Jerzy Gara to wielki miłośnik jeży, który prowadzi Ośrodek Rehabilitacji Jeży. Jak wspomina, to nie on pierwszy zainteresował się tymi zwierzętami, a one nim. -Któregoś roku przyszła do mojego ogródka mama jeżowa z małymi dziećmi. Wybudowałem im jakieś schronienie i przetrzymałem te jeże na zimę u siebie - opowiada właściciel ośrodka „Jerzy dla jeży w Kłodzku”.
Chociaż nasz bohater ma wykształcenie biologiczne, przyznaje, że początkowo opieka nad tymi zwierzętami była niezwykle trudna. Chociażby dlatego, że jedyna książka w języku polskim, która poświęcona jest leczeniu jeży, pochodzi z lat 50.
Musiał więc sięgnąć po materiały zagraniczne. Kiedy w minionym tygodniu odwiedziliśmy pana Jerzego, w ośrodku przebywało zaledwie trzydzieści jeży. A jak wspomina, były lata, kiedy w jednym czasie przebywało ich około setki. -W tym roku jest to przede wszystkim zasługa pogody - tłumaczy Jerzy Gara. Co ciekawe, żaden zwierzak, który przebywa w ośrodku, nie jest anonimowy.
-Swoje imiona zawdzięczają nazwą ulic, na których zostały znalezione w Kłodzku. A jeśli są spoza Kłodzka to miejscowości - mówi Jerzy Gara. I tak dla przykładu jeż, który zostałby znaleziony w Lądku-Zdroju, nosiłby imię Zlądek.
Maluchy wymagają sporo opieki. Im są młodsze, tym trudniej je uratować. Zajmowanie się takim maluchem, to też duża odpowiedzialność. - Malucha karmi się co dwie godziny. Gdy jest ich więcej, jednego kończy się karmić, a kolejny jest już głodny - śmieje się pan Jerzy. Było kilka jeży, które szczególnie utkwiły w jego pamięci. I chociaż na co dzień nie widujemy tych zwierząt w naszej okolicy, nie jest powiedziane, że one nie występują. Jak tłumaczy nasz bohater, kiedy zobaczymy jeża, może to oznaczać, że zwierzę ma problem i potrzebuje naszej pomocy. Najlepiej wtedy skontaktować się z ośrodkiem pana Jerzego. Po udzieleniu im stosownej pomocy zostają wypuszczone na wolność. A w jaki sposób możemy im pomóc?
-Wystarczy zostawić trochę liści na uboczu swojej działki. Jeże wtedy spokojnie się tam zakopią i przezimują - tłumaczy Jerzy Gara.