego pobytu w areszcie.
Wszyscy oskarżeni mają też zapłacić solidarnie po 200 tysięcy złotych dla każdego rodzica dziewczynek.
Oskarżonych nie było na rozprawie. Jak oznajmiła sędzia Dorau - Cichoń, mieli takie prawo. Wyrok nie jest prawomocny.
Adam Pietras, ojciec Wiktorii, która zginęła w escape roomie, powiedział nam, że jest wstrząśnięty tak łagodnym potraktowaniem przez sąd oskarżonych. - Jaka to kara odstraszająca innych, którzy prowadzą takie beznadziejne biznesy? - zapytał retorycznie. - Brak mi słów. Owszem, mógłbym coś powiedzieć, ale wtedy mógłbym za to surowo odpowiedzieć, więc wolę już tego nie komentować - czuć było silne oburzenie.

Mecenas Krzysztof Kaszubski, który reprezentował jedną z pokrzywdzonych rodzin, zapowiedział wnikliwą analizę uzasadnienia do wyroku. - Dziś niewiele usłyszałem, ale wyrok jest zaskakująco niski - przyznał.
Obrońcy oskarżonych też poproszą o pisemne uzasadnienie wyroku. Mecenas Wiesław Breliński zauważył, że nawiązka w postaci 200 tysięcy złotych dla każdego z rodziców, czyli łącznie 2 miliony złotych, to kwota której oskarżeni nigdy nie spłacą. - Dlatego nie wykluczam, że będziemy także odwoływać się od wyroku.
Mecenas Marcin Cuber, obrońca oskarżonego pracownika escape roomu, również zapowiedział apelację, uważając, że jego klient jest niewinny. - Pracował tam miesiąc, nie miał nawet umowy o pracę, a jedynie zlecenie, nie przeszkolono go, nie zrobiono właściwie nic, a ma za to trafić do więzienia? - tłumaczył.

Przypomnijmy, do tej tragedii doszło 4 stycznia 2019 roku. Pożar wybuchł w dwukondygnacyjnym budynku mieszczącym się przy ulicy Piłsudskiego 88 w Koszalinie, w którym działał popularny wtedy escaperoom, pokój łamigłówek. Ogień objął jedno z pomieszczeń, które sąsiadowało z tym pokojem, w którym przebywało pięć 15-letnich dziewcząt: Karolina, Julia, Wiktoria, Małgorzata i Amelia. Wszystkie były uczennicami gimnazjum w Szkole Podstawowej nr 18 w Koszalinie. Przyszły tu na urodziny jednej z nich. W wyniku pożaru dziewczyny zginęły na skutek zatrucia tlenkiem węgla. Proces rozpoczął się w grudniu 2021 roku. Po 50 rozprawach zakończył 21 listopada 2024 roku. Na ławie oskarżonych zasiedli pomysłodawca pokoju zagadek, jego pracownik oraz matka i babcia pomysłodawcy, które de facto zajmowały się przedsięwzięciem w Koszalinie.

Prokuratura Okręgowa w Koszalinie oskarżyła wspomniane cztery osoby o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślne doprowadzenie do śmierci nastoletnich dziewczyn. Proces, któremu przewodniczyła sędzia Sylwia Dorau-Cichoń, rozpoczął się 14 grudnia 2021 roku. Przed sądem zeznawało łącznie blisko 150 świadków. W procesie odpowiadający z wolnej stopy oskarżeni nie przyznali się do zarzucanych czynów.
Pogrzeb odbył się 10 stycznia 2020 roku. Dziewczęta spoczęły obok siebie na koszalińskim cmentarzu komunalnym.
