Pełne usta obietnic. Partacz z kliniki urody

Małgorzata Oberlan
Powiększone usta na osiemnaste urodzony, korekcja nosa przed pierwszą pracą, pełny biust z okazji ślubu - młode Polki ogarnęła moda na poprawianie urody. Zgubna?

Pierwsza w klasie ostrzyknęła się Natalia. Nie było jej na teście z chemii, zawaliła sprawę z matematyczką, ale kiedy po niecałych dwóch tygodniach w końcu się pojawiła, to... No, efekt był piorunujący. Potem ostrzyknęły się Julia i Martyna. Każda jeździła do kliniki urody w większym mieście, bo do ich „dziury”, jak mówią, cywilizacja jeszcze nie dotarła.

- Rodzice jakoś to zaakceptowali - śmieją się. - Żadna z nas nie jest imprezowym pustakiem. Zdałyśmy maturę i mamy równo pod sufitem. I żadna z nas nie wygląda jak „glonojad”- podkreślają młode kobiety.

Wystarczyło 500 złotych

Rzeczywiście, usta Natalii, Julii i Martyny robią sympatyczne wrażenie. Pełne, ładnie zarysowane. No, może w przypadku Julii górna warga jest zbyt wydatna w stosunku do dolnej. Ale dziewczyna zapewnia, że ten „słodki efekt” był zamierzony.

Jaki efekt chciała osiągnąć Anna, była już studentka psychologii na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy? Na pewno nie ten, który zafundowała jej pewna klinika urody w Toruniu.

Żadna z nas nie jest imprezowym pustakiem. Zdałyśmy maturę i mamy równo pod sufitem. I żadna z nas nie wygląda jak „glonojad”

Jej historia stała się głośna za sprawą dwóch procesów, które toczyły się w tej bolesnej sprawie.

Anna studiowała i prowadziła w Toruniu własną działalność gospodarczą, konkretnie - punkt obsługi klienta pewnej znanej sieci telekomunikacyjnej.

Czy to dziwne, że chciała atrakcyjnie wyglądać? Internauci, którym już grzeje się klawiatura, niech podejdą do lustra i uderzą się w piersi. Nie poprawiliby w sobie czegoś, gdyby mieli sposobność i pieniądze? A pani Anna miała jedno i drugie. Tym bardziej że usługę powiększenia ust kwasem hialuronowym w klinice urody wykupiły z koleżanką w ramach zniżkowych kuponów znanej sieci. Każda miała zostać profesjonalnie obsłużona, płacąc jedyne 500 zł.

Ostrzykiwał ją trzy razy

Gabinet kosmetyczny, szumnie nazwany kliniką urody, prowadziła w północnej części Torunia pani K. Prowadziła, bo „klinika” zniknęła już z mapy miasta.

Profesjonalnym, jak zapewniano, ostrzykiwaniem damskich ust kwasem hialuronowym zajmował się tutaj jej syn. Jak później ustalono w sądowym procesie, pan K. w żadnym razie nie był lekarzem. Miał za to skończone kursy, m.in. kosmetologii i BHP.

Anna w sumie została ostrzyknięta trzy razy. Gdy po pierwszym zabiegu zeszła jej opuchlizna, odkryła grudki w ustach i ich niesymetryczne wygięcie. Wróciła więc do kliniki na konsultację. Pan K., mimo obrzęku, zaaplikował kobiecie kolejne dawki wypełniacza, wstrzykując je w górną i dolną wargę. Zalecił masaż ust, picie wody oraz unikanie słońca, solarium i alkoholu. Potem przyznał, że powtórnie ostrzykując klientkę, postąpił nierozważnie. Niestety, pani Anna wyglądała coraz gorzej i coraz gorzej się czuła.

Zrozpaczona udała się do kliniki po raz trzeci. Na jej żądanie pan K. uzupełnił usta kolejną dawką preparatu. To jednak do niczego dobrego nie doprowadziło.

- Z uwagi na nienaturalny wygląd, trudności z mówieniem i brak możliwości uśmiechania się, kobieta zrezygnowała z prowadzenia działalności gospodarczej; zrezygnowała również ze studiów - uzasadniała wyrok sędzia Magdalena Glinkiewicz z I Wydziału Cywilnego w Sądzie Rejonowym w Toruniu.

Oszpecona młoda kobieta liczyła na to, że pomogą jej specjaliści. Udała się do Bydgoszczy, do jednego z prywatnych centrów chirurgii plastycznej o uznanej marce. Niestety, poza konsultacją (odpłatną), niczego tu nie zyskała. Po prostu żaden profesjonalista nie podejmie się korygowania spapranej roboty poprzednika, jeśli nic o niej nie wie. A w tym przypadku tak było.

Z uwagi na nienaturalny wygląd, trudności z mówieniem i brak możliwości uśmiechania się, kobieta zrezygnowała z prowadzenia działalności gospodarczej; zrezygnowała również ze studiów

Toruńska klinika nie prowadziła dokumentacji medycznej, więc Anna nie mogła jej przedstawić. Tym samym lekarz nie mógł nawet podumać, czym zrobiono jej krzywdę.

Jak ustalił później sąd, pan K. ostrzyknął panią Anną jakimś wypełniaczem, ale... nie był to kwas hialuronowy. Ten powinien wchłonąć się najpóźniej po 12 miesiącach, a nie pozostawiać grud w ustach.

- Zabieg powiększania ust poprzez wstrzyknięcie kwasu hialuronowego jest zabiegiem inwazyjnym (chirurgicznym), gdyż polega na przerwaniu ciągłości tkanek. Jest zabiegiem medycznym. W klinice H.K. tego typu zabiegi nie powinny być wykonywane, bo nie prowadzi ona działalności lekarskiej - podkreślił Sąd Rejonowy w Toruniu, przyznając oszpeconej pani Annie 10 tysięcy 650 złotych zadośćuczynienia. Niewiele w porównaniu do jej cierpień.

O nielegalności zabiegu mówili też na sali sądowej biegli. Co jasne, Anna - jak setki innych młodych kobiet - zmierzając do kliniki urody, prawdopodobnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Podobne gabinety, ośrodki czy salony zawsze zapewniają klientów o profesjonalizmie i często mają kadrę z wyższym wykształceniem.

- Kursy pana K. nie uprawniały go do wykonywania zabiegu powiększania ust i nie powinien on takich usług świadczyć. Podkreślić należy również, iż przy każdym zabiegu inwazyjnym obligatoryjne jest wydanie karty informacyjnej. W przedmiotowej sprawie poza „zaświadczeniem” brak jest jakiejkolwiek dokumentacji lekarskiej. Powódka przed wykonaniem zabiegu nie podpisała również zgody na jego wykonanie - zaznaczyła w uzasadnieniu wyroku pani sędzia.

Słynna w Internecie Anella, zwana polską żywą Barbie
Słynna w Internecie Anella, zwana polską żywą Barbie Twitter

A potem boje o pieniądze...

Wyrok, który 25 czerwca tego roku zapadł w I Wydziale Cywilnym Sądu Rejonowego w Toruniu, był już kolejnym w tej sprawie. W pierwszym procesie sąd przyznał pani Annie 50 tysięcy złotych zadośćuczynienia za oszpecenie i wyrządzoną krzywdę. Po apelacji jednak Sąd Okręgowy w Toruniu skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia i toczył się drugi proces. Znacznie niższa kwota zadośćuczynienia to wynik nowej oceny szkody, jakiej doznała Anna. Kobieta cierpiała przez kilka lat! Przez tyle czasu miała asymetryczne usta i grudki w wargach. Dziś wygląda już lepiej, choć nie można jeszcze powiedzieć, że jej wygląd wrócił do normy.

Nowy nos do nowej pracy

Być może kogoś historia pani Anny uczuli przynajmniej na to, by urodę poprawiać, poddając się zabiegowi wykonywanemu przez lekarza, a nie „fachowca z kursami”.

Mody na poprawianie urody wśród młodych kobiet jednak to nie zatrzyma. One jeszcze nie cierpią z powodu zmarszczek, „chomików” czy „pelikanów”. Po prostu chcą skorygować niedoskonałości - faktyczne albo też te wyimaginowane, subiektywnie odbierane.

Coraz częściej też dążą w ten sposób do kanonu urody, prezentowanego w różnych mediach. - Finansowo to jest przecież w zasięgu ręki. Klinika (medyczna!), w której wykonano mi korekcję nosa, oferuje nie tylko przystępne ceny, ale i system ratalny. To zachęca także te osoby, dla których jednorazowy wydatek w kwocie kilku czy kilkunastu tysięcy złotych jest niemożliwy - zauważa Monika.

Ta 27-latka ze średniej wielkości miasta niedawno przeszła korektę nosa w klinice na południu kraju. Zanim ją wybrała, przefiltrowała internet. Przeczytała wszystkie dostępne opinie klientek, a nawet skontaktowała się z kilkoma z nich. Dopiero potem zadzwoniła do wybranej placówki, by umówić się na pierwszą konsultację.

- Zapłaciłam nieco ponad 5 tys. zł. Zabieg w znieczuleniu wykonywał, oczywiście, chirurg plastyczny. Skorzystałam z hotelu dla pacjentek. Jestem szczęśliwa, bo pozbyłam się garba, który męczył mnie przez całe życie - cieszy się Monika.

Rodzina i znajomi kobiety nigdy nie powiedzieliby o niej, że ma garbaty nos. Ona jednak ten garb widziała. Codziennie, w lustrze.

Teraz, po kilkutygodniowym okresie rekonwalescencji (były siniaki, opuchlizna, ból, zakaz uśmiechania się) wygląda kwitnąco. Zmieniła pracę na lepszą i niczego nie żałuje. Zabieg opłaciła z własnych, zarobionych uczciwie pieniędzy.

- Jest w tym coś złego? - kończy pytaniem.

Nowy biust na nowej drodze...

... życia? Oczywiście! Ta moda również już do nas dotarła. Zresztą, nie chodzi tutaj tylko o powiększanie piersi. Pod terminem „Bridalplasty”, który oczywiście przywędrował do Europy z Ameryki, kryje się też liposukcja (odsysanie tłuszczu), wspomniane wypełnianie ust czy botoks.

Dzień ślubu zawsze był dniem, w którym panna młoda, będąca wówczas w centrum zdarzeń, a więc i wnikliwie obserwowana, chciała wyglądać przepięknie, wyjątkowo. Dziś wywiera się na nią dodatkową presję, bombardując od dziecka relacjami ze ślubów gwiazd. Niejedna zatem dziewczyna dorasta w przekonaniu, że na ślubnym kobiercu musi prezentować się tak, jak one.
Oczywiście, w sukurs temu przekonaniu przychodzi branża medycyny estetycznej i chirurgia plastyczna.

Co ta branża proponuje przyszłym pannom młodym w Polsce?

„Zabiegi polegające na wstrzyknięciu kwasu hialuronowego w zmarszczki są metodą zrozumiałą, bo Polki stają na ślubnym kobiercu w coraz późniejszym wieku. Zastrzyki z botoksu lub innych wypełniaczy, takich jak Juvederm, powinny być wykonane na kilka tygodni przed wielkim dniem. Mogą się pojawić siniaki czy obrzęki.” - czytamy na stronie internetowej jednej z klinik.

Podobno pożądane, a dla niektórych niezbędne są jeszcze: lifting twarzy i podniesienie opadających powiek, korekcja sylwetki („Jeśli planujesz liposukcję przed ślubem, zrób to 2, 3 miesiąc wcześniej, ponieważ dopiero wtedy widoczny jest ostateczny efekt zabiegu”), implanty piersi („Powrót do pracy dopiero może być po około 2 tygodniach. Dwa miesiące przed ślubem można spokojnie poddać się operacji”) i nie tylko.

Generalnie, trudno o lepsze klientki niż przyszłe panny młode, zapatrzone w śluby celebrytek.

Polscy chirurdzy plastyczni czekają w gotowości. Skoro „Bridalplasty” opanowało Amerykę, a kilka lat temu już Wielką Brytanię, to dlaczego nie miałoby przyjąć się nad Wisłą? Jesteśmy podatni na mody, a i finansowo radzimy sobie coraz lepiej.

O tym, że takie pomysły mogą skończyć się naprawdę tragicznie, świadczy głośna i smutna historia Szwedki Christiny Hedlund, która przyjechała do Polski, żeby powiększyć biust przed ślubem właśnie.

Ciężkie uszkodzenie mózgu

Christina poddała się operacji powiększania biustu poprzez wszczepienie implantów w 2010 roku, w Pomorskim Centrum Traumatologii (dziś to Szpital im. Mikołaja Kopernika). Zabieg zakończył się dla niej ciężkim uszkodzeniem mózgu. Obecnie kobieta komunikuje się ze światem mrugając oczami. Jej bliscy wierzą, że rozumie, co do niej mówią. Lekarze nie są tego pewni.

Prawomocnym wyrokiem Sadu Okręgowego w Gdańsku z 2017 roku za zaniedbania w opiece poopercyjnej nad Szwedką ukarane zostały osoby z personelu medycznego. Były dyrektor szpitala Leszek K. został skazany na 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. Lekarz anestezjolog, która przekazała pacjentkę pod opie-kę pielęgniarek i nie nadzorowała jej stanu - na półtora roku. Dwie pielęgniarki, które opiekowały się Szwedką po zabiegu i za późno odkryły, że dzieje się z nią coś złego - na półtora roku więzienia oraz karę roku i 10 miesięcy pozbawienia wolności.

Uniewinniona została natomiast lekarka, specjalistka chirurgii plastycznej. Pracowała na umowę-zlecenie i zlecone zadanie wykonała: wszczepiła implanty.

W 2013 r. przed gdańskim sądem okręgowym rozpoczął się też proces cywilny. Rodzina Christiny żąda od szpitala odszkodowania, zadośćuczynienia i pokrycia kosztów leczenia w łącznej wysokości około 6 milionów złotych.

Ile to wszystko kosztuje?

Oczywiście, historia Szwedki to znów drastyczny, ale skrajny przypadek. I nie zatrzyma on mody.

Polki powiększają sobie biusty i poprawiają chirurgicznie urodę coraz częściej, zazwyczaj jednak nie płacąc za to tak okrutnej ceny. A jaką?

Zajrzeliśmy do cennika renomowanej kliniki urody w Krakowie. Zabiegi wykonują tu tylko chirurdzy plastyczni, w znieczuleniu ogólnym. Zakres usług jest bardzo szeroki, a opinie klientek - w większości naprawdę dobre.

  • Za powiększenie ust kwasem hialuronowym zapłacimy tutaj od 1,5 do 3 tysięcy zł. Droższe jest powiększenie ich za pomocą własnej tkanki tłuszczowej (od 3,4 do 4,5 tysięcy złotych) albo za pomocą silikonu (6-7 tysięcy złotych).
  • Całkowita korekcja nosa kosztuje w krakowskiej klinice od 12 do 15 tys. złotych, natomiast tylko jego kostnej części - od 8 tys. złotych.
  • Plastyka korekcyjna jednego ucha to wydatek rzędu 3 tys. zł, a obu uszu - do 5 tys. zł.
  • Za powiększenie piersi za pomocą implantów kobiety zapłacą tutaj od 15 do 18 tys. zł. Natomiast powiększenie pośladków - także z użyciem implantów - wyceniono na 18 - 22 tysiące złotych.

Oczywiście, to tylko drobna część szerokiej oferty. Zresztą, zawiera ona także propozycje zabiegów estetycznych przeznaczonych specjalnie dla mężczyzn. Estetycznych, bo chirurgiczne, jak te dotyczące korekcji uszu, nosa, powiek, tkanki tłuszczowej, adresowane są przecież do obu płci.

Przy okazji cennika warto podkreślić, że mniej renomowane od krakowskiego ośrodki (nie wspominając o pseudoklinikach urody) oferują ceny nawet o połowę niższe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pełne usta obietnic. Partacz z kliniki urody - Plus Express Bydgoski

Wróć na i.pl Portal i.pl