Sam Ryszard Zatorski, rodzimy specjalista od sztampowo postrzeganych, przebojowych komedii romantycznych („Porady na zdrady”, „Dzień dobry, kocham cię!”, „Dlaczego nie!”, „Tylko mnie kochaj”, „Nigdy w życiu!”), zdaje się potwierdzać, iż nie widzi powodu, by wychodzić poza schemat. Z drugiej strony to trochę jak w piłce nożnej - po co zmieniać coś, co działa? Ciągle więc jest to opowieść o niej i o nim, darzących się uczuciem, których drogi się rozchodzą, by w finale dobiec do happy endu. Akcja rozgrywa się zwykle w Warszawie szklanych biur i apartamentowców, choć opowiadając o swoim najnowszym filmie Ryszard Zatorski przyznał, iż odczuwał pokusę przeniesienia tej historii do Łodzi, do której ma spory sentyment z okresu studiów w Szkole Filmowej. Ale jak to w dziejach Łodzi przeważnie bywa, stolica ponownie zgarnęła wszystko...
Jeżeli zatem będziemy mieć pecha i zostaniemy zaciągnięci na „Pech to nie grzech”, kolejny raz wejdziemy w świat młodych zdolnych, którzy w pracy ledwie się pochylą nad komputerem już mają gotowy ważny projekt, dzięki czemu dysponują mnóstwem czasu na miłosne perturbacje i przemieszczanie się pomiędzy kolejnymi warszawskimi lokacjami. Główna bohaterka, Natalia (w tej roli niedawna absolwentka łódzkiej Szkoły Filmowej Maria Dębska), odnosi sukcesy jako główny udziałowiec firmy współtworzonej z przyjacielem Piotrem (Mikołaj Roznerski). Jest singielką z kilkuletnią córką (Julia Kostow) - ojca dziewczynki zostawiła w Brazylii - i twierdzi, że w miłości ma pecha, więc unika romantycznych uniesień. Co innego Piotr, który poznawszy przy kuflu piwa bezpośrednią Weronikę (Barbara Kurdej-Szatan), szybko decyduje się na ślub. Przy okazji narzeczeni zakładają się o to, czy Natalii uda się w ciągu trzech miesięcy zakochać się i z kimś związać. Młoda kobieta postanawia udowodnić bezczelnej parze, że nie jest z nią tak beznadziejnie i rozkręca uczuciową intrygę - jej ofiarą staje się pracownik konkurencyjnej firmy, Adam (Krzysztof Czeczot). Rzecz jasna, za chwilę wszyscy coś udają, a my mamy się przekonać, że jedyne czego na dłuższą metę udawać się nie da to miłość lub jej brak.
I może nie realizm czy wiarygodność są głównymi wartościami, których od filmowej bajki oczekujemy, ale w produkcji Ryszarda Zatorskiego niemal nic się nie klei, nic się nie uzasadnia. Trudno uwierzyć w bohaterów snujących się po ekranie, ich relacje i reakcje szeleszczą fałszem nie do zniesienia. Co bolesne, kłopot rodzi się już na poziomie obsadowych wyborów. Maria Dębska dzielnie wypełnia dziwacznie i nieskładnie napisaną postać swoim niepospolitym talentem (ze świadomością, że między innymi takimi występami robi się w Polsce popularność, a co za tym idzie - zdobywa kolejne propozycje filmowe), ale aktorka obdarzona jest tym typem urody i wrodzonej klasy, iż kuriozalną staje się próba wmawiania nam, że jej bohaterka jest „antymagnesem na facetów” i nawet nie potrafi się umalować. Mikołaj Roznerski autentyczny jest jedynie w scenie konsumowania parówek, Barbara Kurdej-Szatan zaś przekonuje, że swych aktorskich ograniczeń zapewne jeszcze długo nie przeskoczy. Chemii między tą trójką na ekranie nie ma za grosz. Jedyny Krzysztof Czeczot przyszedł na plan z sercem, cóż z tego, skoro musi wypowiadać kwestie, po których zapewne chciałby - jak jego bohater - szybko posprzątać. Zobaczymy jeszcze między innymi Tomasza Karolaka w roli Tomasza Karolaka, Krystynę Tkacz nie z tego filmu oraz Jana Frycza w smacznym epizodzie.
Pozbawione uroku i emocji sekwencje sprowadzają na dno kilogramy w żenującym stylu lokowanych produktów. Czego tu nie ma: od soków i aplikacji dotyczących zamawiania potraw, przez wina, po karmę dla psów - uwaga, jedną z najdroższych na rynku podawaną pupilowi przez bezdomnego, żyjącego w przyczepie i ściganego przez komorników. To jest dopiero miłość do zwierząt!
Jednowymiarowe postaci, wydumane dylematy, historyjka cienka niczym pasek do sukienki, drętwe żarty leją się beztroskim strumieniem z napisanego na tarasie nie po raz pierwszy pokazywanego w komediach romantycznych piętrowego apartamentu - niestety dla scenarzystów wynajętego do tej pracy chyba tylko na moment. Ba, gdyby jeszcze realizatorzy pozwolili sobie na elementy autoironii, o które przy tylu powtórzeniach z poprzednich produkcji aż się prosi. Lekkości i wdzięku tu tyle, co w dźwigu na budowie. No naprawdę państwo twórcy tej komedii - macie grzech!
Pech to nie grzech Polska, reż. Ryszard Zatorski, wyst. Maria Dębska, Mikołaj Roznerski, Krzysztof Czeczot | OCENA: ★★☆☆☆☆